-->

środa, 31 maja 2017

Nowa dusza starych książek


Kocham książki! - to chyba każdy wie. Jednak zapewne nie każdy z Was zdaje sobie sprawę z tego, że nie tylko uwielbiam kupować współczesne powieści, ale także... kolekcjonować te starsze. Dużo starsze. Mam fioła na tym punkcie. Co fakt, w mojej domowej biblioteczce dominują powieści współczesne (ale tutaj również mam swoje ulubione zdobycze, które są wyjątkowe!), ale za to staram się zawsze koncentrować się na tych starszych, aby... dać im nową duszę. Nowe życie. I mam nadzieję, że za parę lat będę mogła pochwalić się okazalszym zbiorem!

Wliczając w to również książki edukacyjne, w swoim ,,starym" zbiorze posiadam około 150 pozycji (co jest jakimś 12,5% całej mojej zawartości biblioteczki). Najmłodszą książkę posiadam - jak możecie się domyślić - z 2017 roku (nawet z czerwca!), zaś najstarszą... Oj, tak. Widzicie ją na zdjęciu powyżej. Jak myślicie, z którego roku ona jest? Jesteście ciekawi skąd ją mam? Zachęcam do zapoznania się z postem.


Wyżej napisałam, że mam fioła na punkcie starych książek? Wolne żarty! Jest jeszcze gorzej. Kiedy jestem z rodziną lub bliskimi w miejscu, gdzie mogę zakupić stare książki - antykwariaty, stragany, a nawet poruszając się za pomocą Internetu np. po Allegro - czuję się jak... na smyczy. Ciągłe krzyki, wołania skierowane w moją stronę, abym natychmiast wróciła i nie podążała w stronę raju... Uch. Ale co na to poradzić? Czuję się jak zahipnotyzowana. Nie zależy mi na tym, aby zbierać klasyki - raczej książki (niekoniecznie powieści), które... Mają w sobie wartość. Wartość duchową, która interpretowana jest doświadczeniami. Im ona starsza, tym lepsza. Mając takową książkę w dłoni wyobrażam sobie, że zanim ona do mnie dotarła, miało ją przynajmniej kilkanaścioro ludzi w rękach. Dbam o książki i szlag mnie trafia, kiedy w świeżym egzemplarzu widzę ślady po sosie, ale całkiem inaczej jest, kiedy widzę ślady przeżyć w starych oprawach. Oczywiście nie mowa tu o tym, że im gorszy stan, tym lepszy - skądże! Raczej po prostu nie zwracam uwagi na to, czy ktoś zamazał tuszem pustą kartkę papieru. Póki wszystko trzyma się kupy, a litery można przeczytać, nie ma mowy o tym, abym takim egzemplarzem pogardziła.

Chciałabym pokazać Wam swoje zbiory, jednak postanowiłam skoncentrować się na tych starszych książkach, które można bez problemu porównać ze współczesnymi. Dlatego też ukazane będą powieści z XX wieku oraz... TAK! XIX wieku również! Właściwie takową mam tylko jedną, ale za to jaką niezwykłą... ❤







Na pierwszy rzut chciałabym pokazać Wam swoje ukochane ,,Księgi tysiąca i jednej nocy" (1974-75). Właściwie to tylko dzięki Wam udało mi się skompletować tę serię - nie miałam w swoim zbiorze dziewiątego tomu, ale już teraz... Moje oczy za każdym razem błyszczą szczęściem, gdy na nie spoglądam. Mam do nich wielki sentyment, gdyż to ojciec obdarował mnie przed swoją śmiercią tymi ośmioma tomami. Teraz mam wszystkie.

Przy okazji szczerze polecam tę serię - oczywiście dla dorosłych. Jak sami możecie podejrzewać, nie chodzi tylko o agresywne zachowania bohaterów (zabójstwa, gwałty), ale o całą koncepcję fabuły. Z racji tego, że jest to starsza książka, język również nie należy do najbardziej przyswajalnych, jednak historia szybko wciąga czytelnika w swoje sidła. Jeśli jesteście zainteresowani tą historią, tutaj możecie znaleźć odnośnik do szczegółowego opisu Ksiąg -> KLIK [onet].





Tutaj zaś mamy do czynienia z dwutomowymi powieściami - ,,Quo Vadis" (2000) oraz ,,Krzyżacy" (1957) - Sienkiewicza. Niemalże pięćdziesiąt lat dzieli ich od produkcji, niemniej jednak wyraźnie widać różnice. ,,Quo Vadis", czyli książki po lewej stronie, są w twardej oprawie, tak samo jak ,,Krzyżacy", jednakże z tą różnicą, że wykonanie jest bardziej... Przystępne. Ładniejsze. Krzyżacy natomiast to... materiałowo-kartonowe wydanie. Jak sami możecie zauważyć, na tych drugich widać już ślad czasu - zabarwienia, zadrapania, lecz nadal są w dobrym stanie. W środku zaś także graficznie inaczej wyglądają - czcionka jest zupełnie inna. Nie wiem, czy mieliście do czynienia ze starszymi książkami, choć sądzę, że duża większość z Was odpowie, że tak, są również różnice językowe i korekcyjne. Właściwie wszystko wygląda zupełnie inaczej, choć fabuła zostaje niezmieniona. To właśnie ta magia starych książek...


Szczerze? Nawet względem czytania chyba wolę te starsze. Mają swój klimat. Nie wyobrażam sobie, żebym musiała przeczytać jakiś klasyk w nowoczesnej oprawie. Tak jak w przypadku mojego kochanego ,,Portretu Doriana Graya" (Oscar Wilde) - czekałam na okazję kupienia starszego egzemplarza (chyba nawet posiadam dwa - musiałabym poszukać), bo nie mogłam zmusić się, aby kupić wydanie z 2010 roku. Taka ja...






Powieści... Tutaj też jest wielka różnica. Nie jestem z tych osób, które kryją się ze swoją skłonnością - zawsze patrzę na okładkę. To okładka przyciąga czytelnika, nie tekst, który schowany jest w środku. Kiedy wchodzicie do biblioteki, antykwariatu, księgarni - a nawet księgarni internetowej! - co widzicie? Tekst, czy okładkę? Zaglądacie do każdej jeden powieści, chociaż jest ich parę tysięcy, jak nie więcej, aby wiedzieć, że tekst jest dobry? Oczywiście, że nie. Ja zawsze sięgam po książki, które w jakiś sposób mnie przywołują. Owszem, okładki nie oceniam, ale to jest jak pierwsza randka - dopóki druga osoba nie pokaże charakterystycznej dla niego cechy, nie ma mowy, aby nas ona zainteresowała. To książka powinna przekonać nas, żeby to ją wybrać, nie na odwrót. Ale powróćmy do tematu...

Nie podobają mi się te okładki. Na zdjęciu widzicie ,,Boczne drogi" Chmielewskiej (1989) oraz ,,Przyjaciel wesołego diabła" Makuszyńskiego (1982), które mają około 30 lat. Niby odległość czasu taka mała, ale jednak chyba widzicie różnice, jakie kiedyś były okładki, a jakie teraz, prawda? Jednak... Może źle to zinterpretowałam. Podobają mi się cechy okładki - nie zdjęcia, nie barwy, ale sam tekst. W ,,Bocznych drogach" w oczy rzuca się nam znane nazwisko polskiej autorki, zaś przy drugiej książce interesujący jest sam tytuł. To właśnie to przyciąga wzrok - przynajmniej w moim przypadku.  




Ale skoncentrujmy się na najcenniejszych książkach, które po prostu... kocham! W moim zbiorze znajduje się również reprint, czyli książka, która została... skserowana, że tak to określę, od pierwowzoru. Jest to ,,Młot na czarownice" (1614), w którym... zakochałam się. Jak widzicie na zamieszczonym zdjęciu nie łatwo jest tę książkę przeczytać, gdyż zamiast ,,i" pisane jest ,,y" oraz... Och, dużo by tu wymieniać. Jednak czytając od samego początku, łatwo i szybko można wczytać się w treść. Nie ma problemu z interpretacją ,,znaczków". Na pierwszy rzut oka wygląda to jak pismo łacińskie, jednak gwarantuję Wam, że jest to język polski. Więcej zdjęć środka możecie znaleźć na stronie Allegro u wydawcy, gdzie to zakupiłam -> KLIK.

W niedalekiej przyszłości planuję zakupić również inne reprinty (mam już zaplanowane dwie książki). Jestem po prostu usatysfakcjonowana zakupem. Najważniejszą cechą książki, nie licząc oprawy oraz stylu tekstu, jest przede wszystkim ciężar oraz wielkość egzemplarzu, ale o tym przekonacie się nieco niżej.


Egzemplarz z... XIX wieku!

Tak, dobrze widzicie. Ostatnio bardzo mi się poszczęściło...

Niedawno założyłam konto na Allegro, co okazało się błędem - jako zakupoholiczka książek zaczęłam wyławiać okazje, przez co bankrutuję w pierwszej minucie po wypłacie. Jednym z przypadkowych odkryć była aukcja ,,The Lady of the Lake" autorstwa Walter'a Scott'a  z 1851 roku z podpisem w książce (nie autora) z roku 1853. Aukcja trwała kilka dni, było dużo obserwatorów, więc nie łudziłam się, że wygram.
Jednak...

WYGRAŁAM! Nikt nie zdążył zalicytować, dzięki czemu owa książka trafiła do mnie za 22,99 złotych + KW. Zalicytowałam w ostatnich sekundach. Ręce mi się trzęsły, a kiedy przyszła do mnie wiadomość o wygranej, przez kilka minut wpatrywałam się w tę informację, nie wierząc własnym oczom. ,,Pani (z) Jeziora" to poemat oparty na micie arturiańskim, co jeszcze bardziej wprawiło mnie w osłupienie - KOCHAM TĘ TEMATYKĘ!

Malutki egzemplarz, który zważywszy na okres wydania jest w dobrym stanie (nie licząc grzbietu, który się rozpada), ma piękną oprawę. Oprawa to skóra safian, papier czerpany, a - jak sami widzicie - złocą się kartki, gdy bierze się tę książeczkę pod światło. W dodatku jest to poemat w wersji angielskiej. To jeden z moim najbardziej wartościowych egzemplarzy.  



Dla porównania wyciągnęłam wszystkim nam znanego Dan Brown'a - ,,Młot na czarownice" jest prawie dwa razy większy od ,,Inferno", zaś ,,Pani (z) Jeziora" dwa razy mniejsza. Już nie wspomnę o ciężkości... Kiedy za pierwszym razem dźwignęłam książkę z XVII wieku (choć to reprint), to myślałam, że będę musiała wynająć dźwig, który ją podźwignie i przytrzyma w powietrzu, abym ja mogła czytać. Ale spoko - nieco się duszę, kiedy opieram ją przy czytaniu na brzuchu, niemniej jednak... Daję radę. Jeszcze żyję. Chyba.
Z kolei ,,Pani (z) Jeziora" jest lekka jak piórko. To chyba równowaga, prawda?




Na koniec chciałabym (już bez zdjęć) wspomnieć, jakie skarby jeszcze posiadam w biblioteczce. Mam nie tylko ,,fazę" na starsze książki, ale także pierwsze druki (jak np. Szóstka Wron), książki, których nie można już kupić (np. Zimowa opowieść), czy powieści, które mają nowe wersje okładkowe, ale nigdzie nie znajdziecie tych starszych okładek - przynajmniej w paru przypadkach (np. seria Darów Anioła). No, to CHYBA byłoby na tyle.



Z początku obawiałam się tego postu - myślałam, że nie będę miała wyrobionych nawet dziesięciu zdań, ale jak zwykle nieco się rozgadałam. Teraz Wasza kolej! Lubicie stare książki? Macie takie w swojej kolekcji? Pokażcie! Z chęcią Wam pozazdroszczę. ❤❤❤❤

(możecie publikować w komentarzach - jest taka możliwość)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)

ODWIEDŹ NAS JUŻ DZIŚ!