Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 4 czerwca 2014
John Green – to nazwisko słyszał chyba każdy nastolatek, który kiedykolwiek miał do czynienia z literaturą młodzieżową, bowiem książki tego charyzmatycznego pisarza z Indianapolis królują na światowych listach bestsellerów. Niedawno, bo na początku czerwca do polskich księgarni trafiła powieść „19 razy Katherine” – już czwarta przetłumaczona na nasz język. A co było pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po otrzymaniu tej wiadomości? Buty na nogi i marsz do księgarni! Od początku byłam pozytywnie nastawiona, bo Green jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, jednak to, co dostałam w zamian za lekkie braki w portfelu, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
„Jeśli chodzi o dziewczyny, każdy ma swój typ. Typu Colina nie określały cechy fizyczne, lecz lingwistyczne: lubił imię Katherine. Nie Katy, Kat, Kitty czy Cathy, Rynn, Trina, Kay, Kate, lub, broń Boże, Catherine. K-A-T-H-E-R-I-N-E. Do tej pory chodził z dziewiętnastoma dziewczynami. Wszystkie miały na imię Katherine. I wszystkie – co do jednej – go porzuciły.”
Chłopak, załamany zerwaniem z Katherine XIX i swoją aurą Notorycznego Porzucanego postanawia więc opracować wzór matematyczny, który powie mu, dlaczego ma niesamowitego pecha do dziewczyn o tym pięknym imieniu. Prace Colina zostają jednak pokrzyżowane w momencie, gdy jego najlepszy przyjaciel Hassan, dla którego wszystko, czego nie robi, jest haram*, zabiera go w podróż donikąd, byleby odwrócić uwagę chłopaka od K-19. Plany krzyżuje im dziewczyna. I tym razem nie ma na imię Katherine.
„19 razy Katherine” pod względem fabuły jest dość podobna do „Papierowych Miast” i „Szukając Alaski” – innych książek tego autora. W każdej z nich pojawia się motyw podróży, w każdej spotykamy się z nieszablonową dziewczyną, która miesza głównemu bohaterowi w głowie i doprowadza do nieprzewidywalnych wydarzeń i dziwnych zwrotów akcji, które nie pozwolą czytelnikowi oderwać się od lektury choćby na chwilę. Coraz częściej jednak zastanawiam się, czy właśnie ten powtarzający się motyw nie jest sporym minusem w twórczości tego znakomitego pisarza. Gdyby głębiej się zastanowić, dostajemy różne przesłania ubrane w te same stroje, ale w innych kolorach. Debiutancka powieść Greena, o której jednak mowa w tej recenzji, sama w sobie jest bardzo dobra na swój sposób i choć spotkałam się z opiniami, że jest najsłabsza w dorobku pisarza, po przeczytaniu jej byłam mile zaskoczona.
Dostaliśmy jak na tacy wciągającą, złożoną i inteligentną powieść o szukaniu samego siebie i swojego miejsca w świecie. Colin i napotkana przez niego Lindsey, która niestety nie ma na imię Katherine, są swoimi przeciwieństwami – ona, mająca zamiar pozostania do końca życia w swoim małym miasteczku Gutshot, a on z planami osiągnięcia czegoś wielkiego i marzeniem o możliwości wykrzyknięcia słów „Eureka”. Colin marzy o byciu zapamiętanym i właściwie boi się zapomnienia. Perspektywa zostania „tylko” cudownym dzieckiem przeraża Colina i doprowadza do dość poważnych kompleksów, co komplikują jeszcze bardziej kolejne rozstania z Katherinami.
Cała książka przepełniona jest humorem, którego głównym źródłem jest przyjaciel Colina, Hassan i, choć żarty są zwykle prymitywne i niezbyt dojrzałe, nie gryzie to podczas czytania, a wręcz czyni ją jeszcze bardziej miłą dla oka i lekką. Green stworzył dla nas ciekawe postacie, z którymi wielu czytelników może się łatwo utożsamić – niezrozumiany Colin, Hassan, próbujący być wesołkiem i utrzymywać się w szkolnej hierarchii jako żartowniś oraz Lindsey, która udając innych powoli zapomina, kim tak naprawdę jest.
Historia w książce nie jest skomplikowana, ale w te proste słowa autor wplótł cudne przesłanie, nad którym można, a raczej powinno się zastanowić. Wiele osób uważa, że powieść ta jest nieciekawa, porównując do reszty w dorobku Johna Greena, ale ja myślę, że właśnie ten ukryty przekaz sprawia, że każdy młody czytelnik na pewno chętnie po nią sięgnie. W subtelny sposób odpowiada na pytanie, czy można żyć przeszłością i czy warto dążyć ku zmienieniu przyszłości.
Książka jest godna polecenia dla osób, które szukają luźnej rozrywki z morałem, przy której można i się pośmiać, i zastanowić się nad własnym życiem i swoimi wyborami. Tak jak myślałam na początku – nie zawiodłam się. Miała dokładnie to, czego się spodziewałam – ciekawą fabułę i kolorowych bohaterów, a wszystko to zapisane cudownym piórem Greena. Z ogromną chęcią sięgnę po jego następne książki, które, mam nadzieję, wydawnictwo Bukowy Las niedługo nam udostępni :)
Ocena: 5/6
"Jeśli człowiek zachowuje się jak kameleon przez całe życie, w końcu nic, co go dotyczy, nie jest już prawdziwe."
Mrs. Holmes
*haram - arabskie słówko oznaczające rzeczy i czynności zakazane przez Islam; Hassan był Muzułmaninem.
Nie czytałam jeszcze żadnej książki autora, ale Gwiazd naszych wina czeka na półce. Zobaczymy, jakie wrazenie na mnie wywrze ;)
OdpowiedzUsuńJa czytałam GNW niedawno, więc z mojej strony na pewno pojawi się recenzja i tej książki :)
UsuńOstatnio kupiłam właśnie "19 raz..." i teraz stoi przede mną na półce i czeka, aż ją otworzę. Po takiej recenzji uczynię to z największą rozkoszą. ;)
OdpowiedzUsuńc.
Cieszę się, na pewno nie pożałujesz! c:
Usuń„Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz, mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcasz im uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość.” ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten cytat! :)
Usuńświetha recenzja, jeśli bede miala taka mozliwosc na pewno kupie ksiazke. :) tmczasem zApraszam na mojego bloga:
OdpowiedzUsuńzzaczytaniwksiazkach.blogspot.com
Mi książka również się podobała, chociaż może nie była jakaś niesamowita. :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;-)
wcieniuksiazek.blogspot.com