-->

poniedziałek, 30 maja 2016

#74 Moje serce należy do Ciebie




Autor: Allesio Puleo
Wydawnictwo: MUZA
Ilość stron: 384
Data wydania: 11 maja 2016

 Powieść, która zabiera czytelnika w literacką podróż pełną bólu, emocji i cierpienia. Miłość, która już od pierwszego spotkania nabiera największe mentalne znaczenie i śmierć, która chce odebrać upragnioną przyszłość. Czy można zmienić los? 

Opis książki: 
,,Historia młodzieńczej miłości w bardzo romantycznym wydaniu, rozgrywająca się jednak we współczesnych i bliskich życia realiach."

Przedmowę do książki napisał popularny autor Federico Moccia.  
W klasie 18-letniego Alexa pojawia się nowa uczennica, Ylenia. Chłopak postanawia zwrócić na siebie jej uwagę. Ale Ylenia skrywa tajemnicę i postanawia trzymać chłopaka na dystans. W końcu jednak nie jest w stanie przeciwstawić się uczuciu. Alex jest pewien, że nic ich nie rozłączy, dopóki się nie dowiaduje, że dziewczyna cierpi na ciężką i nieuleczalną wadę serca. Jej jedyną szansą jest przeszczep. W dniu egzaminu maturalnego Alex odbiera telefon ze szpitala z informacją, że Ylenia jest umierająca. Wybiega zrozpaczony na ulicę..." 
źródło opisu: empik

Już od samego początku zaintrygował mnie temat, który Autor poruszył. Niesklasyfikowana wada serca, gonitwa czasu i brak (z przyczyn zewnętrznych) planów na przyszłość, to dość bolesny przypadek dla bohaterki książki. W dzisiejszych czasach sami mamy problem, aby cieszyć się każdym dniem, żyjemy z dnia na dzień, z minuty na minutę i nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasze życie w każdym momencie może się zakończyć. Ylenia, choć z początku nie spodobała mi się jej postawa - jedynaczka, która chciałaby mieć wszystko, po przeprowadzce do Włoch zmienia instynktownie swoje myślenie. Dopiero, kiedy dowiaduje się o chorobie, znowu wpada w depresyjny wir. Z biegiem czasu poznajemy nie tylko jej chore serce, ale i empatyczną i emocjonalną osobowość. 
Z początku irytował mnie ojciec głównej bohaterki. Kiedy dowiedział się, że jego córka niedługo zakończy swoje życie, nie chciał, aby ona i jego żona o tym się dowiedziały. Zataił przed nimi tak ważny fakt. Jednak, stawiając się na jego miejscu, zrozumiałam, że ciężko mu było wypowiedzieć te słowa. Sama skrywałabym tę tajemnicę tak długo, aż byłoby konieczne jej wyjawienie.

Zostanie dawcom narządów - to również jest ważny temat, który Autor poruszył. Nie znamy dnia ani godziny śmierci, co też idzie w parze z tym, że nie wiemy, co czeka nas w życiu. Nasze organy nie będą już nam potrzebne, kiedy odejdziemy z tego świata, a innym może to uratować życie. Dzisiaj nie zastanawiamy się, co będzie jutro. Gdybyśmy jednak się zmobilizowali i zapisali się na listę dawców, moglibyśmy po śmierci stać się superbohaterami.
A kto wie? Może i nam będzie kiedyś potrzebna pomoc od dawców. Kochani, pomagajcie! 

Czułam tę książkę, płakałam przy niektórych sytuacjach i mocno współczułam bohaterom, jednak nie czułam miłości głównych bohaterów. Czytałam o tym, jak siebie kochają. Czytałam, jak bardzo im na sobie zależy. Choć w pewnych momentach w ogóle nie rozumiałam ich zachowania, to i tak wszystko było słownie wyjaśnione. Słownie. Jednak, jako czytelnik, nie poczułam do tego wszystkiego emocjonalnego przywiązania. Możliwe, że powodem tego było pochodzenie Autora. Zresztą książki tak sławnego Frederico Moccia także nie podbiły mojego serca, choć wykreowane historie naprawdę zasługują na medal. Po prostu styl pisania tych autorów nie jest moim ulubionym. Nie odczuwam go.

Mimo tak ważnej wady, książkę bardzo miło się czytało. Był humor i to naprawdę niezły. Bohaterowie byli dobrze wykreowani, z mocnym temperamentem do przygód. Poznajemy wielu licealistów, którzy ganiają za swoją miłością i za swoimi pragnieniami, nie zwracając uwagi na zdrowy rozsądek. Dzięki temu książka była bliższa rzeczywistości, bowiem każda z tych sytuacji nieraz zagościła w naszym życiu. Przypały, szkolne zagwozdki, ucieczka od nauki w świat domówek... Znamy to, prawda?   

Do tej pory Alex jest dla mnie zagadką. Z początku poznajemy bohatera, któremu przyklejamy plakietkę z napisem ,,gamoń". Nie jest on idealny, aż nadto przystojny, więc to coś normalnego, a zarazem jest to odskocznią od bohaterów literackich, którzy ostatnimi czasy są zbyt wyidealizowani. Z biegiem czasu, z kolejnymi kartami stron, poznajemy jego stronę ,,uwodziciela". Okazuje się, że mimo iż nie jest on ideałem kobiety, był niegdyś kobieciarzem. Niegdyś, dopóki nie poznał swojej bratniej duszy, swojej jedynej miłości. Już wtedy poznaliśmy poszkodowanego, uczuciowego, mądrego i silnego chłopaka, który zrobiłby wszystko dla bliskich mu osób. 
Alex ma przyjaciela, który wyciąga go w wir imprez i przez to niejednokrotnie był w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.  Mimo to ich przyjaźń jest tak silna, że aż do pozazdroszczenia. W powieści nie tylko znajdujemy przepis na miłość, ale i również poznajemy siłę przyjaźni i wsparcia. 

Rodzina także jest na pierwszym miejscu. Rozczulały mnie fragmenty o ojcu, który już od początku musiał sam poradzić sobie z wiadomością, że wkrótce może stracić córkę. Sam musiał podjąć radykalne środki i ukrywać swoje emocje, aby jego rodzina mogła żyć normalnie i cieszyć się - bez łez - każdą wspólnie spędzoną chwilą, nie zerkając na wskazówki zegara. Wsparcie rodziców Ylenii było naprawdę wielkim plusem. Dbali nie tylko o jej potrzeby materialne, ale i mentalne. 

,,Moje serce należy do Ciebie" to powieść, której motywem jest walka o lepsze zakończenie. Choć historia jest dość krótka, satysfakcjonująca fabuła zapewni nam nadmiar emocji. Ciepła powieść o sile miłości i przyjaźni to coś idealnego dla kobiet, które lubią wzruszać się przy czytaniu książki. 

Ocena: 4+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Business & Culture


czwartek, 26 maja 2016

KONKURS #1 - ,,Złudzenie"

Obiecałam Wam konkurs, a więc serdecznie zapraszam!
 Do wygrania jeden egzemplarz Charlotte Link ,,Złudzenie"



   Regulamin konkursu: 
Zasady: 
     Konkurs jest przeznaczony dla obserwatorów bloga, a więc jeśli chce się wziąć udział w konkursie, należy obserwować bloga, udostępnić PUBLICZNIE post konkursowy u siebie na Fanpage'u/Facebooku oraz zgłosić się w komentarzu według wzoru podanego poniżej. 
Anonimowi również mogą dodać komentarz, jednakże wszystkie punkty muszą zostać spełnione. 
   
Regulamin:
1. Organizatorem i sponsorem konkursu jest założycielka Stan: Zaczytany, Aleksandra Szoć.  
2. Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany regulaminu. O zmianach zostaniecie poinformowani.
3. Konkurs trwa od dziś do 02.06.2016 roku, do godziny 23:59. Późniejsze zgłoszenia nie będą rozpatrywane.
4. Każdy uczestnik konkursu winien jest zapoznać się z regulaminem oraz zasadami konkursu. Zgłoszenie się w konkursie wyraża jednocześnie akceptację każdego punktu.
5. Uczestnik może zgłosić się tylko raz. Pod każdym komentarzem, który SPEŁNI WSZYSTKIE KRYTERIA, będę przypisywać liczby biorące udział w losowaniu.
6. Udokumentowane losowanie odbędzie się do 7 dni po zakończeniu konkursu.
7. Laureat nagrody ma obowiązek podesłać w wiadomości prywatnej do Stan: Zaczytany swój adres do trzech dni po wyłonieniu zwycięzcy, w celu wysłania nagrody. Jeśli do tej pory zwycięzca się nie zgłosi, wybiorę inną osobę.
8. Wygrywa jedna osoba.
9. Aby konkurs się odbył, musi wziąć udział min. 10 osób.

POWODZENIA! 
Wzór zgłoszenia:


Zgłaszam się!
Obserwuję jako:
Mój e-mail: 
Post udostępniony.


EDIT
Ci, którzy nie chcą podawać publicznie e-mail, mogą wysłać w wiadomości prywatnej na fanpage'u Stan: Zaczytany adres e-mail.
Wówczas wzór zgłoszenia, który trzeba dodać w komentarzu, ulega zmianie i wygląda następująco:
Zgłaszam się!
Obserwuję jako:
Mój adres e-mail wysłałam/wysłałem w wiadomości prywatnej.
Post udostępniony.



_________________________________

No to powodzenia! :) 
Jeśli aktywność będzie duża, wkrótce zorganizujemy kolejny konkurs. :) 

środa, 25 maja 2016

#73 Dotyk Północy




Autor: Adelina Tulińska
Wydawnictwo: Biblioteka
Liczba stron: 288
Data wydania: 28 maja 2016
Seria:  Dotyk północy (TOM 1)



Znacie to uczucie, kiedy odrywacie się od lektury i nawet po dłuższym czasie wciąż macie wrażenie, że uczestniczycie w literackiej podróży? Że zdarzenia, które miały miejsce w książce, na trwałe zdążyły zadomowić się w Waszym umyśle? Tak? Nie? Zresztą nieważne, jaka będzie odpowiedź. Ważne, że ta pozycja Wam to zapewni.

Opis:
,,Wszystko zaczęło się od niepokojącego snu...
Później było już tylko mroczniej, zimniej i ciemniej. Laura na co dzień wiedzie normalne życie, kończy studia, pracuje, spotyka się ze znajomymi. Jej życie drastycznie zmienia się gdy wyjeżdża na wolontariat do dalekiej Norwegii. Tam po raz pierwszy w życiu poznaje mężczyznę, który ją intryguje, pociąga i odpycha zarazem, a nawet potrafi zawładnąć jej ciałem wbrew jej woli. Laura nawet sobie nie wyobraża jak mroczną tajemnicę ukrywa rodzina u której przebywa. "
Źródło opisu: http://dotykpolnocy.pl/



Niczym Alicja skacząca do króliczej nory, tak i my skoczmy z klifu i zanurkujmy w niebezpieczną krainę, dającą tyle pozytywnej energii zarazem!

To jedna z tych lektur, przy których czytelnik zapomina o całym świecie. Pochłonięta w historii Gabriela i Laury nie byłam w stanie reagować na zewnętrzne, realne bodźce, więc niekiedy osoby trzecie musiały wzywać mnie do życia. Książkę czyta się szybko, bowiem styl autorki jest lekki i przyjemny. Ponadto akcja, która została nam przekazana w czytelnicze ręce, jest tak rozbudowana, że nie sposób się nudzić. I o tym chciałabym wpierw wspomnieć.

Z całą pewnością na samym początku skupiamy całą swoją uwagę na tajemniczej rodzinie. Starałam się - tak jak główna bohaterka - wyjaśnić wszystko logicznie, sceptycznie. Później moje rozważania były podobne do przemyśleń Laury. Jako czytelnik stałam w kropce i nie wiedziałam, czy zrobiłam krok w przód, czy jednak się cofnęłam. Autorka umiejętnie wprowadziła akcje i towarzyszące w nich zagadki, ponieważ nie tylko rodzina staje się głównym celem myśli. Zwroty akcji, niebezpieczeństwo, chwila uniesień i pogrążeń, miłość, nienawiść... Duża dawka rozrywki w jednej książce - to macie zagwarantowane.
Kiedy już nasze rozmysły nakierowują nas na to, że rodzina - nawet przystojny brunet, który niejednokrotnie ratuje Laurę z opresji - może być niebezpieczna, główna bohaterka trafia na kolejne zagrożenie, przez co musi zaufać tym, którzy sami napawają ją niepokojem. Kobieta stoi między młotem a kowadłem. Czekają ją ciężkie wybory, jednak działając sercem i rozumem podąża w niebezpieczną podróż z nad wyraz wielkim intelektem.

Laura? Już od pierwszych stron ją polubiłam. Poznajemy normalną, przeciętną kobietę, która nie jest wyidealizowana, jak w przypadku większości książek, pojawiających się na rynku. Choć zauważamy, że jest inteligentna, nie jest to największym jej atutem. To serce kieruje główną bohaterką i to dzięki niemu robi to, co uważa za słuszne. Dba nie tylko o swoich bliskich, ale także o postacie poboczne oraz o stworzenia, od których na pierwszy rzut oka, w pierwszym impulsie, ucieklibyśmy od nich jak najdalej. Laura to idealny wzór do naśladowania. Choć działa impulsywnie, wszystko stara się wpierw przeanalizować. Pomaga, nie oczekując niczego w zamian. Jej serce jest większe, niż Morze Norweskie, a mimo to z biegiem czasu wciąż się rozrasta.

A Gabriel? Przyznam, że z początku miałam mieszane uczucia względem jego osoby. Jak to zwykle bywa, kiedy na horyzoncie pojawia się przystojny - i niegrzeczny! - mężczyzna, od razu staje się moim ulubieńcem. Jednak jego tajemnica powodowała, że nie mogłam mu zaufać w stu procentach. Z jednej strony chciałam, aby zbliżył się do Laury, ale z drugiej patrzyłam (a raczej wczytywałam się) uważnie na każdy jego ruch. Jako że Autorkę poznajemy pierwszy raz, bo ,,Dotyk Północy" jest jej debiutem, nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Dlatego też ten brak ufności był kolejną rozrywką, jaka i Was czeka podczas czytania powyższej powieści.

Humor także dopisuje. Jako dodatek do powieści Autorka postanowiła urozmaicić czytelnikowi emocje, dodając naprawdę zabawne sytuacje oraz dialogi. To jeszcze bardziej zagwarantowało, że czytelnik może wizualizować powieść. Historia staje się dla nas prawdziwa, jakbyśmy w niej uczestniczyli. Bohaterowie ożywiają, stają się dla nas realnymi postaciami. I gdyby nie fakt, że świat realny wzywa, zostałabym w krainie ,,Dotyku Północy" na dłuższy czas. Wciąż odczuwam niedosyt, chcę więcej!

Lekka, przepełniona dużą dozą rozrywki powieść, to kolejny dowód na to, że polska literatura także może być niezwykle interesująca i pochłaniająca. Szczerze polecam, aby sięgnąć po tę pozycję. Czas stanie w miejscu i dopóki nie przewrócimy ostatniej strony, na jakiś czas zagościmy na bajecznej wyspie, noszącą nazwę Frisørd. Szybko się od tej lektury nie uwolnisz! Polecam. :)



Tym bardziej jest mi miło ogłosić, że Stan: Zaczytany objął patronatem powieść ,,Dotyk Północy", a ponadto moja rekomendacja pojawi się na okładce książki. Za ten zaszczyt oraz za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce.






wtorek, 24 maja 2016

#72 Stinger. Żądło namiętności




Autor: Mia Sheridan
Wydawnictwo: Septem
Data wydania: 18 marca 2016
Ilość stron: 430
Seria: Stinger (TOM1)

To powieść, która przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Chciałam odczekać parę dni, abym zdążyła ochłonąć i spojrzeć na tę książkę pod innym kątem, jednak wciąż wewnętrznie odczuwam literackie zaspokojenie. Już teraz Wam wyznaję, że autorka dołączyła do moich ulubionych pisarzy i nie ważne, co by napisała - ja koniecznie będę musiała to przeczytać.

Opis książki:
,,Los czasem płata figle...
Kto powiedział, że konferencje branżowe muszą być nudne? Nawet jeśli tak bywa, to na pewno nie w Las Vegas, mieście, w którym wszystko może się zdarzyć. To właśnie tam pewna poważna młoda osoba, Grace Hamilton, uczestnicząca w Międzynarodowym Zjeździe Studentów Prawa, poznaje Carsona Stingera, aktora z branży erotycznej, z którym spędza kilka upojnych chwil. Ale cóż może na dłużej połączyć dwoje tak odmiennych ludzi, mających całkowicie inne poglądy na świat i życie?Grace to dziewczyna, która uparcie dąży do realizacji swoich celów, a Carson żyje z dnia na dzień i na niczym szczególnie mu nie zależy. Oboje doskonale wiedzą, że ich drogi skrzyżowały się tylko na chwilę... A jednak nie potrafią o sobie zapomnieć.Kiedy szczęśliwym zrządzeniem losu wpadają na siebie ponownie, nie mogą odrzucić tej szansy. Zwłaszcza że w międzyczasie oboje nieco dojrzeli, a Stinger porzucił branżę porno na rzecz służby w armii USA. Romans pięknej pani prokurator i przystojnego komandosa nie przypomina sielanki, ale czy życie bez emocji jest ciekawe?"źródło opisu: http://www.empik.com

Z początku poznajemy historię, których jest wiele na rynku. Lekki, ale ognisty romans typowej poukładanej kujonki i aktora filmów pornograficznych. Oboje mają po dwadzieścia trzy lata, jednak ich wewnętrzny wiek nie jest zbyt dojrzały. Nie znają się na życiu tak, jak powinni - ich charaktery i zachowania na to wskazują. Z początku pełna nienawiści relacja zmienia się w ognisty płomień pożądania. Jeden weekend łączy ich ciała i uczucia na wieczność. Choć nigdy nie czytałam i nie spotkałam się z takim wzorem bohaterów, owa powieść, ich miłość, pożądanie i wzajemna obsesja na swoim punkcie, to klasyczny wzór dzisiejszych książek. Mimo to ich historia niezmiernie przypadła mi do gustu. Bowiem czyta się szybko, przyjemnie i... uzależniająco.
Jednak wszystko jest do czasu.
Książka jest podzielona na trzy części, jednak ja chciałabym zwrócić uwagę, że dwie są warte zapamiętania. W pierwszej, jak już wyżej napisałam, poznajemy ich początki. Ich miłość, która nie ma prawa przetrwać. Życie głównej bohaterki jest ułożone, nie może pozwolić sobie na to, aby sypiać z facetem, któremu płacą za seks z nieznajomymi kobietami przed kamerami. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, jej reputacja spadłaby na dno. On zaś, człowiek bez przyszłości, nie może jej zapewnić nic innego. Nie podjął się studiów, nigdzie nie przyjmą go to pracy. Już z góry zakładamy, że nie ma innego rozwiązania. Jeśli dla Grace ważna jest kariera, musi pożegnać się z uczuciami i mężczyzną, który jest jej pisany.
W drugiej części zaś następuje metamorfoza. Choć sama podczas czytania nie wpadłam na żadne rozwiązanie ich sytuacji, bohaterowie miło mnie zaskoczyli. Carson, który z początku nie wykazywał się być osobą ponad myślącą, sam znalazł rozwiązanie swoich problemów. Wstąpił do armii USA i stał się komandosem, porzucając swoje poprzednie życie. Chciał nie tylko zmienić się dla Grace, aby mogli żyć szczęśliwie, ale także i dla samego siebie, żeby mieć zapewnioną przyszłość. Dzięki temu dowiadujemy się, że wszystko jest możliwe, gdy tylko się chce.

Podobał mi się humor książki. Ich docinki, wzajemne żarty ciągle wywoływały u mnie uśmiech na twarzy. To jedna z tych książek, przy których nie tylko miło spędzasz czas, ale i również dowiadujesz się, jak istotna jest mobilizacja. Przeznaczenie robi swoje, jednak musimy sami wyciągnąć rękę ku własnemu szczęściu.

Bohaterowie literaccy są cudownie wykreowani. Widziałam ich i czułam, jakbym naprawdę była obserwatorem historii. Bez najmniejszego problemu wtopiłam się w ich życie, wyobrażałam sobie wszystko z idealną jakością. Autorka ma bardzo dobre pióro, dzięki któremu czytelnicy od razu pochłaniają jej powieści.

,,Amerykańska pisarka, autorka poczytnych książek z gatunku romance. W ostatnim czasie zdobyła tytuł Bestseller Author New York Times, USA Today, a Wall Street Journal. Mia mieszka w Cincinnati, w Ohio z mężem. Mają czworo dzieci. Jej pasją jest tkanie prawdziwych miłosnych historii o ludziach, którym przeznaczone jest, aby być razem."źródło opisu: www.amazon.com

Oprócz romansu i niesamowitego pożądania, możemy zapoznać się z adrenaliną, krwawymi sytuacjami i tematem, który jest dla nas znany, jednak mało kiedy o nim rozmawiamy. Bowiem Mia pokazała nam tragiczną, prawdziwą problematykę. Mimo, iż jest to fikcja literacka, wiele słyszeliśmy na temat niewolnictwa kobiet - ich sprzedaży i gwałcenia. Kobiety zabierane są siłą, traktowane jak przedmiot, a potem sprzedawane, aby był z nich inny pożytek. To bardzo druzgocący temat, jednak autorka dobrze zrobiła, mogąc nam przekazać obraz całej sytuacji.

Książkę polecam z całego serca. To jedna z tych książek, przy których się żyje i do których często się wraca. Mia kolejny raz pokazała swój talent pisarski. Z niecierpliwością czekam na kolejną część.

Ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Helion

niedziela, 22 maja 2016

#71 Anioł na ramieniu




Autor: Anna Daszuta
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 267
Data wydania: 2015 
Seria: Anioł na ramieniu (TOM 1)

Opis książki: 
,,Adelina Gelans, młoda i atrakcyjna redaktorka wydawnictwa Get Lucky, za namową swojej przyjaciółki zakłada sobie konto na portalu randkowym. Jej naiwność styka się ze światem pieczołowicie ukrywanych erotomanów i seksoholików. Na przekór swojej Cheru, mieczonośnej anielicy, umawia się na spotkanie z Janem, który wprowadza ją w krainę grzesznej rozpusty.
Możliwe, że wszystko ułożyłoby się tak jak trzeba, gdyby nie JEGO tajemnice. Czy 
piękna dziewczyna z Aniołem na ramieniu będzie przy nim szczęśliwa? Czy odkryje 
zagubione puzzle całej układanki? Czy narazi siebie i swoją czteroletnią córkę Julcię na niebezpieczeństwo?
„Anioł na ramieniu” to powieść z zaskakującymi zwrotami akcji. Autorka z wyczuciem porusza problemy współczesnej kobiety. Tematyka miłosna rozpatrywana na różnych płaszczyznach niech będzie zachętą, by sięgnąć po tę wyjątkową pozycję."
źródło opisu: Novae Res, 2015

Niezwykle ważną dla mnie sprawą jest polubienie głównych bohaterów, jednak w powyższej książce miałam z tym ogromny problem. Adelinę lubiłam do czasu, aż pokazała swoją ,,uległą" stronę. Pragnę zaznaczyć, abyście nie kojarzyli tego z praktykami BDSM. Główna bohaterka po prostu, złapana w szpony miłości, z twardej kobiety stała się tą udręczoną, biedną, zakochaną. Z początku nie podobała mi się ta zmiana, oburzało mnie to, jak w szybkich tempie, z powodu dobrego seksu i tajemniczego przystojniaka, diametralnie nastąpiła w niej zmiana. Z jednej strony wiedziała, że powinna zakończyć tę toksyczną znajomość, jednak wybierała drogę nadziei. Przez zauroczenie w niebezpiecznym mężczyźnie kierowała się wiarą, że on się zmieni, zadba o ich szczęście i przyszłość. Ten optymizm tak ją zaślepił, że nie chciała ujrzeć prawdy.  
Jana również nie polubiłam. Lubię niegrzecznych mężczyzn, uwielbiam, gdy takowi pojawiają się w literaturze, jednak poznając głównego bohatera, od początku nie czułam do niego sympatii. Ba! Przez większość książki nie mogłam się nadziwić, co ona w nim widzi. Może i był przystojny, ale nonszalancja, arogancja, chamskość i szorstkość to podstawowa charakterystyka tego mężczyzny. Jednak w dalszym ciągu ciekawiła mnie jego osoba. Czułam, że skrywające tajemnice są istotne, że zbudowały jego osobowość, i nie mogłam się doczekać, aż wszystkie je poznam. Mimo to nadal nie traktowałam jego jak postaci, która jest interesująca. Po prostu skreśliłam go z listy.
ALE! Tak, to trwało do pewnej chwili i dzięki temu moja ocena się zmieniła. Autorka zabawiła się umysłami czytelników, zagmatwała tę z początku prostą historię i odsłoniła więcej szczegółów z życia bohaterów. Polubiłam fikcyjne postaci, czytałam kolejne stronice bez wytchnienia, choć myślałam, że taki nawrót się nie wydarzy. Już zrozumiałam postępowanie Adeliny i Jana, i uwierzcie mi, że ich historia mocno mnie poruszyła. 

,, - Nie da się kochać na siłę! Nie rozumiesz?
- Nie jestem ani rozumem, ani sercem.
- No, tak...
- Brniesz coraz dalej. Będziesz cierpiała."
Fragment ,,Anioł na ramieniu", Anna Daszuta - str. 62

Spodobała mi się wzmianka o aniołach. Każdy ma swoje ,,sumienie", które podpowiada nam, jaką drogą powinniśmy podążać. Adelina natomiast ma swoje osobiste anioły, anioły na ramieniu, szepczące jej do ucha wskazówki. Rozmawia z nimi w trudnych chwilach, stara się otrzymać od nich słowa otuchy i radę. Niemniej jednak, zresztą tak jak każdy z nas, mało kiedy się ich słucha. Są dla niej czymś ważnym, ale jednocześnie czymś zbędnym. To dość nietypowy dodatek do książki, który ogromnie mi się spodobał. Może dlatego, że nikt nie słuchałby zwykłego, niewidzialnego sumienia. Nikt nie zauważyłby, jaką rolę odgrywa nie tylko w książce, ale i w realnym życiu. Autorka mocno scharakteryzowała skrzydlate istoty, zadbała, aby czytelnik zorientował się, że kieruje nami ,,wolna wola" i to od nas zależy, którą drogą będziemy podążać. Sumienie podpowiada nam najbezpieczniejsze rozwiązanie, zdatne na brak problemów i sporów. Chce, abyśmy kierowali się rozumem, jednak zaznacza, że bezpieczna droga nie zawsze jest dla nas satysfakcjonująca. Serce także musi być zaspokojone, co w przypadku Adeliny oznacza cierpienie, ból i rozpacz. 

Czytając niektóre recenzje oraz opis książki, miałam wrażenie, że kolejny raz spotkam się z praktykami BDSM. Ostatnio strasznie mnie to znudziło. Pozytywne oceny jednak przyczyniły się do tego, abym sięgnęła po tę pozycje. Oczekując, że niebawem znowu pojawią się wiązania, niebywałe, klasyczne formy aktu seksualnego, po krótkim czasie bardzo się zdziwiłam. Okazało się, że choć seks jest ostry, nie było tutaj nic, co znajdywałam w innych książkach. Była miłość, pożądanie, obsesja, odrzucenie. Cały pakiet jest idealnym dodatkiem do literatury. 

Zaskakująca historia, przepełniona wiarą w lepsze zakończenie. Dramat, który nie ma najmniejszej szansy na happy end. Miłość, odwaga, ból i cierpienie. Dawka adrenaliny, niespotykanej kryminalnej akcji - to wszystko znajdziecie w książce, która nosi tytuł ,,Anioł na ramieniu". Z wielką przyjemnością polecam, a ja nie mogę się doczekać, aby sięgnąć po kolejną część. 

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce

czwartek, 19 maja 2016

#70 Zanim zrozumiem


Autor: Małgorzata Mroczkowska 
Wydawnictwo: Czwarta strona
Data wydania: 16 marca 2016
Ilość stron: 390


Każda książka jest inna, każda powieść ma w sobie coś innego. ,,Zanim zrozumiem" to nie książka, przy której można się świetnie bawić. To powieść, dzięki której można uczyć się spostrzegać inną prawdę i zanurzyć się w umyśle ludzkim. Jak ją oceniam? Przekonajcie się sami. 

Opis książki: 
,,Czasami miłość stawia przed nami wielkie wyzwania…
Piotr i Joanna to młode małżeństwo, które połączył przypadek. On pochodzi z rodziny inteligenckiej, jest psychologiem i terapeutą. Ona wyjechała z małej miejscowości, żeby ukończyć studia w Warszawie. Z pozoru normalna relacja okazuje się jednak związkiem toksycznym, w której zazdrosna kobieta, skłócona z rodziną męża oraz własnymi bliskimi, pociąga za sznurki, sterując ich wspólnym życiem. Kadry z małżeńskiego życia przeplatają się z sesjami terapeutycznymi pacjentów Piotra, które ilustrują jego oddanie i zaangażowanie w pracę. Paradoksalnie, w myśl przysłowia, że szewc bez butów chodzi, w obliczu demonów własnej żony Piotr jest zupełnie bezbronny. Czy tlące się jeszcze wspomnienie dawnej miłości i namiętności wystarczy, by wspólnie wyjść na prostą i uleczyć zadane dotychczas rany?"
źródło opisu: http://czwartastrona.pl/


Wiecie co jest najlepsze? Że już od początku zaciekawił mnie umysł autorki. Tak, autorki, nie bohaterki. Z początku poznajemy młodą żonę i sądzę, że większość z nas, większość kobiet, stanie po jej stronie. Główna bohaterka jest tą ,,poszkodowaną" osobą, tą biedną i odrzuconą. Wewnętrznie czuje się niedowartościowana, uzależniona od drugiej osoby. Domyślamy się, że to w mężu i w jego rodzinie będzie tkwił problem, jednak już wkrótce role się odwracają. Widzimy problem w głównej bohaterce. Czujemy bezsilność Piotra, jego zmagania i próby naprawienia sytuacji. Nawet jako psycholog nie radzi sobie z umysłem swojej własnej żony, kobiety. Śmieszne, prawda?
Otóż nie. To rzeczywistość. Autorka poruszyła bardzo ważny temat. W dzisiejszych czasach, a właściwie od zawsze, stroną poszkodowaną zawsze będzie ten, który jest nam bliższy. Mało kto wyskakuje z własnej skóry, aby spojrzeć na zaistniałą sytuację z trzeciej perspektywy. Nikt nie jest idealny, wina zwykle leży po obu stronach, jednak summa summarum zawsze wskazujemy palcem drugą osobę. A my? Czy jesteśmy zawsze niewinni? 
Dlatego też teraz ja wskazuję palcem akurat ten ważny i podstawowy element książki. Wielokrotnie oburzałam się, denerwowałam na literackich bohaterów w ,,Zanim zrozumiem". Wiele razy odkładałam książkę z myślą, że moje nerwy już mają dość. Ale pragnę też wspomnieć, że to nie dlatego, iż książka jest kiepska. Nie. Ona jest naprawdę dobra, tyle że odsłania ludzką psychikę i przez to możemy czuć dyskomfort. Jak już zapewne wiecie, uwielbiam zagłębiać się w drugie dno. Kocham czytać o tym, jak autor próbuje naprowadzić czytelnika na codzienną dla człowieka problematykę. I właśnie to wszystko w tej powieści znajdziemy. Książka, która zarazem uczy i zabawia. Winimy zawsze innych, zamiast spojrzeć na swoje uczynki. W każdej bajce znajduje się ziarnko prawdy, tak jak i w każdym problemie znajdziemy ziarnko winy. Nawet jeśli to druga osoba jest winna, postarajcie się spojrzeć na zaistniałą sytuację z jej perspektywy. Czy faktycznie tak kiepsko to wszystko wygląda z innego punktu widzenia? 

Kolejnym plusem tej książki jest to, że poznajemy nie tylko życie Joanny i Piotra, ale także jego pacjentów. To dodatkowy atut książki. Autorka, wplatając do swojej powieści problemy innych ludzi, przyczyniła się do czytelniczych refleksji. Osobiście zawsze mi wpajano, że każda sytuacja uczy. W tym przypadku możemy być pewni, że problemy innych ludzi zawsze oddziałują także na nasze życie. Piotr, jako psycholog, niemalże codziennie słyszy o życiu innego człowieka - o jego problemach, nawykach i o kiepskim samopoczuciu. Zawsze doceniałam osoby, które próbują uleczyć psychikę człowieka. To bardzo ciężka praca, bowiem każdy jest inny i każdy z nas ma inną drogę prowadzącą do spokoju. Poznajemy ludzi, którzy bez względu na pozycję społeczną, są podatni na nerwicę, czy depresję. Jak niektórym w jednym momencie życie osuwa się spod nóg i nie mogą poradzić sobie ze stratą. Jedni dają sobie radę, drudzy się poddają. To praca na pełen etat, więc Piotr, nawet jeśli wraca do domu, wciąż myślami zagłębia się w swoje przeprowadzone sesje terapeutyczne. Joanna nie może tego zrozumieć, a on sam nie potrafi jej tego wytłumaczyć. Rodzi się więc kolejny konflikt, który chcą jak najszybciej stłamsić. Ale tego nie da rady oddalić. Trzeba zrozumieć. 

Ich małżeństwo z pozoru jest idealne, jednak brakuje tutaj zrozumienia. Wraz z kolejnymi kartkami papieru wgłębiamy się w historię małżeństwa, które od wewnątrz jest puste. Inne priorytety, myśli, pragnienia, a jednak ta sama walka o miłość. Ich historia wciąga i choć akcja nie jest wartka, wszystkie strony czytamy z tym samym zainteresowaniem. Bohaterowie są dobrze opisani, nie mają tylko szkieletu, ale całe ciało i - co najważniejsze - duszę. Poznajemy ich, jakbyśmy to my byli psychologami, którzy w tej chwili wsłuchują się w powieść życiową. Mimo, że to fikcja literacka, wiele osób mogłoby być w podobnym położeniu. 

,,Zanim zrozumiem" to powieść obyczajowa z elementami psychologicznymi. Sądzę, że nie wszyscy się w niej odnajdą, ale jeśli zauważą tę ukazaną w książce lekcję, z całą pewnością wciągną się w fikcyjną, ale i zarazem dość prawdziwą historię. Czas przy niej szybko leci, bowiem czyta się ją bardzo szybko. Autorka ma świetne pióro, dzięki czemu bez problemu wchodzimy do innego świata. Wizualizujemy sobie postacie oraz sytuacje. Czujemy przypływ zdenerwowania i spokoju. Czy nie o to właśnie nam chodzi? Podczas rozrywki, możemy się uczyć o naszym umyśle. Zauważać problemy w nas samych, czy w innych ludziach. Widzieć codzienną problematykę i starać się zrozumieć pozostałych. Polecam. 

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona

poniedziałek, 16 maja 2016

Wrocławskie myśli

Ja + Wercia = splątane nogi




  Chciałam napisać zwykłe streszczenie z podróży, jednak stwierdziłam: po co to komu? Podróż jak podróż - pociąg, pobyt, powrót. Najważniejsze było, abym w stu procentach wykorzystała weekendowy urlop i nie marnowała go na zwykłe siedzenie w domu. Z takim zamiarem więc wyjechałam wraz z przyjaciółką w piątek trzynastego do Wrocławia, do Lotty - którą zapewne kojarzycie z bloga Lottaczyta - i męczyłyśmy ją aż do niedzieli. Już drugi dzień z rzędu mam zakwasy od śmiechu. Nogi bolą mnie od chodzenia. Nigdy nie zapomnę spotkanego na działce turkucia (ohyda! Zawał na miejscu), tryliona pająków, które tylko czyhały na mnie, żeby mnie zabić, i wędrówek po nieznanych, ale znanych rejonach.
   Może najpierw wyjaśnię Wam, jaką jestem osobą. Kocham robić trylion rzeczy naraz, nie lubię siedzieć bezczynnie. Dla mnie choćby godzina wolnego powinna być zagospodarowana tak, abym nie musiała żałować, że straciłam czas. Z tego też powodu rzadko można mnie złapać, z przyjaciółmi spotykam się sporadycznie. Jestem wesołą optymistką, która ma wiele zamiłowań. Zawsze uważałam, że właśnie tym się kieruję - uśmiechem, radością z życia i z tego, co robię. Ładnie powiedziane, prawda? Ale uzmysłowiłam sobie, że człowiek szybko może popaść w rutynę, nawet nie zauważając, że to, co się kochało, stało się szarą codziennością, która pozbawiona została kolorów. Na szczęście wypad do Wrocławia pozwolił mi przejrzeć na oczy. Jak? Przekonajcie się sami. 

   Przyznam, że z początku nieco się martwiłam. Z Lottą znałam się już wcześniej, lecz internetowa znajomość jest zawsze inna, niż w rzeczywistości. Jednak pojechawszy wraz z przyjaciółką do niej - do Wrocławia - czekała mnie miła niespodzianka. Lotta przyjęła nas ciepło (z moją ulubioną kawą) i nie było niezręcznych momentów. Wercia, moja przyjaciółka, również szybko się zaaklimatyzowała. Była duża dawka humoru, pozytywny nastrój i wielka energia do działania. Już wkrótce ruszyłyśmy na Sky Tower.
   Do tej pory nie wiem, co mną kierowało. Ja, lęk wysokości i 49 piętro? Punkt widokowy? Serio? Jednak odważyłam się. Zresztą już wcześniej postanowiłam we Wrocławiu pokonać większość swoich lęków i bez barier ruszyć w podróż. Dlatego też ogłuchłam jadąc windą i przez dziesięć minut bałam się podejść bliżej do okna. Z daleka też był dobry widok. Mimo to ruszyłam, dotknęłam szyby (juhu! Śmiejcie się, ale to dla mnie nie lada wyczyn) i byłam z siebie dumna. Zresztą dziewczyny także to wykonały. Łączył nas ten sam strach.
   Później było trzeba się ochłodzić. Lotta z ekscytacją opowiadała o swoim mieście, nawet w najmniejszych szczegółach. Opowiadała legendy, pokazywała mniej znane dla turystów miejsca, aż w końcu podeszłyśmy do jej miejsca pracy. Z Costa Coffee jej znajomy - Adrian, zrobił nam przepyszne Mango Delight (zamiast mleka sok jabłkowy), po którym zmroził mi się mózg. Ale przyznam, że lepszego napoju nie piłam! Przepyszne, polecam.
   Lotta chciała, abyśmy zrobiły milion zdjęć. Tak więc robiłyśmy tyle zdjęć, na ile pozwoliła nam pamięć w telefonie. Bawiłyśmy się nieźle, odkryłam u siebie nowe hobby. Zaczęłam ekscytować się każdą spędzoną we Wrocławiu chwilą, bo wiedziałam, że już niebawem - w niedzielę po szesnastej, pociąg do rzeczywistości ruszy. Wercia zaś na każdym kroku powodowała, że nie mogłam przestać się śmiać. Ona znajdowała pozytywy nawet w najmniejszych rzeczach. Cieszyła się nimi długo i patrzyła na wszystko innym okiem. W końcu zaraziła mnie dobrym humorem, spokojem i beztroską. Moich myśli nie zaprzątały sprawy związane z pracą, z zaległościami czasowymi i innymi czynnościami, które na co dzień wykonuję. Po prostu... Odetchnęłam.
   I nieźle się bawiłam - z dziewczynami nie było innej opcji. To pozytywnie świrnięte kobiety, przy których łatwo się zapomnieć. Zachowam jednak szczegóły dla siebie, bo wiecie... Co za dużo, to niezdrowo. ;) Byłyśmy w pubach i klubach. Na gofrach (serio, zawsze muszę się ubrudzić?) i na piwie (i oblać?). Na zakupach i na działce. Na domowych obiadkach i w KFC (Wercia, nigdy więcej). Może i miałam kiepskie noce, bo śniły mi się koszmary (z pająkami, rzecz jasna), ale już dawno tak się nie śmiałam, jak w ten weekend, co był (zakwasy od śmiechu mówią same za siebie). Jestem wdzięczna im za to, że mój nastrój tak się poprawił. Dzięki Wam żadna z tych chwil nie była zmarnowana. Może i siedziałyśmy od rana na działce, ale się nie nudziłyśmy. Czułam się spełniona. Ale to nie wszystko...
Przepraszam za jakość - zdjęcie z filmu
   Chodząc w sobotni wieczór po Rynku, spotkaliśmy iluzjonistę, który demonstrował swoje sztuczki. Już wcześniej w swoim mieście widziałam ten występ, więc jedynie grzecznie zaczekałam, aż moje towarzyszki go obejrzą. Po jakimś czasie znów zobaczyłyśmy grupkę ludzi, którzy oglądają jakieś dopiero co rozpoczęte show. Szczerze? Nigdy nie lubiłam stać i oglądać. Zawsze ciężko jest mnie rozbawić, albo zainteresować. Szybko się nudzę. Muszę czuć pozytywne emocje, aby się zaciekawić występem. Dlatego też, kiedy zobaczyłam przygotowujących się dwóch mężczyzn, którzy mieli żonglować ,,ognistymi mieczami", chciałam się oddalić. Niejednokrotnie byłam widzem i niejednokrotnie kończyło się to dla mnie klęską i nudą. Jednak tamci już od początku spowodowali, że zaczęłam się śmiać. Kim byli? Rympau Duo (zapraszamy na ich fanpage'a). Przez kilkanaście minut nie mogłam opanować śmiechu. Ponadto byli naprawdę rewelacyjni w swojej akrobatyce i tańcu (tak, bioderka najlepsze!). Widownia (wraz z nami) szalała, śmiała się do łez i chciała więcej. Potrafili nami zawładnąć i pokazać, że to wszystko robią dla nas i dla samych siebie. Nie tylko my się świetnie bawiliśmy, ale także i oni. Czuć było, że robią to, co kochają i świetnie się z tym czują. Zarażali pozytywnymi emocjami. Czego widz mógłby chcieć więcej? My dostałyśmy wszystko, co oczekiwaliśmy. Brawa, chłopcy! Oby więcej takich show!
   Po ich występie ruszyłyśmy na chwilę do klubu. Impreza dopiero się rozkręcała (albo i nie, bo było marnie), więc poszłyśmy ,,pozwiedzać" pomieszczenia. Po sesji zdjęciowej w toalecie (jakże mogłoby jej zabraknąć?) ruszyłyśmy prosto do ogrodu. Oczywiście po drodze musiałam zepsuć sobie buta (moja podeszwa zrobiła się głodna), ale na szczęście uratowała mnie moja superbohaterka (Lotta), która zakupiła mi Kropelkę (później niechcący skleiłam sobie wnętrze torebki). Dzień minął szybko i wyśmienicie. Następny także. Mimo to czuję się usatysfakcjonowana. Może i w pociągu zrobiłyśmy sobie niezłego przypału i ludzie patrzeli się na nas, jak na wariatki (bo kto normalny śmieje się sam do siebie i to bez powodu?), ale naprawdę dziękuję za wyjazd. Czas był przeznaczony dla nas i dla naszego odpoczynku. Bawiłam się świetnie i myślę, że Wy także niczego nie żałujecie. I choć wróciłam do rzeczywistości, nadal czuję się wypoczęta.








   Miało nie być streszczenia podróży, a jednak było. Czemu? Otóż stwierdziłam, że inaczej nie przekażę Wam tego, co chciałam Wam powiedzieć. Czemu miałabym zacząć od końca, jeśli to początek jest ważny?
    Dziś rano, kiedy wstałam o dziewiątej, wzruszyłam się, widząc ilość wiadomości na prywatnej skrzynce. Wielu z Was zapytało się, czy dojechałam bezpiecznie i jak podobała się podróż. Wciąż myślałam, że jestem tylko szarą, ,,jedną z wielu" recenzentek, o której zapominacie z końcem dnia. Uzmysłowiwszy sobie, że jednak coś dla Was znaczę, znowu pokochałam to, co robię. Znowu? Tak, znowu. Bo zdałam sobie sprawę, że czytanie, pomaganie i wszystko, co robię dla Was, zaczęłam zaklepywać do swoich obowiązków. Bo nie robię tego tylko dla Was, robię to dla siebie. Zgubiłam się jednak w swoim życiu i w swoim zamiłowaniu. Straciłam kolory i trwałam w bezbarwnej pracy. Myślałam, że robię to, co kocham. Kochałam pracować i uwielbiałam dla Was pisać. Co więc się stało? Proste. Tak przyswoiłam sobie te czynności do siebie, że straciłam tę najważniejszą iskrę. Czułam, że to mój obowiązek, przymus, nie praca hobbystyczna.
   Dlatego pojawia się ten post. Po Waszych porannych wiadomościach poczułam napływ adrenaliny, pozytywnej energii. Nagle wycieczka po Wrocławiu również nabrała innego znaczenia. Zobaczyłam ludzi. Lottę, która patrzy na cegły, a nie tylko na budynki. Wercię, która wypatruje na horyzoncie uśmiech, nie smutek. Turystów, którzy zatrzymują się, aby popatrzeć na codzienny dla Wrocławiaków widok. Rympau Duo, którzy dawali dozę rozrywki, a nie ją zabierali. Windziarza z Sky Tower, który co pół godziny przeżywa ciągle to samo, ale z innymi ludźmi, a mimo to nadal był szczerze uśmiechnięty.
   A ja? Zgubiłam się. Przestałam odczuwać satysfakcję już dawno temu, lecz dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Dzięki Wam, dzięki podróży i dzięki osobom, których spotkałam, na nowo otworzyłam oczy i zobaczyłam swoje zamiłowania w innych barwach. Wiecie, jakie to cudowne uczucie, gdy się robi to, co się kocha? Nieziemskie.
   A jak jest z Wami? Dbacie o siebie i swoje potrzeby? Dbacie o to, aby być szczęśliwym w swoim życiu? Dbacie o przerwy od pracy, aby nie zlała się z codziennością? Tak łatwo jest się zapracować i nie zwrócić na to uwagi. Dlatego chciałam Wam powiedzieć i doradzić, abyście zaczęli otwierać szeroko oczy. Same kredki nie wystarczą, aby na nowo zabarwić świat. Zbierzcie siły, zbierzcie mobilizację i róbcie to, co uwielbiacie. Zresztą sami zobaczcie, co sądzą o zamiłowaniach inni ciekawi ludzie:

,,Dla mnie to przede wszystkim samorealizacja przez połączenie ciężkiej pracy i relaksu. Uwielbiam poświęcać się dla czegoś, co w moim przekonaniu robię dobrze, a mogę to robić dobrze tylko wtedy, gdy oddaję się zajęciu bezwarunkowo, często poświęcając inne sprawy."




,,Zamiłowanie jest jak poranna kawa. Smak świeżo zmielonych i zaparzonych ziaren uzależnia oraz dodaje pozytywnego zastrzyku energii na cały dzień. Jej brak powoduje głód całego ciała, które woła całym sobą choć o łyk czarnego napoju. Z zamiłowaniem jest podobnie - wciąga i uzależnia. Sprawia, że każdy dzień nabiera nowych barw i staje się przyjemniejszy. Pasja i zamiłowanie również szkodzą - poświęcasz im każdą wolną chwilę i zatracasz rachubę czasu, a kiedy spostrzegasz ile masz jeszcze innych rzeczy do zrobienia okazuje się, że to już późny wieczór. Mimo wszystko życie bez pasji to nudne życie."
Laven Rose, pisarka


,,Zamiłowanie jest dla mnie odnajdywaniem przyjemności w zajmowaniu się czymś, najczęściej są to moje pasje, hobby. To zainteresowanie, miłość i sentyment do danej rzeczy/czynności. Zamiłowanie to coś, co sprawia, że mam słabość, że uzależniam (oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa) się od czegoś. W moim przypadku są to książki, zwierzęta (głównie konie) oraz fotografia.To trzy rzeczy, bez których po prostu nie mogę żyć.  
Co zamiłowanie robi z człowiekiem? Jeśli jest to pozytywne zamiłowanie, sprawia, że człowiek cieszy się życiem, ma swój cel w życiu, któremu poświęca się bez reszty. Człowiek, który ma marzenia, pasje, jest otwarty na świat. Gorzej, jeśli ktoś ma zamiłowanie np. do alkoholu, narkotyków, gdyż to uzależnia i stacza człowieka na dno."  
Grażyna Wróbel, recenzentka, fotograf


,,Jeśli chodzi o pasje, moim zdaniem jest to coś, czemu umiesz oddać się w 100% i nawet poświęcając temu masę czasu, szlifując coś do zrzygania, pocąc się jak wieprz, przy czym dalej o tym myśleć i robić to z uśmiechem na twarzy i samozadowoleniem, może nawet utrzymywać się z tej pasji, to można pokusić się stwierdzeniem, że wygrało się życie, szczególnie jak wykreowało się to samemu."

,,Zamiłowanie, jak nazwa mówi, wskazuje na interesowanie się czymś. Coś, co się kocha robić, co daje nam dawkę adrenaliny. Ja to nazwę taką drugą połówką. Zawsze jest ze mną, zajmuje mój czas i nie pozwala myśleć o niczym innym. To jest miłość, która nas nie opuści."
Weronika Kwidzińska, czytelnik


Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do tego miejsca. Jak widzicie, zamiłowanie ma różne oblicza. Jednak należy pamiętać, aby nie zgubić tej miłości. A Wy co o tym sądzicie? :) 



Tak na dobranoc ;) 

środa, 11 maja 2016

#69 Chilli




Wydawnictwo: chwilowy brak wydawcy polskiego
Autor: Pola Rewako
Liczba stron: 300
Data wydania: 12 października 2015


Sięgając po tę książkę spodziewałam się istnego chaosu, w tym także zauważalny w stylu pisarskim. Zastałam jedynie fabularną demolkę, która zarazem sprawiła, że moje myśli bardziej się uporządkowały, niż zwykle. Czy polecam? Przekonajcie się sami. :)

Żeby sięgnąć po tę książkę, trzeba mieć otwarty umysł na inne spostrzeżenie na świat. Ze względu na to, że poznajemy bohaterkę, która jest chora - według szkolnego psychologa - na depresję afektywną dwubiegunową, jej racje są całkowicie inne niż nasze. Wielkim plusem ,,Chilli" jest ukazanie czytelnikom prawdy i przekazanie naszych codziennych problemów w sposób dość brutalny, bowiem główna bohaterka chce zmienić ten zanieczyszczony świat. Chwilę myślałam nad tym, zanim do mnie dotarło, że agresywny sposób prędzej zadziała na ludzi, niż błogi spokój. Ale czy na pewno na wszystkich to działa? Mamy tutaj super-bohaterkę, która nie chce łapać złoczyńców, a palić ludzi, którzy dopiero myślą, aby stać się czarnym charakterem. Widzi świat w barwach, czasem jasnych, ale w większości ciemnych. Sami doskonale wiemy, że w większości przypadków samo proszenie nie wystarcza, aby zmienić nastawienie. Dlatego też Mea postanowiła założyć Grupę Demolkę, aby zdemolować smród fałszu, obłudy i nieczystych intencji. Działają wbrew prawu, spotykają się w opuszczonych miejscach i sprawiają, że całe miasto drży ze strachu. Poznajemy jej historie, kiedy siedzi przed kamerą w przeddzień rozprawy sądowej i opowiada doktorowi, jak zaczęła się jej GD-owa podróż.

Akcja toczy się w Gdańsku, co było dla mnie dużym atutem. Mieszkam w tym mieście, więc akcję mogłam wizualizować tak, jakby całe to zamieszanie, cała akcja Grupy Demolka, zdarzyła się rzeczywiście. Przyznam nawet, że przez to, iż w większości informacje podane w książce pokrywają się z prawdą, niekiedy traciłam kontakt z światem rzeczywistym i wierzyłam, że takie sytuacje miały miejsce. Autorka umiejętnie rozplanowała wszystkie zdarzenia, dostosowała odpowiednie miejsca do epizodów, a ponadto ilustracje, niekiedy abstrakcyjne, a czasem nawet realne - w formie zdjęć, są tak mocnym dodatkiem, że nic dziwnego, iż tracimy poczucie z rzeczywistością.

Pochłaniając historię Mei miałam wrażenie, że jej myśli nie są tak niezrozumiałe, jak każdy uważa. Główna bohaterka niejednokrotnie pozytywnie mnie zaskoczyła, realizując własne zamierzenia. Z początku nie wierzyłam, że zrealizowanie tych pomysłów ma szansę na powodzenie, jednak umysł dziewczyny działa na najwyższych obrotach, pokazując jednocześnie czytelnikom, że jeśli się zbierze w sobie, można zdziałać wszystko. Poza tym ona zaczęła próbować zmieniać świat, a my? Wiemy, że ten świat jest ciemny, że są osoby, którym trzeba pomóc. Wiemy. Wiemy wszystko. Ale mało kto próbuje zmienić tę sytuację. ,,Chilli" pokazuje właśnie tę problematykę w dość dynamiczny sposób. Pokazuje działania, niekoniecznie dobre, ale za to sprawne. Choć umysł Mei jest chaotyczny, ona stara się zapanować nad chaosem. Stara się zmienić to, co jest zniszczone, lub całkowicie unicestwić zło. Co prawda nie popieram niektórych działań, ale zważając na to, że jest to fikcja literacka, mogę śmiało stwierdzić, że to dobry pomysł, aby czytelnikom wskazać ów problem świata.

Okładka. Tego punktu nie mogłoby zabraknąć. Jest dość specyficzna, prawda? Widzimy na niej kruka oraz gołębia - znak śmierci i pokoju. Dwa sprzeczne ze sobą znaczenia zostały spojone w jedną całość. I tak właśnie wygląda nie tylko znak ,,Chilli", ale także świat. Zło i dobro mieszają się ze sobą, towarzyszą nam w życiu na co dzień. Fabuła powyższej powieści również skupia się na tym znaczeniu, dlatego tak bardzo podoba mi się ten projekt. Gratuluję pomysłu!

Reasumując - książka nie jest dla każdego, to pewne, ale z całą pewnością ma w sobie wielki potencjał, bowiem nie tylko zapewnia nam rozrywkę i nastawia nasz umysł, abyśmy spojrzeli na pewne sprawy z innej strony, ale także pokazuje, co można zdziałać, gdy się spróbuje swoich sił. Powieść psychologiczna, mająca w zanadrzu wiele psychologicznych ciekawostek, to książka idealna dla ludzi, którzy lubią spostrzegać reakcję ludzką na dane sytuacje. Sprawdzać, jak umysł człowieka działa w kryzysowych sytuacjach. Polecam!

P.S. Zakończenie? WYMIATA! Chciałabym poznać dalsze losy. :)


Ocena: 5/6


Za możliwość przeczytania powyższej książki dziękuję Autorce



wtorek, 3 maja 2016

#68 Miasto krwi




Autor: Kamil Dziadkiewicz
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 26 luty 2016
Liczba stron: 336
Seria: SAGA WSCHODNIA

Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje - jak to zwykle mawiają. Jestem otwarta na różne gatunki literackie, jednak za każdym razem, kiedy mam wraz ze stronicami książki przenieść się do innego wieku, ogarnia mnie panika i zniesmaczenie. Przy tej pozycji postanowiłam zaryzykować i udowodnić sobie, że za każdym razem liczy się pióro pisarza oraz wykreowana historia, a nie mój gust. Czy mi się udało? Zachęcam do recenzji.


Opis książki:
,,Siedemnasty wiek, Hyruf. Epoka krwawych wojen religijnych. Poniżany przez ojca z powodu kalectwa Mulgih Thadur nie może dłużej znieść maltretowania siebie i swojej matki. Doprowadzony do ostateczności popełnia makabryczne morderstwo, które pozoruje na samobójstwo. Nie wie jednak, że z ukrycia obserwuje go człowiek Garlona, najważniejszej figury świata przestępczego Hyruf. Popełnione z desperacji zabójstwo wprowadza go na drogę zła, z której nie ma już odwrotu. Chcąc chronić rodzinę, godzi się na najgorsze z możliwych czynów. Początkowo zmuszany przez szantażujących, z czasem odnajduje się w profesji i przechodzi na stronę tych, z którymi walczył – najpierw zakłamanych duchownych, potem reformatorów – opętanych żądzą krwi przeciwników Kościoła. "
źródło opisu: http://novaeres.pl/katalog/tytuly?szczegoly=miasto_krwi,druk

Imponujące było to, że wszystko przedstawiono w sposób dość uporządkowany, jednak w rezultacie wyszedł z tego jeden wielki chaos. Jestem spostrzegawczą osobą i wiele razy wraz z Milgihem rozwiązywałam zagadki bez problemu. Jednak nie wszystko jest czarno białe tak, jak uważałam. Autor ukazał wiele barw życia, wiele tragedii, rozpaczy, szczęścia w nieszczęściu. Konflikty nie tylko ze społecznością, ale także ze swoim wewnętrznym ja. Ciężko jest mi napisać recenzję tej książki, bo właściwie nie jestem pewna, na jakim motywie się skupić. Z całą pewnością nie oczekiwałam tak pozytywnej książki. Już nie tylko styl pisania wdarł się do moich myśli, ale i cała barokowa historia trafiła do mojego serca.

Nowy Sherlock Holmes. Główny bohater jest tak inteligentnym mężczyzną, zranionym przez życie, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Niby z zewnątrz twardy i surowy, jednak wielokrotnie został pokazany jako kochający obywatel, chcący zapewnić dobro i bezpieczeństwo swoim najbliższym. Czyny, które wyrządza, są po prostu kontrolowane przez zewnętrzny świat, nie przez niego samego. I choć wraz ze stronami książki przenosimy się do baroku, wiele sytuacji można podpatrzeć również w naszych czasach. Kontrola, manipulacja, dobro i zło, a także zwycięstwo większości... Chyba jest nam znane, prawda? Ponadto nigdy nie wiemy, kiedy moneta zostanie odwrócona. Los potrafi tak namącić w życiu, że nie sposób przewidzieć, co się wydarzy. Ta książka jest dowodem na to, że musimy być przygotowani na każdy krok.

Siedemnasty wiek to okres, w którym krew myła krew. Aż wstyd mi przyznać, ale nigdy nie pasjonowałam się historią. Wiem tyle, ile chciałam - nie tyle, ile musiałam. Jednak słyszałam co nieco o wojnach religijnych, o reformatorach i całym ,,syfie", który był w tych czasach popularny. Ogólnie także przyznam, że zazwyczaj ciężko mi czytać o czasach (nawet, jeśli zdarzenia są fikcyjne), które nie mają miejsca w teraźniejszości. Tym bardziej owa książka mnie pozytywnie zaskoczyła, gdy dosłownie wsiąknęłam do powieści bez najmniejszego problemu. Gdybym trafiła na tę książkę jeszcze w czasach gimnazjum (autorze, czemu wcześniej nie napisałeś ,,Miasta Krwi"?), szkolna historia byłaby zupełnie ciekawsza. Właśnie takie pozycje powodują u mnie inspirację do nauki. Głupie? Wcale nie. ,,Miasto Krwi" pokazuje nam ciemne odcienie życia, które nawet w dzisiejszych czasach są nam znane.

Chciałabym wspomnieć, że każdy bohater pojawiający się w książce jest tak dobrze wykreowany, że bez najmniejszego można go sobie wyobrazić. Nie tylko fizyczny wygląd jest tu na uwadze, ale i również charakter i przeszłość postaci jest wyrazista. To, co się dzieje w świecie ,,Miasta Krwi" to szok dla naszego serca, a wielkie zainteresowanie dla umysłu. Gratuluję Autorowi pomysłu i stylu pisania. Opisuje wszystkie zdarzenia tak, jakby sam w tym wszystkim uczestniczył i zabierał nas ze sobą w podróż do krwawego miasta.

Jak już wspomniałam, gatunek książki niezbyt mi odpowiadał, ale przełamałam się i zaryzykowałam. Co dostałam? Piątkę z wielkim plusem. Nie mogę się doczekać kontynuacji, a Was w międzyczasie zachęcam do sięgnięcia po ,,Miasto krwi". Z całą pewnością się nie zawiedziecie! :)


Ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi



ODWIEDŹ NAS JUŻ DZIŚ!