-->

czwartek, 22 grudnia 2016

Wyniki 3 Konkursu

Książkę ,,,,Światło w mroku" I.M. Darkss " wygrywa:

Sylwia K.

Proszę o wiadomość prywatną na fanpage-u Stan: Zaczytany w ciągu trzech dni.



Wyniki 2 konkursu

Książkę ,,Władczyni mroku" K. C. HIDDENSTORM -w twardej oprawie, wraz z autografem autorki wygrywa:

Marta Daft

Proszę o wiadomość prywatną na fanpage Stan: Zaczytany w ciągu trzech dni.


WYNIKI 1 KONKURSU

Książkę ,,Nakarmię Cię miłością" Anny Dąbrowskiej (Wydawnictwo Zysk) wygrywa:

Proszę o wiadomość prywatną na fanpage-u Stan: Zaczytany w ciągu 3 dni





#134 The Lord of the Rings. Trylogia filmowa. Książka do kolorowania.

Autor: Zbiorowe
Wydawnictwo: Akurat
Ilość stron: 40
Data wydania: 2016




W życiu nie jest łatwo - to pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, kiedy otworzyłam kolorowankę. Jak widzicie na załączonych do recenzji zdjęciach, są różne rodzaje trudności. To kolorowanka dla młodzieży i dorosłych, więc nie spodziewajcie się pójścia na łatwiznę. Przyznaję, że niektóre aż przeraziły mnie tak wieloma szczegółami, ale dla fanów kolorowanek jest to pikuś. Wkrótce - bo teraz okres świąteczny i cały dom fruwa w przygotowaniu na ten jedyny dzień - zasiądę do tych bardziej kreatywnych kolorowanek, aby móc się zrestartować i zająć czymś innym myśli.

Ta kolorowanka jest odpowiednia dla kreatywnych fanów Tolkena. Możemy przenieść się do najważniejszych epizodów filmowych i sami pokazać, w jaki sposób działa nasza wyobraźnia. Pokazać, jakimi kredkami dysponujemy, aby pokolorować stronice naszej wyobraźni. Każdy indywidualnie może dobrać kolory, niekoniecznie sugerować się pierwotną wersją. Może konkretny fragment pozostanie czarno-biały, a może wszystko będzie w zieleni - ale o różnych odcieniach? Dlatego zachęcam kreatywnych czytelników do sięgnięcia po tę pozycję.
Ja nie wiem, skąd wzięło się to serduszko przy Legolasie :P

Są napisy, ramki, małe elementy oraz te bardzo szczegółowe obrazki. Dzięki dobrej i grubej jakości papieru, nawet mocno kolorowane obrazki nie przebijają na drugą stronę. Mazaki również nie szkodzą rysunków, które pojawiają się na drugiej stronie. Tak więc do woli możecie korzystać z Waszej wyobraźni, nie przejmując się konsekwencjami, których nie ma.

Niepokolorowana - czeka na swoją kolej
Powróćmy jeszcze do napisów: parozdaniowe dialogi wypowiadają najważniejsze postacie Władcy Pierścieni. To streszczenie, bez rozwinięcia sytuacji, dlatego nie należy traktować tego jako ,,zamiennik" do pierwotnych wersji. To po prostu uzupełnienie trylogii dla osób, które należą do grupy fanów - jak już wcześniej wspomniałam.

Trzydzieści dziewięć podwójnych stron kolorowania - plus strona tytułowa, którą również możecie na swój własny sposób ozdobić. Powrót do Śródziemia, do mitycznych stworzeń i niesamowitych istot w zasięgu ręki. Idealna na prezent dla fanów.

Polecam!


Za możliwość zrecenzowania książki do kolorowania dziękuję Wydawnictwu Akurat


środa, 21 grudnia 2016

#133 52 kolory życia (TOM IV)

Autor: Magdalena Kozioł
Data wydania: 15 października 2016
Ilość stron: 116
Cykl: 52 kolory życia, TOM IV

W tej recenzji nie będę już rozprawiać się na temat kolorów, barw, bo to już zostało powiedziane z recenzjami poprzednich tomów. Magdalena Kozioł to młoda autorka, która na swoim koncie (póki co!) ma cztery książki z serii ,,52 kolory życia". Jak już wcześniej pisałam, widzimy nie tylko rozdziały zatytułowane różnorodnymi barwami, ale również zauważamy, jakie miejsce mają kolory w naszym życiu. Każdy tom to nowy stopień emocjonalnej rozbudowy. Czasami przyćmiewa nas ciemniejszy odcień, czasami mienimy się jak choinkowe światełka (o! niech ta recenzja będzie Bożonarodzeniowa!). Gdybyśmy nie byli tak zabiegani i nieco zwolnili, zauważylibyśmy grom kolorów, nie tylko w Święta. To właśnie Magdalena Kozioł chce nam pokazać. Czy jej się to udaje?

Oczywiście. Nowy tom, nowe przygody, nowe doświadczenia... Jako jedna z największych miłośniczek romansów erotycznych (bo ostatnio takie dostałam miano), na wstępie skoncentruję się na seksie, bo tutaj mamy go o wiele, wiele więcej, niż w poprzednich tomach. A z tego, co wyznała nam wcześniej Autorka, będzie go jeszcze więcej w kolejnych częściach!
Nie ma biczów, klapsów, pseudo-gwałtów, które ostatnio są tak popularne. Natomiast spotykamy prawdziwą miłość, romantyczny seks, przepełniony uczuciami i doznaniami. Dwoje kochanków, zapatrzonych w swoje dusze, łączą również swoje ciała w miłosnym uścisku. Jak dla mnie dobrze, że Magdalena Kozioł postanowiła ,,przypieczętować" ich miłość seksem. Sięgając po pierwszy tom nieco obawiałam się tego, że postanowi postawić pionek tylko na uczuciach, ale jednak przyjemnie mnie zaskoczyła, kiedy połączyła nie tylko dusze, ale i ciała. Ogromny plus.

Jednak teraz, dla nowych czytelników, chciałabym nieco przybliżyć fabułę powieści. Jest Jacek - ojciec, mąż. Jego małżeństwo może nie jest idealne, ale starają się, aby nie zniszczyć rodziny. Jest też Sally - kolorowa kobieta, mająca narzeczonego i prawie poukładaną przyszłość. Spotkanie Jacka i Sally niszczy ich dotychczasowe życie. Połączeni duchowo nie mogą powstrzymać romansu, który został już wpisany do kart losu. Jest wiele przeciwności, ale miłość nie pozwala, aby negatywy powstrzymały barwnym kolorom kolorować życie. Czy tak zawsze będzie?
Linki do recenzji:
TOM 1 - [klik]
TOM 2 - [klik]
TOM 3 - [klik]

Przez trzy czwarte książki czekałam na jakieś wielkie ,,bum!", bo nic nowego się nie działo - dwoje kochanków, których dręczy poczucie winy, zespolone z marzeniami o wspólnej przyszłości. Z tym zapoznaliśmy się już wcześniej. Ich miłość wciąż rozkwita, staje się odważniejsza. Dobrym zabiegiem było pojawienie się w powieści rozzłoszczonego byłego narzeczonego Sally, który nieco przyciemnił kolor ich życia, ale to nadal nie było takie wielkie ,,bum!", na jakie czekałam. Już myślałam, że tak będzie do końca, ale jednak Magdalena Kozioł miło mnie (znowu!) zaskoczyła, druzgocąc ich magiczny świat.
Bo nigdy nie może być za kolorowo...

,,Na niebie często pojawiają się szare chmury, ale za nimi dalej jest błękit, tylko można go zobaczyć wtedy, gdy chmury zostaną rozwiane przez silny wiatr"
str. 91, 52 kolory życia, TOM 4, Magdalena Kozioł


Gołym okiem widać, że warsztat literacki autorki od pierwszego tomu sporo się polepszył. Pojawia się mniej błędów, więcej ,,odważnego" tekstu. Magdalena nie boi się już fantazjować, brnie dalej w temat i swoimi pastelami koloryzuje swoją powieść, nie bacząc na to, czy na pierwszy rzut oka nie można łączyć tych kolorów ze sobą. Bo można. Wszystko można. A autorka nam to udowodniła i wyszło jej to znakomicie.

Cały cykl ,,52 kolory życia" liczy siedem tomów, z czego cztery są już dostępne w sprzedaży. Wkrótce na rynku pojawi się piąty tom, na który czekam z niecierpliwością (autorko, nie można tak kończyć książek!).

A ja przez ten czas Wam polecam sięgnięcie po pozostałe tomy.
Sklep:
http://pociagdonatury.com/ksiazki/424-52-kolory-zycia-tom-i.html?search_query=52+kolory+zycia&results=3


Ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce

wtorek, 20 grudnia 2016

#132 Zagadka w bieli

Autor: J. Jefferson Farjeon
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 316
Data wydania: 7 listopada 2016 

Powieść z XX wieku przywoływała mnie swoją fabułą. Okres świątecznej magii, śnieżycy (gdzie u nas deszczowo) i popędu w kierunku spełnienia swoich świątecznych potrzeb. Nie można również zapomnieć o tajemniczym domu, który na pierwszy rzut oka wygląda na dar od losu. Szybko jednak można się przekonać, że prawda jest zupełnie inna. Czy duch świąt opuści literackich bohaterów? Czy pomiędzy nimi znajdzie się inna niewidzialna istota, łaknąca ich strachu? I przede wszystkim - czy powieść z XX wieku trafia do współczesnych czytelników?

Opis książki:
,,Koszmar w pociągu, choć może okazać się wielki, będzie niczym w porównaniu z tym, który kryje się w tym domu

Czy pociąg nie powinien być bezpiecznym schronieniem dla pasażerów, których dalszą podróż uniemożliwiła śnieżyca? Nie w Zagadce w bieli… W wigilijny wieczór w pobliżu wioski Hemmersby śnieżyca zatrzymuje pociąg. Kilkoro pasażerów odnajduje schronienie w porzuconym domu. Ktoś jednak już rozpalił w kominku i nakrył do podwieczorku, mimo że dom jest pusty. Uwięzieni pasażerowie próbują odkryć sekrety tego miejsca, gdy niespodziewanie uderza zabójca.

J. Jefferson Farjeon nieustannie podnosi napięcie, utrzymując czytelników w niepewności aż do samego zaskakującego zakończenia.

"Gwiazdkowa opowieść detektywistyczna, która nie była w sprzedaży przez 70 lat, stała się świątecznym hitem oraz rozbudziła zainteresowanie zapomnianym autorem. Jej sprzedaż przerosła Zaginioną dziewczynę Gillian Flynn i Szczygła Donny Tartt."
The Independent on Sunday

"Zagadka w bieli jest doskonałą książką na zimowy wieczór w ciepłym fotelu i przy kominku."
Daily Mail

źródło opisu: http://www.zysk.com.pl/

,,Zagadka w bieli" to powieść, która nie porwała mnie od pierwszej strony. Starałam się pamiętać, że autor napisał ją w XX wieku, nie w XXI. W dzisiejszych czasach takie ,,zagadki" są już na porządku dziennym - rzadko kiedy zaskakują. Plusem jest to, że w tym przypadku dało się wyczuć napięcie. Również jako zaleta wspominanej książki jest na pewno dobrze scharakteryzowana historia, a przede wszystkim bohaterzy, którzy razem wciągnęli się w śnieżną opowieść rodem z filmu grozy. Spotykamy punkt widzenia od dam z wyższych sfer, aż po osobę interesującą się dziedziną zjawisk paranormalnych. To właśnie dzięki ich opisom, opisom myśli i przeczuć, czytelnik zastanawia się nad prawdziwą wersją wydarzeń.
Rzadko czytam starsze książki, jeśli już to klasyki, więc nie mam porównania do innych powieści. Niemniej jednak muszę zaznaczyć, że czytając ,,Zagadkę w bieli" na początku nie czułam całej tej akcji. Powtarzane frazy o znalezionym nożu, portrecie, miały czytelnika przyszpilić do zagadki, ale mnie jakoś to nie zauroczyło. Odczuwałam, że to po prostu ,,pisarska sztuczka", która w moim przypadku poniosła klęskę. Dopiero później, kiedy ich życie toczyło się dalszym rytmem w opuszczonym domu, robiło się interesująco.

J. Jefferson Farjeon - pisarz, dramaturg, urodzony w 1883 w Londynie, zmarły w 1955 roku. Jeden z najbardziej znanych dzieł Farjeona jest spektakl ,,No. 17", który został wykonany w wielu filmach, w tym ,,Numer siedemnaście" (1932) w reżyserii Alfreda Hitchcocka. Większość prac Jeffersona zapomniano, ale ,,Nr 17" został utrwalony również w Polsce dzięki Wydawnictwu Czytelnik, który wydał go swoim nakładem w 1958 roku. W tym roku Wydawnictwo Zysk i S-ka postanowiło utrwalić pamięć o autorze, wydając jedno z jego (nieco zapomnianych) dzieł - ,,Zagadkę w bieli".

Jak już wspomniałam, nie zauroczyłam się w ,,Zagadce w bieli", ale to nie znaczy, że było aż tak źle. Fabuła jest dobrze skonstruowana, choć na XXI wiek nie jest to nic zaskakującego. Trzyma w napięciu, zaskakuje powolną (choć zarazem szybką) akcją, utajnioną przez śnieżycę za oknem. Pojawia się dużo bohaterów, wiele myśli i przekonań, więc czytelnik niekoniecznie będzie potrafił jasno postawić swoją własną hipotezę. Niekiedy miałam problem z przypomnieniem sobie ,,twarzy" bohatera, przez co z początku miałam problem z orientacją w rozmowach. Do kogo należały wypowiedziane zdania? Niemniej czytało się szybko, a te "luki", o których wspomniałam powyżej, z biegiem czasu zostały wypełnione. Zawirowania umysłu, tajemnicza zagadka, obok której beztrosko płynie życie... Książka idealna na wieczorową, zimową porę, dla fanów tego gatunku.

Miło było przeczytać słowa od Tadeusza Zyska - przedwstęp, recenzję książki, przedmowę (zwał jak zwał), który zbliżył nam wartość tej książki. Faktycznie, dużo zmieniło się od XX wieku. Kiedyś autor opisywał swoje wyobrażenia, bawiąc się nimi - dzisiaj pisarze chcą zostać zrozumiani przez swoich czytelników. Niby mała jest różnica, ale jednocześnie wielka. Dlatego ,,Zagadka w bieli" zostaje usprawiedliwiona na tyle, aby móc ją polecić osobom, które są oczytani w tym gatunku.

Dla odseparowania się od świątecznych wymogów, zachęcam do sięgnięcia po ,,Zagadkę w bieli".  Za oknem brak śniegu, ale tutaj mroczna i zimowa tajemnica przybliży nam święta jeszcze bardziej. Może Wam bardziej przypadnie do gustu, niż mnie :)

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka


#131 Wyznanie. Prawdziwa historia polskiej prostytutki

Tytuł: Wyznanie. Prawdziwa historia polskiej prostytutki
Autor: Janka Szczęsna
Wydawnictwo: Oficyna wydawnicza Promocja
Ilość stron: 256
Data wydania: 2016

,,Wyznanie. Prawdziwa historia polskiej prostytutki" - tytuł mówi nam wszystko. Z założenia wiemy, czego możemy oczekiwać. Z założenia, bo autorka powieści pokazała nam historię, która mimo negatywnego stosunku społeczeństwa do prostytucji, inaczej wygląda wewnątrz, niż moglibyśmy przypuszczać.

Polska powieść ma to w sobie, że liczba odbiorców jest o wiele mniejsza, niż w przypadku zagranicznych dzieł. Czemu? Bo Polacy zwykle naciągają historię, próbują wybić się na rynku ,,nietuzinkową" powieścią, chociaż wiele schematycznych wzorców pojawia się w treści. Ponadto każdy Zaczytany, który kręci się również po blogach i fanpage-ach, miał styczność z wygórowanym autorem, który określa swoją książkę największym skarbem. Często czujemy rozczarowanie, choć czytaliśmy wiele pozytywnych recenzji na temat danej pozycji.
Książkę Janki Szczęsnej otrzymałam do recenzji przypadkiem - dzięki czytelniczce, która mi to zaproponowała. Później poznałam bardzo miłą autorkę, od której czuć było pozytywne emocje. Jako że to moja pierwsza współpraca z tą autorką oraz tym wydawnictwem, chciałam przeczytać tę książkę jak najszybciej. Niestety... Wynikło sporo, parotygodniowych problemów. Książka została do mnie wysłana, niby odebrana, ale... Nikt jej nie odebrał. Codzienne rozmowy z główną siedzibą kuriera gromadziły stres. Książka zaginęła, choć została odebrana. Na całe szczęście pod koniec tamtego tygodnia sprawa została już rozstrzygnięta. W jednym czasie dogadałam się z kurierem, zaprzyjaźniona blogerka nadesłała mi książkę, abym mogła ją przeczytać, a od dzisiaj wykupiona powyższa powieść leży w Empiku i czeka na odbiór.
Wiele straconego czasu na poszukiwania, wiele nerwów... Czy to się opłacało?

Oczywiście. Już na wstępie musiałam przyznać, że nie jest to zwykła historia prostytutki. Zagłębiając się w psychologię głównej bohaterki, możemy zauważyć wiele tematów, o których myśleliśmy kiedykolwiek, spotykając się z prostytucją, ale nie otrzymaliśmy wystarczającej odpowiedzi. Autorka opisała Jankę - czterdziestolatkę, która zmaga się z życiem. Po wypadku - nieszczęsnym, który wywołał wiele kontrowersji, winna była znaleźć pracę, która pozwoliłaby zarobić na życie jej oraz jej dzieci. Niestety, mając nie w pełni sprawną prawą rękę, nie miała dużego pola do popisu. W poszukiwaniu złotego środka, trafiła do ciemnego celu...

Jej życie poznajemy stopniowo. Specjalnie przeczytałam ponownie początek, aby móc wywnioskować, że Janka z zakończenia i Janka z początku książki to zupełnie dwie inne osoby, umieszczone w tym samym ciele. Wchodząc razem z nią do pierwszego ,,domu rozkoszy", widzimy jej wewnętrzne zmagania, jakby była cnotką, która obawia się pierwszego razu. Nic dziwnego - obcy człowiek, który pochłonie część jej duszy? Wcześniej stanowczo powiedziałabym, że niezależnie od sytuacji, nigdy nie pozwoliłabym tak siebie zgnębić. Jednak teraz, kiedy dostałam odpowiedź na każde pytanie... Już niczego nie mogę być pewna.

Prostytucja to zwykle temat tabu. Osobiście zawsze zastanawiałam się, jakimi motywami kierują się kobiety, które chcą sprzedawać swoje ciała. Poza tym - czy to w życiu osobistym mieliśmy z taką sytuacją styczność, czy widzieliśmy w filmach, czytaliśmy w książkach, etc. - wiele razy rozmyślałam, czemu ,,cudzołożnice", które w większości chcą uciec od takiego życia, wciąż albo pozostają w wieloosobowym łóżku albo ciągle do tego zawodu wracają. Wcześniej, choć zawsze kieruję się zasadą ,,każdy czyn ma swoje usprawiedliwienie", do końca nie rozumiałam tego wszystkiego. Jeśli są niezadowolone, czemu wciąż to robią? Winę zwalałam na środowisko, na mafię, na narkotyki i inne czynniki, które widziałam oczyma wyobraźni.

Janka nie należy do mafijnych gangów, nie bierze narkotyków, ani nie pochodzi z ,,zaułkowego" środowiska. Tym bardziej byłam zainteresowana historią jasnowłosej kobiety, która w mgnieniu oka spadła w przepaść, postanawiając być prostytutką. Pije, pali - tylko to można jej przypisać, ale kto w dzisiejszych czasach tego nie robi? A raczej: kto nie spotkał się z osobą pijącą, palącą?
Z biegiem czasu, z kolejnością kartek, widzimy jej wewnętrzne rozkwitanie, choć ja wolę odniesienie, że bardziej odsunęła się od realizmu i zablokowała wszystkie zewnętrzne bodźce, aby być niewzruszoną przy kolejnym K. (przyp. K. - klient). Janka szybko uczy się ,,burdelowego" życia. Nie nawiązuje przyjaźni, nie spowiada się i tłumi w sobie wszystkie emocje, uważnie przyglądając się otoczeniu. Nie jest tą samą osobą, którą poznajemy na początku. Zmienia się diametralnie. Jej priorytety zostają zastąpione, choć w głowie wciąż ma swoje dzieci, które czekają, aż ich rodzicielka wróci do domu i utuli do snu. Przyjechała zarobić, aby móc zapewnić dzieciom godziwe życie, ale jednak później pracuje dla pieniędzy. Pieniądze, pieniądze, pieniądze. O to wszystko się rozchodzi. Pieniądze są tym narkotykiem, o którym wyżej napisałam. To one uzależniają nasze ciało, duszę i umysł. Trzy sfery, które kształtują człowieka.


,,Wszak każdy koniec to początek czegoś nowego"
strona 103, ,,Wyznanie. Prawdziwa historia polskiej prostytutki" Janka Szczęsna 



Poznajemy nie tylko życie Janki, ale historie kobiet, które również przez los zostały uwikłane w prostytucję. Przemierzamy Europę, zwiedzamy burdele, różniące się między sobą nie tylko osobowościami, ale także klientami. Widzimy wzloty i upadki - choć wzloty niekiedy mogą okazywać się inne. Widzimy wewnętrzne rozterki, problematyki i wielkość w małych rzeczach - jak i na odwrót.

Co najważniejsze, nie ma tutaj wysublimowanych scen erotycznych. Tutaj pojawia się K., rozbiera się, Janka zabiera pieniądze, chowając je do sejfu, K. czyni to, za co zapłacił i Janka uśmiecha się, kiedy wychodzi. Ta lektura nie jest po to, aby pokazać gwałt za gwałtem, seks za seksem. ,,Wyznanie(...)" to książka, która zmusza do refleksji. To jedno z polskich dzieł, które na długo pozostaną w mojej głowie. Dzięki autorce dowiedziałam się, że wszystko ma swoją - nawet irracjonalną - przyczynę. Człowiek jest tylko człowiekiem, podatny na grzechy świata. Nawet wysoko postawiona osoba może trafić do rzeszy kobiet, które również mają swoją historię.

Reasumując, powieść Janki Szczęsnej to podróż w nieznane rejony, która pozwoli nam spojrzeć na prostytucję z innej perspektywy. To pozycja dla tych, którzy są negatywnie nastawieni do polskiej literatury. Możemy spotkać się z wieloma przykładami człowieka, zagłębić się w psychologię ludzką i wyciągnąć wnioski, tak samo jak zrobiła to główna bohaterka.
Polecam. To książka, której nie można przegapić - warto było na nią czekać.

Ocena: 6/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce, Wydawnictwu,

oraz Grażynce z Czytaninki oraz kurierowi.

środa, 14 grudnia 2016

#130 Dziennik Bridget Jones. Dziecko

Autor: Helen Fielding
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data premiery: 21 listopada 2016
Ilość stron: 260
Seria: Dziennik Bridget Jones (tom 4)


O Bridget Jones chyba każdy słyszał. Na podstawie książek powstały filmy, które rozgłosiły powieść, opowiadającej o imprezowej singielce. Sama również parę razy spotkałam się z ekranizacją, ale - przyznaję - nigdy nie skupiłam się na fabule. Kobieta pije, przeklina, na kacu leczy życie. Podobała mi się koncepcja, ale nie wnikałam w zakamarki umysłu bohaterki. Choć nigdy wcześniej nie czytałam książek Helen Fielding, bez zapoznania się z poprzednimi częściami, postanowiłam sięgnąć po najnowszą część. Zwyciężyła ciekawość, w jaki sposób dziecko zmieniło nastawienie tytułowej Bridget. Jak więc oceniam tę część?

Opis:
Bridget Jones, uwielbiana singielka i światowy fenomen powraca... z brzuszkiem.

Seria nieoczekiwanych, lecz typowych dla bohaterki zdarzeń doprowadza Bridget do upragnionej ciąży. Jak zwykle, nie wszystko idzie po jej myśli. Oczekiwanie na potomka stanie się dla Bridget pasmem niecodziennych wyborów żywieniowych, dziwacznych rad Pijanych Singielek i Zadufanych Mamusiek, wygłupów i amorów, radości i smutków. A całe to szaleństwo zdominuje jedno, wyjątkowo niezręczne pytanie: Kto jest ojcem?

źródło opisu: materiały wydawnictwa

Spotkało mnie pozytywne zaskoczenie. Tak jak myślałam - tytułowa bohaterka nie jest ideałem, ale posiada cechy, które każdy z nas powinien w sobie zauważać. Rozłożyła mnie na łopatki. Jej czarny humor, myślenie i wieczne gdybanie (co minutę inna myśl) były dla mnie idealną kompozycją na pochmurny dzień. Bridget umiała mnie rozweselić i odgonić czarne chmury życia codziennego, a to nie zdarza się zbyt często. Idealnie pozbawiła mnie stresu.

Co najciekawsze, nie tylko charakter głównej bohaterki oceniam dobrze. Wcześniej, zanim sięgnęłam po książki, sądziłam, że Dziennik Bridget Jones to kolejny przereklamowany hit. Zdanie moich przyjaciół było podzielone - jedni uważali, że każda kobieta powinna sięgnąć po tę historię, drudzy zaś stanowczo mi ją odradzali. Nie było żadnych zdań ,,pomiędzy". Albo na tak, albo na nie.

Ja jestem na tak. Wraz z główną bohaterką tkwiliśmy w niewiedzy. W jej dość chaotycznie uporządkowanym życiu zagościła przeszłość, teraźniejszość i... przyszłość. Jak możemy się spodziewać po Bridget, samo pojawienie się dziecka nie może wywołać takiej lawiny niefortunnych zdarzeń. Ona, jako ciągle imprezowa kobieta, uwielbiająca seks i rozrywkę, musiała szybko wkroczyć do innego życia - jako przyszła matka. Słysząc pierwszy raz serduszko swojej fasolki, postanowiła dorosnąć i stworzyć dziecku dom, pełen miłości i ciepła. I ojca, tylko że... Który jest ojcem?
No właśnie. Mark, którego poznaliśmy już wcześniej, ponownie pojawił się w jej życiu. Daniel, jednorazowa przygoda, to odskocznia od Marka. Dwóch facetów, dwie prezerwatywy... jedna wpadka. Która okazała się tą ,,wadliwą"? Ponadto jesteśmy świadkami nie tylko rozterek miłosnych, ale również i życiowym. Jones musi wybrać, co w jej życiu jest tak naprawdę najważniejsze. To, co posiada i to, co niegdyś ją uszczęśliwiało, może stracić swoją wartość, kiedy w grę wchodzi małe stworzonko, rosnące w jej brzuszku.  

Książka napisana jest w prostym języku, dzięki czemu szybko się ją czyta. Opisy idealnie oddają chaotyczne myśli głównej bohaterki, a dialogi są w pewnym rodzaju przełożone na język Bridget. Wszystkie sytuacje widzimy z jej perspektywy. W książce, jak na dziennik przystało, znajdziemy daty i godziny oraz niekiedy rozdziałowo podzielone etapy życia Jones, przez co ułatwia nam to wizualizację jej życia.

Dziennik Bridget Jones to nie tylko świetna komedia, przy której można się zrelaksować, ale i książka, przy której można zastanowić się nad wartościami życia. Czy kobieta, którą nikt nie potrafił zmienić, zmieni się dla dziecka? Czy dla siebie? Kto jest ojcem, a kto tylko piątym kołem u wozu?
Spostrzec można również, że nie każdy jest ideałem - wady należy zamieniać w zalety, aby móc być szczęśliwym ze swojego życia.
Serdecznie polecam.


Ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka

środa, 7 grudnia 2016

Konkurs ,,Dopóki życie trwa" - organizator: Albatros


Witam wszystkich serdecznie!


Dzisiejszego poranka chciałabym zaprosić Was do wzięcia udziału w świetnym i kreatywnym konkursie u Wydawnictwa Albatros.


Sukces dzienników Adriana Mole’a – zwariowanego, introwertycznego nastolatka, który za sprawą specyficznego poczucia humoru przeszedł do historii literatury jako autor gorzko-słodkiego pamiętnika czasów dojrzewania; fenomen pamiętników Bridget Jones – najbardziej nierozsądnej, nielogicznej i nieidealnej Angielki po trzydziestce, za którą miliony czytelniczek trzymały kciuki; oraz najnowszy bestsellerowy diariusz Hendrika Groena, mieszkańca amsterdamskiego domu spokojnej starości, dla którego nie ma tematów tabu i który w krótkich, błyskotliwych wpisach komentuje rok ze swojego życia, dowodzą, że życie każdego człowieka bez względu na wiek, płeć czy problemy, z jakimi się boryka, jest fascynujące i godne uwagi. Wystarczy tylko ująć je w słowa i spisać na kartach prowadzonego dziennika. Dlatego właśnie proponujemy naszym czytelnikom konkurs na stworzenie własnego krótkiego dziennika, który rozbawi, zmusi do myślenia bądź po prostu zaciekawi innych. Niech osiemdziesięciopięcioletni Hendrik Groen, który właśnie zakończył pisanie swojego drugiego diariusza, będzie przykładem i inspiracją dla Polaków: studentów, emerytów, pracowników korporacji, rodziców; słowem: dla wszystkich, którzy chcieliby bez ograniczeń podzielić się swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami! 

Moim skromnym zdaniem jest to rewelacyjny pomysł, który nie tylko zafunduje nam rozrywkę, ale także pozwoli nam zaistnieć w literackim świecie.  Nie ma więc na co czekać! Zapraszam do zgłoszenia się w konkursie. :)

Przypominam jeszcze, że nagrodą w konkursie jest publikacja fragmentów dziennika na łamach „TeleTygodnia” (ponadmilionowy nakład tygodnika!) oraz czytnik e-booków zaopatrzony w bestsellery Wydawnictwa Albatros. Są przewidziane również dodatkowe nagrody w konkursie w postaci pakietów książek.

Szczegóły i regulamin na stronie:
http://www.wydawnictwoalbatros.com/1,2,43,konkurs.html


niedziela, 4 grudnia 2016

KONKURS 3/3



KONKURS 3/3

Do wygrania ,,Światło w mroku" I.M. Darkss



Organizatorem konkursu jest Stan: Zaczytany, a sponsorem konkursu j.n. Za wysyłkę nagrody odpowiada sponsor. 


KONKURS TYLKO DLA OBSERWATORÓW BLOGA!
Aby wziąć udział w konkursie, wystarczy zgłosić się w komentarzu wedle wzoru i polubić stronę:
-
I.M. Darkss [klik]
- Wydawnictwo Novae Res [klik]

Będzie mi miło, gdy udostępnicie post, zaprosicie do udziału znajomych.

Konkurs trwa do 11.12.2016. Wygrywa jedna osoba. Na adres laureata czekam do dwóch dni.
Wyniki konkursu do 7 dni od daty zakończenia zabawy.


WZÓR:
Zgłaszam się!
Strony sponsorów polubione.
Post konkursowy udostępniony na:
Obserwuję jako:

sobota, 3 grudnia 2016

KONKURS 2/3

KONKURS 2/3

Do wygrania ,,Władczyni mroku" K. C. HIDDENSTORM -w twardej oprawie, wraz z autografem autorki!



Organizatorem konkursu jest Stan: Zaczytany, a sponsorem konkursu j.n. Za wysyłkę nagrody odpowiada sponsor. 


KONKURS TYLKO DLA OBSERWATORÓW BLOGA!
Aby wziąć udział w konkursie, wystarczy zgłosić się w komentarzu wedle wzoru i polubić stronę:
-
K.C. Hiddenstorm [klik]
- Władczyni mroku [klik]

Będzie mi miło, gdy udostępnicie post, zaprosicie do udziału znajomych.

Konkurs trwa do 11.12.2016. Wygrywa jedna osoba. Na adres laureata czekam do dwóch dni.
Wyniki konkursu do 7 dni od daty zakończenia zabawy.


WZÓR:
Zgłaszam się!
Strony sponsorów polubione.
Post konkursowy udostępniony na:
Obserwuję jako:

KONKURS 1/3

KONKURS 1/3

Do wygrania ,,Nakarmię Cię miłością" Anny Dąbrowskiej.



Organizatorem konkursu jest Stan: Zaczytany, a sponsorem konkursu Wydawnictwo Zysk i S-ka oraz Anna Dąbrowska. Za wysyłkę nagrody odpowiada organizator. 


KONKURS TYLKO DLA OBSERWATORÓW BLOGA!
Aby wziąć udział w konkursie, wystarczy zgłosić się w komentarzu wedle wzoru i polubić stronę:
-
Anna Dąbrowska [klik]
- Wydawnictwo Zysk i S-ka [klik]

Będzie mi miło, gdy udostępnicie post, zaprosicie do udziału znajomych.

Konkurs trwa do 11.12.2016. Wygrywa jedna osoba. Na adres laureata czekam do dwóch dni.
Wyniki konkursu do 7 dni od daty zakończenia zabawy.


WZÓR:
Zgłaszam się!
Strony sponsorów polubione.
Post konkursowy udostępniony na:
Obserwuję jako:

środa, 23 listopada 2016

#129 Przeznaczenie Violet i Luke'a

Autor: Jessica Sorensen
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 31 października 2016
Liczba stron: 366

Już wcześniej mogliśmy zapoznać się z dziełami autorki. Choć przyznaję, że ma świetne pióro, które łatwo się przyswaja, nie byłam wielką fanką jej twórczości. Rozumiałam wszystkie pochlebne opinie, bo sama takową miałam, ale nie stanęłam w szeregu jej fanów. ,,Przypadki Callie i Kaydena" były dobre, tak samo jak druga część. ,,Nie pozwól mi odejść" było o niebo lepsze - bardziej spodobała mi się przedstawiona historia. Jak więc oceniam ,,Przeznaczenie Violet i Luke'a"?

Opis:
,,Życie Luke'a Price’a od zawsze zależało od porządku, kontroli i twardego stawiania czoła światu. Nic nieznaczące związki z kobietami były dla niego rozrywką - sposobem na wyciszenie chorych wspomnień z dzieciństwa. Luke rozpaczliwe pragnie zapomnieć o przeszłości, ale – nieważne, co zrobi - ona i tak będzie go prześladować.

Los nie sprzyjał Violet Hayes. Już jako dziecko została sama na świecie, bez żadnej rodziny. Towarzyszyły jej jedynie wspomnienia o niewyjaśnionym morderstwie rodziców. Dorastała w domach zastępczych, żyjąc pod opieką nieodpowiedzialnych przybranych rodziców, w otoczeniu narkotyków. Nikt o nią nie dbał, gdy próbowała zwalczyć bolesne wspomnienia o nocy, w której odebrano jej rodziców. Ale niepamięć przychodzi z trudem, kiedy nie można zamknąć za sobą niektórych drzwi, a ona nie mogła przestać śnić o tym, co przydarzyło się tamtego tragicznego dnia. Aby poradzić sobie z życiem, dystansuje się do wszystkich wokół i nigdy nie pozwala sobie na uczucia.

I nagle Violet spotyka Luke'a. Obydwoje natychmiast ścierają się, ale równocześnie coś ich ku sobie pcha. Chociaż z tym walczą, powoli otwierają się przed sobą i czują coś, czego jeszcze nigdy nie poznali. Odkrywają, jak bardzo są do siebie podobni. Czeka ich jednak zderzenie z jeszcze jedną trudną prawdą: nie da się uciec od przeszłości... "
 Źródło opisu: Wydawnictwo Zysk i S-ka


Tragiczna przeszłość głównych bohaterów - to zawsze działa w książkach tego gatunku. Przyznaję, że już mrużę z irytacją oczy, gdy widzę, że każdy autor wzoruje się na podobnej fabule. Jednak wiem, że to najciekawszy zabieg, jaki można wprowadzić do książki. Mimo zniecierpliwienia, sama lubię, kiedy życie bohaterów komplikuje się przez przeszłość. Dlatego też czytałam książkę w skupieniu. I choć ciężko jest mnie zaskoczyć... Sorensen się udało.

Początek i rozwinięcie przebiegało naturalnie. Nie było żadnych zgrzytów, przy których musiałam się zatrzymać, aby przemyśleć sprawę. Nie podejrzewałam, że w słowach jest ukryta prawda i - jakby nie patrzeć - autorka od razu nakierowywała nas na odpowiedź. To dopiero przy końcu się domyślicie. Osobiście myślę, że cała książka nabrała całkowicie innego znaczenia, kiedy jestem po lekturze. Z początku myślałam, że to kolejne YA z klasycznym brzdękiem, ale teraz sądzę, że Jessica Sorensen z każdą kolejną powieścią podnosi coraz wyżej poprzeczkę.

Jak już wspomniałam, całokształt historii całkowicie się zmienia. Dzięki temu wielkiemu ,,bum!" możemy zatrzymać się i, wracając do wcześniejszych momentów w powieści, nadać książce całkowicie inny klimat. Osobiście na samo wspomnienie historii Violet i Luke'a moje serce bije nieregularnym rytmem. Z początku oceniałam tę książkę dość przeciętnie, ale późniejsze wydarzenia w powieści zmieniły moją ocenę. Pokochałam tę historię. Pokochałam głównych bohaterów.

A odnośnie bohaterów... Och. Są dynamiczni. Nie polubiłam Violet przez to, że okazywała twardość, choć wewnątrz była krucha. Kiedy pokazywała kruchość, znowu stwarzała pozory twardej kobiety. Jednak ta niesympatia zamieniła się w uwielbienie. Tak naprawdę na początku jej nie rozumiałam. Dopiero kiedy poznajemy jej tożsamość, jej życie oraz zobaczymy to, przez co ona sama musiała przeżyć, zrozumiemy ją.
Luke... Tutaj jest podobna sytuacja. Jest chamski, świadomie niszczy własne życie, żeby choć na chwilę poczuć się lepiej.
Kiedy ci dwoje spotkają się... Wszystko zaczyna się zmieniać. Ich świat w końcu może zabarwić się na kolorowo, jednak nic nie trwa wiecznie. Spadnie deszcz, rozmywając ich barwy i mieszając je z błotem.
Zawsze obawiam się, że przez problematykę przeszłości, historia będzie naciągana. Tutaj zaś możemy utożsamiać się z każdym bohaterem. Ich charakter jest stabilny, każda cecha ma powiązanie z ich przeżyciami. Jest początek, rozwinięcie i... brak zakończenia. A to najważniejsza zaleta książki.

Tak jak w przypadku poprzednich książek Sorensen, tak i teraz możemy się przekonać, że pismo autorki jest zaskakująco pochłaniające. Szybko przenosimy się do fikcyjnego świata. Lekturę czyta się szybko, a właściwie niebezpiecznie szybko.  

Reasumując: Przeznaczenie Violet i Luke'a to powieść o ludziach, którzy szli po przeciwnej stronie, ale spotkali się pośrodku drogi. Jednak nie zawsze uczucia wystarczą, aby pokonać demony, widma przeszłości, które stoją nam na przeszkodzie.
Polecam całym sercem.

Ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka

wtorek, 22 listopada 2016

"Próbująca zapomnieć" - Lifeisbrutal

"Próbująca zapomnieć"
Śnieg, który niedawno zaczął spadać, powoli przykrywał las, zmieniając go
w śnieżnobiały krajobraz. Ślady pozostawiane przeze mnie znikały jak za dotknięciem magicznej różdżki, nie było ich już po sekundzie, jakbym chciała żeby i moje wspomnienia mogły tak zniknąć. Samotność nauczyła mnie ukrywać emocje, niezależnie od sytuacji, czy zarówno były to te złe czy dobre, ale nie potrafiła wymazać wspomnień z przeszłości, które sprawiają, że potrafię tak po prostu stanąć i nie ruszać się, zatonąć w wydarzeniach, które już nie wrócą. Czuje się dziwnie przechodząc przez miejsce, w którym dawniej bawiłam się wraz z moim rodzeństwem i rodzicami, a teraz prowadzona przez serce dokładnie, co roku w rocznicę ich śmierci, widzę je pełne krwi i ich ciał leżących bez życia, a nad nimi mordercę z nożem, który chce wyłącznie ich futer. Wtedy byłam zbyt młoda, żeby coś zrobić i zapobiec zbezczeszczeniu ich ciał, byłam zbyt młoda żeby zmienić się w wilka i rozszarpać szyję temu bezdusznemu myśliwemu. Nie potrafię sobie wybaczyć, że jedyne, co mogłam zrobić to skryć się, zapamiętać szczegółowo jego wygląd, a później niezauważenie zbiec.
Lekko potrząsam głową, żeby odgonić myśli, które odciągają mnie od rzeczywistości, która teraz jest najważniejsza. Przyspieszam, żeby jak najszybciej znaleźć się nad jeziorem oraz poczuć przyśpieszony rytm mego serca, poczuć ból w łapach, który stał się moim nieodłącznym towarzyszem. Przemykam między drzewami jak wiatr, staję się cieniem, wtapiam się w tło i sprawiam, że na pierwszy rzut oka nikt nie jest w stanie mnie dostrzec. Pierwszy raz od dłuższego czasu wyciągam też podczas biegu język, żeby poczuć najpierw przyjemny chłód na języku, a następnie wilgoć po rozpuszczeniu się śnieżynek. Szybki bieg zamieniam w trucht, żeby w końcu zmienić się w człowieka, zimne powietrze powoli otula moje ciało, które zaczyna drżeć nieprzyzwyczajone do tak niskiej temperatury, bez okrycia futrem. Niby zwykła reakcja, a przywołuje kolejne wspomnienie, o którym chciałabym zapomnieć.

-Jo ubierz natychmiast tę kurtkę, bo inaczej się przeziębisz! -Woła moja mama próbując zrobić przy tym groźną minę, ale jej to nie wychodzi. - Josephine posłuchasz się albo inaczej porozmawiamy młoda damo!
-Już dobrze mamo! - Odkrzykuję w jej stronę, po raz ostatni wyciągając rękę w stronę spadającego śniegu ze śmiechem.
Odwracam się w stronę mojej mamy, która z groźną miną czeka na mnie, by móc się zmienić i zabrać nas obie do domu. Biegnę w jej stronę uśmiechając się przy tym jak najbardziej potrafię.

Gdybym wiedziała, że to będą moje ostatnie wygłupy z nią, podroczyłabym się nieco dłużej, wtuliła się mocniej we futro podczas naszego powrotu. Zrobiłabym wszystko, żeby mieć coś w sercu na zapełnienie pustki, która się później pojawiła i wciąż nie chce zniknąć. Nagle usłyszałam trzask gałęzi za mną, wyczuwając przy tym zapach osoby, na którą czekałam te kilkanaście lat. Przybrałam pozę osoby przestraszonej, szukającej schronienia, która nie pamięta jak znalazła się w tym miejscu. Już mam się odwracać, kiedy wyczuwam wzrok nie jednej, a dwóch osób na sobie. Nie taki miałam plan, ale chyba niewinna osoba będzie musiała zginąć. Kiedy się odwracam widzę obok myśliwego, młodego mężczyznę, który kogoś mi przypomina, kogoś, kto jednocześnie był moim autorytetem jak i osobą, której strasznie się bałam. Mój starszy brat - Milo. Jako jedyny nie był wilkołakiem, a zwykłym człowiekiem.

-Wiedziałem, że kiedyś tu wrócisz. - Odezwał się z szyderczym uśmiechem. - Wy zawsze wracacie, aby pomścić watahę.
-Jakbyś nie zauważył, bywałam tu, co roku. - Mówię, starając się pohamować chęć rzucenia się na nich, zachowując przy tym nienaruszoną mimikę twarzy.
-Wilczek w końcu chciał wybadać teren i złożyć kwiaty swojej żałosnej rodzince, co? - Śmieje się chcąc zbudzić ze snu moją bestię, nie wiedząc, że w ciągu tych kilku lat nauczyłam się kontrolować ją, wraz z rozwijaniem jej mocy.

Zauważam jak starają się niezauważenie wyciągnąć broń przeciwko mnie, pozwalam im na to, aby zmniejszyć ich czujność, kiedy celują we mnie ja już biegnę w ich stronę w jeszcze ludzkiej postaci. Tego kompletnie się nie spodziewali, widzę ich zdezorientowane miny. Skaczę nad nimi, zmieniając się i pazurami przejeżdżając po ich plecach, aż do krwi. Kiedy upadam w swojej postaci, zaczynam niekontrolowanie wyć, obraz powoli zaczyna mi się zamazywać. Nie mam pojęcia, co się dzieje, czuję jak coś zaczyna mnie wciągać niczym czarna dziura.


Nagle budzę się w swoim łóżku, jestem cała spocona i dalej niespokojna, pojedyncza łza spływa po moim policzku. Tak bardzo chciałabym o wszystkim zapomnieć, ale to niemożliwe. Wszystko będzie mi się za każdym razem przypominać jak ten sen dręczący mnie od kilku lat.

#128 Chłopiec zwany Gwiazdką

Autor: Matt Haig
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 260
Data wydania: 7 listopada 2016


- Eryczku, chciałbyś poczytać o chłopcu, który został nazwany Gwiazdką?
- Tak, ciociu.
I tym oto sposobem, dzięki uprzejmości Wydawnictwa, bardzo chętnie sięgnęliśmy po lekturę. Przygotowana na miłą w odbiorze bajkę na dobranoc, nie spodziewałam się, że i mi przypadnie do gustu! Cudowna okładka, która oczarowała mnie od pierwszej chwili. Lekkie wprowadzenie w treść, powody do uśmiechu, złości i napięcia - to wszystko znajdziecie w książce, ale teraz zapraszam do recenzji.

Opis:
Uwierz w niemożliwe! Oto prawdziwa historia Świętego Mikołaja
Jeśli jesteś jedną z tych osób, które sądzą, że rzeczy niemożliwe nie istnieją, natychmiast odłóż tę książkę. Są w niej bowiem wyłącznie rzeczy magiczne i niemożliwe. Jesteś wciąż z nami? To dobrze. (Elfy byłyby z ciebie dumne). W takim razie zaczynajmy...
Skąd się wziął Święty Mikołaj? Jak doszło do tego, że człowiekowi udało się zaprzyjaźnić i zamieszkać z elfami? No i kto wymyślił, by wszystkie dzieci z całego świata w Święta Bożego Narodzenia dostawały prezenty? Jeśli jesteś ciekawy (wiem, że jesteś – wszyscy jesteśmy!), wyrusz z nami w tę fascynującą podróż.
Wiadomo od lat jak stary jest świat, że w wyobraźni małego człowieka nie ma rzeczy niemożliwych. Utwierdza nas w tym Mikołaj - mały bohater tej jakże odległej od nas kulturowo opowieści z krainy białej jak mleko, tak od nas położonej daleko. Gdzie żyją sobie wygodnie elfy. Dzieci kochają te małe stworki, które nie zawsze są jak aniołki. Często są to potworki zdolne do najstraszniejszych posunięć.
Opis ze strony: http://sklep.zysk.com.pl/chlopiec-zwany-gwiazdka.html 

To  pierwsza recenzja bratanka! Oboje postanowiliśmy młodego wprowadzić do świata blogosfery. Nie umie jeszcze pisać i czytać, ale w końcu od czego ma się kochaną ciocię, która robi to za niego?
Z racji tego, że jest to dziecięca książka, moje osobiste zdanie będzie krótkie. W dzisiejszej recenzji postaram się skupić na Eryczku - na jego zachowaniu podczas lektury, na wrażeniach i słowach, które wypowiadał podczas czytania bajki o tytule ,,Chłopiec zwany Gwiazdką".

Eryk rzadko czyta nowe książki, bo ciężko mu jest skupić się na słowach. Dlatego też mogę kartkować mu setny raz tę samą powieść. Lubi wiedzieć, co ma być przygotowany. Znana mu wcześniej bajka najbardziej przypada mu do gustu, bo podczas czytania nowej często gubi wątek - przestaje się skupiać, bawi się poduszkami, wykręca sobie palce, albo co minutę pyta się mnie o sprawy niezwiązane z literaturą. Miałam więc małe obawy, że i tym razem też tak będzie.
Na szczęście wyglądało to zupełnie inaczej. Nie wiem - może to z powodu tego, że miał ,,napisać" recenzję? Może z powodu tego, że ciocia co rozdział pytała się o czym on był? A może dlatego, że pochłonął go świat Gwiazdki?

Bo pochłonął. Zdziwiłam się, jakie szczegółowe informacje zapamiętuje. Z początku może i szło mu opornie, bo jeśli dziecko musi się skupić, to z niechęcią przyswaja informacje, ale później? Jako opiekunka naprawdę jestem pełna podziwu, że pochłonął go literacki świat. Gdybyście poznali mojego urwisa, również bylibyście zdziwieni.

Przechodził ze skrajności w skrajność. Leżał obok mnie ze wzrokiem utkwionym w książce i z otwartą buzią. Rzadko przerywał czytanie. Czasami komentował na głos (moja krew!), czasami sprawdzał również moją reakcję. Choć w książce zawarte są ilustracje, nie zwracał na nie zbytnio uwagi, a to pierwszy taki przypadek. Zwykle pół godziny omawia obrazek i pyta się ,,a kto to? A co to? A czemu?". To naprawdę jedna z nielicznych książek, którą Eryk przyswoił do swojej głowy. Żył fikcyjnym światem, słuchał historii, jakby była autentyczna. Ja sama z miłą chęcią przewracałam kartki, bo choć to literatura dziecięca, historia o Mikołaju bardzo mi się podobała.

Nie jest to książka, w której życie jest usłane różami. Nie ma samych dobrych wrażeń (no chyba że patrząc na całokształt). Dziecko razem z Mikołajem wyrusza w przygodę i nie jest pewne, jak potoczą się losy głównego bohatera. Zwroty akcji, inna wizja tego, co młody człowiek przyswoił do swojej świadomości. Od dziecka wiemy, że Mikołaj mieszka wraz z elfami na biegunie. Ma brodę, czerwoną czapkę i tego samego koloru wdzianko. Z reniferami przemierza świat, aby obdarować ludzi prezentami. Aż tyle, ale jednocześnie tylko tyle. Dlatego jestem niesamowicie zadowolona, że pokazany został ten sam, ale równocześnie inny świat - z innego punktu widzenia. Dziecko może nie tylko pogrążyć się w magicznej bajce, ale i zobaczyć przeciwności losu.

Po lekturze zadałam mu pytania, na które odpowiedział dość monosylabicznie, niemniej jednak jego mimika twarzy wyrażała multum pozytywnych (i negatywnych, jeśli chodzi o ciotkę - poboczną bohaterkę książki) emocji.
,,Elfy oceniam superowo! Najbardziej podobała mi się wyprawa. Jego ciocia jest niefajna, bo zrobiła z jego zabawki zupę."
Komu polecasz tę książkę? - zapytałam.
,,Twojej koleżance, jakiej chcesz. I dzieciom."
Próbując ukryć śmiech, zadałam kolejne pytanie: Twoim kolegom z klasy podobałaby się książka?
,,Tak."
Chciałbyś, żeby Pani w szkole czytała Wam takie książki?
,,Tak. Myślę, że i Pani bardzo by się podobała ta książka".

Dziecko poleca. Czy ja również? Oj, tak! Rodzice - również przeżyjecie cudowną historię! Jestem zauroczona nie tylko okładką, ale i wnętrzem.

piątek, 18 listopada 2016

#127 Być jak Audrey Hepburn - RECENZJA PREMIEROWA!

Tytuł: Być jak Audrey Hepburn
Autor:
Wydawnictwo: Kobiece
Ilość stron:
Data wydania: 18 listopada 2016

Zachęcona opinią ,,podobne do Diabeł ubiera się u Prady!" postanowiłam sięgnąć po tę książkę. Lubię Diabła (...), więc byłam zainteresowana powieścią podchodzącą pod tą samą tematykę, ale innego autora. Kiedy więc zaczęłam czytać, zorientowałam się, że mam do czynienia z... psychofanką Audrey Hepburn. Uwielbia każdy film, wielbi jej osobę i potrafi przekazać nam takie informacje na temat kulis życia Hepburn, że aż mnie zatykało. Tu nie chodziło tylko o modę - reflektory, światła sławy, popularność, piękne kreacje - tylko o to, jakim jest się człowiekiem. Wiem, kim była Audrey Hepburn, wiem, że zasłynęła z wielu filmów (choć ich nie oglądałam, więc teraz muszę to nadrobić), ale nigdy nie interesowało mnie jej życie. Teraz dowiedziałam się ciekawostek z jej dni sławy. Ale nie na tym koncentruje się powieść. Do zobaczenia w recenzji. :)

Główna bohaterka zaczęła swoją przygodę z powodu sukni Audrey z filmu Śniadanie u Tiffany'ego (1961). Chyba każda z kobiet kojarzy czarną kreację - piękną, długą suknię, która stała się wzorem do naśladowania wielu projektantów. Dzięki pomocy przyjaciółki, Lisbeth miała okazję ją przymierzyć. Nie spodziewała się odwrotu spraw - musiała uciec w inny rejon Metropolitan Museum of Art, żeby nie nakryli jej na tym karalnym czynie. Ku wielkiemu zaskoczeniu trafiła na wydarzenie modowe, które spowodowało, że nałożyła maskę Audrey i musiała wtopić się w tłum. Szybko okazało się, że z Lisbeth to niemożliwe - każdy był zauroczony jej osobą. Nawiązała znajomości, a nawet ,,toaletowe" przyjaźnie.
Na tym miało zakończyć się przedstawienie. Po pamiętnym wieczorze znowu musiała zmienić się w ,,biedną" osobę. Niestety, uważana tamtego wieczoru za innego człowieka, bogata śmietanka towarzyska z Nowego Jorku nie pozwala jej zniknąć z ich życia. Zresztą ona sama nie chciała powrócić do swojego nudnego żywotu. Wraz z Jess postanowiły zrealizować projekt ,,Być jak Audrey Hepburn" i realizować swoje marzenia, opartymi na małych kłamstewkach i nieszczerych - z mojego punktu widzenia - przyjaźniach.

Złotko, jeśli dalej to czytasz, to znaczy, że musisz przeczytać tę książkę. Byłam nastawiona na coś zupełnie innego - zwykłą obyczajówkę, gdzie zanudzę się na śmierć z powodu nadmiaru kreacji. Chociaż zachęciło mnie porównanie, nie myślałam, że zyskam coś nowego. A tu? Totalny zawrót głowy! Możemy się przekonać, jak to jest wieść bogate życie. Czy na pewno jest tak kolorowo, jak każdy uważa? Zobaczyłam, w którym momencie każdy człowiek, niezależnie od pochodzenia, ściąga swoją maskę. Zobaczyłam, jak w każdym przypadku ważne jest wnętrze i własne potrzeby, a nie potrzeby środowiska, w którym żyjemy. Samorealizacja i spełnienie marzeń to nie tylko modły ubogich ludzi - również tych, dla których gwiazdy świecą nocą.

Jest moc przyjaźni, moc miłości i życia. Choć z początku nie byłam zadowolona projektem ,,być jak Audrey Hepburn" z powodu kłamstw Lisbeth, nie mogłam się oderwać od lektury. Chciałam, żeby dalej w to brnęła i modliłam się, żeby nie ujawniono jej tożsamości. Główna bohaterka pokazała swoją odwagę, bo - tak szczerze, sama nie byłabym skłonna do takiego czynu. Nie wiem, czy poradziłabym sobie z udawaniem. Nienawidzę kłamstw i kłamstwa nie przechodzą mi przez gardło, więc nie mogłabym nałożyć niczyjej maski. Lisbeth tak naprawdę to bardzo dobra osoba, miła, kochana, więc należało jej się spełnienie swoich marzeń. Dlatego, choć z początku nie mogłam zrozumieć, dlaczego dalej ciągnie tę całą farsę, później chciałam, żeby zyskała w tym wszystkim szczęście.

Język jest prosty - jak dla mnie zbyt prosty. To chyba jedyny minus tej książki, bo fabuła jest wartościowa - z wartościowym przesłaniem. Jednak brakowało mi mocniejszych słownych uderzeń, bardziej rozbudowanych zdań i niektórych fragmentów - jak na przykład uczucia podczas spotkań z pewnym mężczyzną. Gdyby autorka dogłębnie weszła w tematy poboczne, wyszłoby cudo. Dlatego też odejmuję jeden mały punkcik za to.

Reasumując, polecam tę powieść kobietom, które lubią obyczajowe powieści. Osobiście bardzo podobała mi się przemiana głównej bohaterki i cały wewnętrzny świat nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Można zauważyć, że każdy - bez względu na to, czy ma pieniądze czy ich nie ma - jest człowiekiem o własnych, indywidualnych potrzebach. Powieść, która nie tylko bawi, ale także daje wiele do myślenia.
Polecam.

Ocena: 5/6





sobota, 12 listopada 2016

,,Perspektywa" - opowiadanie Aleksji

,,Perspektywa”


Stoję na dachu wysokiego biurowca, nazywającego się Prudental Center. Spoglądam na piękną architekturę z wysoka i nie mogę się nadziwić, że z dołu wszystko wygląda inaczej. Bloki mieszkalne, czy kolejne biznesowe budowle to nic innego, jak przedmioty zniekształcające boski
(w dosłownym znaczeniu) wygląd nieba. Tutaj zaś, stojąc na jednym z najwyższych punktów w tej części Bostonu, wszystko wygląda zupełnie inaczej. To, co jest na dole, to tylko martwe przedmioty. Nie widzę ludzi poruszających się w szale. Nie widzę kłamstwa, obłudy i fałszu. Tylko ja, niebo pochylające się ku zachodowi, mała zatoczka z błyszczącą wodą, w której odbicie wysokich biurowców koncertuje na sobie mój wzrok, oraz ptaki, latające raz do czasu obok mnie.
Zawsze byłam ciekawa, czy ciężko jest przedostać się na dachy takich dobrze chronionych budowli. Miałam dwadzieścia lat i nigdy nie próbowałam nawet wcisnąć się w kolejkę. Nigdy niczego nie ukradłam, zawsze działałam zgodnie z prawem. To mój pierwszy taki haniebny czyn. Nie miałam w swoim dorobku wielkich kłamstw, ani włamań, więc ciężko było mi skonstruować odpowiedni plan, który pozwoli mi przedostać się
na najwyższe piętro.
Łatwo nie było, to pewne. Całe szczęście, że moja przyjaciółka niegdyś pracowała w jednym
ze sklepów z dolnych pięter budynku i dzięki temu mogłam dowiedzieć się o planie kontrolnym ochroniarzy. Spożytkowałam wiele godzin na obserwacji kamer. Obliczałam, ile zajmuje mi przechodzenie na najwyższe piętro. Wszystko robiłam z dokładnością tak, jakbym planowała włam,
a nie mało interesujące zwiedzanie dachu.
Mało interesujące? Zapewne. Zapewne, bo nikt nie zwróciłby na mnie uwagi, gdybym tak ,,niechcący” postąpiła krok ku przepaści i zachłysnęła się w końcu świeżym powietrzem. Tutaj wszystko było inne, niż tam na dole. W końcu zrozumiałam, że piekło znajduje się na ziemi. Nie pod ziemią, ale tam, gdzie ludzie chadzają ulicami miasta. Ich myśli i czyny to największy grzech. Chociaż... największym grzechem jest życie.
Nie wiem, czy mnie rozumiecie, ale to nie ważne. Moja historia nie jest taka, jaką pewnie sobie wyobrażacie. Nie zostałam zgwałcona, nie zostałam napadnięta, nie choruję na nieuleczalną chorobę. Ja po prostu żyję. Pochodzę z bogatej rodziny. Moja mama jest biznesmenką, mój ojciec zakłada kolejne salony bukmacherskie. Mimo ich braku czasu wolnego, spędzają ze mną każdą wolną sekundę. Wracając w nocy z delegacji, moja mama budzi mnie i zaprasza na ciepłą czekoladę do jadalni, gdzie złoto przeważa nad porcelaną. Ojciec zabiera mnie przynajmniej raz w miesiącu na wycieczkę konną. Mam dwadzieścia lat, ale mimo to rodzice wciąż są dla mnie najważniejsi. Mieszkamy razem w wielkim pałacu (nie można inaczej nazwać mojego domu, który jest ponad stuletnim zabytkiem), mam wielu znajomych i przyjaciół. Sama, z powodu chęci zagospodarowania czasem wolnym, postanowiłam spróbować swoich sił w aktorstwie. Tak się złożyło, że przyjęli mnie od razu. Może z powodu mojego nazwiska? Może z powodu ilości cyfr na moim koncie?
Bo na pewno nie z powodu mojego ,,talentu”. Wiem, że jestem w tym kiepska. A może inaczej... Na pewno znajduje się człowiek, który na kastingu był o wiele lepszy ode mnie, ale nad oceną jury przeważyło moje pochodzenie. Stałam się aktorką w jednym z najbardziej rozpoznawalnych teatrów w Bostonie. Zawsze proponowali mi główne role, a ja – myśląc sobie tamtymi czasy, że los się do mnie uśmiechnął i ktoś zauważył mój talent – cieszyłam się z każdego zagranego spektaklu. Byłam dumą w rodzinie. Rodzice skakali z radości, słysząc o moich osiągnięciach. Wpłacali teatrowi niezłe sumki, abym mogła realizować się w wyremontowanym budynku, z pozłacanymi klamkami. Moje szefostwo również dawało mi ciągle podwyżki i reklamowali mnie na każdym możliwym bilbordzie. Ludzie przychodzili obejrzeć mój występ i wychodzili. Nie widziałam ich twarzy, a do uszu nigdy nie dochodziły opinie. Nikt nic nie mówił, a ja nie chciałam dopuszczać do swojej świadomości myśl, że komuś nie spodobała się moja gra aktorska. Wtedy się realizowałam, prawdy nie dopuszczałam do swojej świadomości.
Dopóki...
Pewnego dnia usłyszałam za kotarą szmer rozmów osób grających bohaterów pobocznych. Z początku nie domyśliłam się, o czym rozmawiają, dopiero po chwili poczułam bolesne ukucie w sercu.
      - Płacą teatrowi, żeby ich córka mogła występować. Bezsensu, ona jest do bani. Krytycy ciągle mają ją na głównym pulpicie i mówią o niej okropne rzeczy. A przez nią i my jesteśmy źle osądzani...
       - Ona myśli, że jest dobra – dodała blondynka, która kiedyś grała moją damę dworu. - Chyba trzeba jej uzmysłowić prawdę.
       - Nie tylko tę prawdę – odparł chłopak, chyba operator światła. Zdziwiłam się, że i on uczestniczy w tej rozmowie. Myślałam, że aktorzy nie trzymają się z pracownikami teatru. - Ona chyba w ogóle nie czyta gazet. Jedna z jej przyjaciółek spotyka się z jej byłym.
Z byłym? Z Louisem? - zdziwiłam się. Podejrzewałam, że mowa była o Tamarze, mojej najbliższej przyjaciółce. Nie miałam nic przeciwko, że się z nim spotyka. To była przeszłość – dwa lata nie miałam z nim kontaktu. Od półtora roku spotykam się z Henrym, planujemy wkrótce przyjęcie z okazji zaręczyn, dlatego nie obchodzą mnie sprawy związane z moją przeszłością. Szkoda tylko, że osoby trzecie więcej wiedzą na ten temat, niż ja.
      - Oj, daj spokój. Sam wiesz, że nie zawsze można wyczytać z gazet prawdę.
      - Ale widziałem zdjęcie, gdzie się całują. Dokładnie dwa tygodnie temu, podczas spektaklu ,,Nowojorskie inspiracje”. Zdziwiłem się, że Betty jest w wyśmienitym nastroju
      - Daj spokój – odparła blondynka. Zauważyłam zza kotary, że niedbale machnęła w jego stronę wypielęgnowaną dłonią. - Nie mieszaj się do jej życia. Wystarczająco, że namieszała w naszym życiu.
       - Może coś z tym zrobimy? - zapyta czarnowłosa Rebecca. Nie była najpiękniejsza, ale miała ten błysk w oku, który kochała publiczność.
       - Prędzej czy później dojdzie do niej, że jest beztalenciem. Wróci do swojego pałacu i ponownie będzie liczyła banknoty z powodu braku innej rozrywki.
Nie słuchałam dalszej rozmowy. Zrobiło mi się przykro. Łzy popłynęły po moich policzkach. Całe szczęście, że już skończyła się próba i mogłam w spokoju wrócić do swojego pokoju i wypłakać każde usłyszane wcześniej słowo.
Nie spałam, analizowałam każde wypowiedziane przez moich ,,kolegów” zdanie. Dopiero nad ranem zorientowałam się, że to, co mówili, było prawdą. Dopiero wtedy zauważyłam prawdę. Koncentrując się na swojej grze aktorskiej, tylko jedno było zaletą – moja pamięć do tekstu. Nie potrafiłam udawać osoby, którą nie jestem. Udawałam siebie, tak samo jak robiłam to teraz. Byłam Kopciuszkiem, cudowną księżniczką, która nigdy nie była mieszczuchem. Na scenie, nawet jako biedna główna bohaterka, pokazywałam własną wyniosłość.
Czy to się liczyło? Nie. Nie potrafiłam udawać, choć udawałam całe życie, że jest dobrze.
Nad ranem postanowiłam złożyć niezapowiedzianą wizytę Tamarze. Podjechałam do jej rodzinnego domu i wparowałam do jej pokoju. W łóżku zastałam nie tylko ją, ale także Henrego, mojego niedoszłego przyszłego narzeczonego.
Wyszłam szybciej, niż weszłam. Pojechałam w zapłakanym stanie do mojej mamy, do firmy. Prosząc sekretarkę, żeby wpuściła mnie do gabinetu, zadzwoniła do swojej szefowej informując ją o moim przybyciu. Nie wpuściła mnie do środka. Miała dużo roboty. Kazała mi czekać na nią w domu.
W samochodzie, zanim wyruszyłam w nieznane, zadzwoniłam do ojca. Odebrał. Powiedziałam mu, że jest źle, że całe moje życie się zawaliło. Miał oddzwonić, bo właśnie rozmyśla nad nowymi zakładami bukmacherskimi.
Nie oddzwonił, choć godzinę stałam na parkingu przed budynkiem mojej rodzicielki.
Dzwoniłam do dwóch pozostałych przyjaciół, ale byli poza zasięgiem.
Nie, to nie było powód, dla którego udałam się na sam szczyt Prudental Centre. To wydarzyło się pół roku temu, zanim zdecydowałam się na ten odważny, choć z drugiej strony lekkomyślny krok.
Tamtego dnia, kiedy wszyscy moi bliscy odwrócili się ode mnie (właściwie, patrząc z perspektywy czasu, już wcześniej to zrobili), pojechałam na plażę. Zaparkowałam na zatłoczonym miejscu postojowym. Mój drogi mercedes nie za bardzo wtapiał się w tłum starych samochodów. Nie przejmowałam się tym, że ktoś postanowi go zabrać. Zamknęłam drzwi do auta i chowając kluczyk do małej torebki, ruszyłam ku wodzie.
Siedziałam przy brzegu, dopóki nie odwiedziła mnie noc. Słońce schowało się za horyzontem, postanawiając oświetlić drugą półkulę. Przejęta własnymi rozmyślaniami, nawet nie zdałam sobie sprawy, że obok mnie właśnie zaczynała się impreza licealistów. Śmiechy, ognisko i pijackie paplanie w końcu wyrwały mnie z zamysłu.
      - Piwa? - zapytał chłopak, który koło mnie przechodził.
Chociaż miałam dwadzieścia lat, wyglądałam młodo. Nie dziwiłam się więc, że uważał mnie za jedną z ich szkolnych koleżanek. Miał na sobie bluzę kapitana drużyny.
Spojrzałam w stronę zaparkowanego samochodu, wmawiając sobie, że nie powinnam pić, jeśli miałam prowadzić, ale nie mogłam sobie odmówić. Miałam ochotę wyrwać się ze swojego czarnego scenariuszu.
       - Poproszę – odparłam uprzejmie i wstając, otrzepałam się z piasku.
Chłopak zmrużył oczy, uważnie mi się przyglądając.
       - Nie widziałem cię u nas w szkole. Jesteś nowa
       - Tak – skłamałam gładko i posłałam w jego stronę wysilony uśmiech.
Podał mi piwo i zasugerował, że zapozna mnie zresztą jego ,,ekipy”. Z racji tego, że moje nazwisko było rozpoznawalne, postanowiłam zmienić swoje imię na Britanny, które było bardziej na czasie.
To wtedy poznałam Ginny. Nie była cheerleaderką, ani nie pisała do gazetki szkolnej. Nie była również szarą myszką. Jak zdołałam zauważyć, była utożsamiana z ,,ciotką dobrą radą”. Nie zważała na to, czy ktoś jest popularny, czy też nie. Zaprzyjaźniała się z każdym. Zaprzyjaźniła się także ze mną, niemalże od samego przywitania.
Zostałam na plaży do samego rana. Ognisko się wypaliło, połowa imprezowiczów uciekła do domu, a nieliczni spali upici na piasku, przykryci przyniesionymi kocami. Ja z Ginny zaś rozmawiałam i świętowałam kolejny dzień.
Było fajnie. Odżyłam. Na chwilę zapomniałam o poprzednim dniu. Niestety, po powrocie do domu, to wszystko wróciło ze zdwojoną siłą.
Kontaktowałam się przez te pół roku z Ginny. Ona, uważając mnie za Britanny, nie interesowała się tym, gdzie mieszkam i co na co dzień robię. Liczyło się dla niej tylko to, co mam w sobie. Jakie serce. A dopiero przy niej zorientowałam się, że najważniejsze w życiu są emocje.
A emocji brakowało mi w domu i poza nim.
Oczywiście zerwałam z Henrym. Zerwałam wszystkie przyjaźnie. Skończyłam z teatrem, dziękując na odchodnym osobom, które były katalizatorem moich wyborów. Do rodziców przestałam się odzywać. Miałam jedynie Ginny, którą nie interesowały szczegóły mojego portfela. Cieszyłam się, że ją mam.
Miesiąc przed moim ,,wielkim wyskokiem”, niestety bajka się skończyła. Zobaczyła w gazecie nasze zdjęcie. Zrobiła mi awanturę. Znowu poczułam się słaba, zdając sobie sprawę, że kolejny raz nakładałam przy kimś maskę. Czułam się pusta w środku.
Chciałam zrobić coś, co pozwoliłoby mi na rozwinięcie swoich skrzydeł. Szukałam ratunku dla swojej duszy. Próbowałam znaleźć nawet jakieś zainteresowanie, hobby, ale prawda była taka, że na nic nie było mnie stać. Duchowo stać.
Miałam sen. Piękny, bajeczny. Unosiłam się na tafli stawku, bez najmniejszego problemu. Leżąc na wodzie na plecach, w zwiewnej, błękitnej sukience, patrzyłam się w zaróżowione niebo. Spoglądałam na pojedyncze chmurki, lot ptaków i zanim zdałam sobie sprawę, już leciałam ku gwiazdom.
Latałam. Nie unosiłam już wzroku, tylko patrzyłam na dół, na małe kropki symbolizujące ludzi. To wtedy zdałam sobie sprawę, że to jest w życiu najważniejsze. To, co zdaje nam się być najważniejsze, tak naprawdę jest mikroskopijną kropką we wszechświecie. Chciałam przekazać tę wiedzę innym. Innym, którzy bez względu na pochodzenie, również tkwili w niewiedzy.
Postanowiłam zaryzykować. Chciałam znowu spojrzeć na wszystko z góry, ale nawet mój trzypiętrowy dom nie miał w sobie tej energii.
W końcu poszłam kolejny raz do pracy mojej przyjaciółki, aby ją przeprosić. Spojrzałam przed wejściem na wysoki budynek i już wtedy wiedziałam, co powinnam zrobić.
Szukałam znaków, szukałam wyjścia. Przez wiele dni szukałam drogi do nadchodzącego raju.
Dlatego tutaj jestem. Stojąc na samym szczycie budynku, ponownie wchodziłam do snu. Patrzyłam na wszystko z góry i dopiero tutaj każdy problem, każdy człowiek i każde zmartwienie stawało się być małe. Przelatujące ptaki przypominały mi, co w życiu jest ważne. Ważne jest to, co kryje się w sercu. Nasza dobroć, nasze intencje i proces ,,samoistnienia”. A ja chciałam zaistnieć. Dla siebie.
Słysząc za sobą głos ochroniarzy, którzy w końcu zdali sobie sprawę z mojego położenia, postanowiłam nie tracić czasu. Wiedziałam, że zaraz do mnie dotrą i powstrzymają mój czyn. Ze skórzanej torebki wyciągnęłam więc aparat i zaczęłam robić zdjęcia tego, co widziałam oczyma duszy. Chciałam, żeby inni też zobaczyli nasze położenie.
Nie jesteśmy sami w problemach. Są też inni. Mniejsi, więksi...
Z tej perspektywy wszyscy jesteśmy tacy sami. Nie różnimy się niczym. Masz cały żywot, aby się o tym przekonać.

ODWIEDŹ NAS JUŻ DZIŚ!