-->

niedziela, 28 lutego 2016

#53 Uwikłani. Obsesja - PRZEDPREMIEROWO




Autor: Laurelin Paige
Wydawnictwa: Kobiece
Ilość stron: 376
Data wydania: 24 marca 2016



Rozsadza mnie od wewnątrz. Po prostu... Pierwsza część była naprawdę dobra. Wręcz świetna. Najczęściej kolejne tomy są gorsze, jednak w tym przypadku mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że w stu procentach druga część przebiła swoją poprzedniczkę. Przez większość czasu gotowałam się nie tylko z powodu pożądania głównych bohaterów, ale także ze wściekłości wynikającej z rozterek życiowych, konfliktów i problemów Alayny oraz Hudsona. Ale - jak zwykle - o tym za chwilę...

Link do recenzji pierwszej części (,,Uwikłani. Pokusa"):
http://stanzaczytany.blogspot.com/2015/12/32-uwikani-pokusa.html

Alayna Withers i Hudson Pierce postanowili przestać udawać związek i rozpocząć rozwijać prawdziwą relację partnerską, dbając jednak, aby przeszłość za bardzo nie przesłoniła ich przyszłości. Tutaj potrzebują wzajemnej akceptacji, szczerości i zaufania, co niekiedy jest po prostu niemożliwe. Życie podsuwa im pod nogi kłody, przez co potknięcie lub całkowita wywrotka jest nieunikniona. Ale czy dadzą radę? Czy miłość i pożądanie jest na tyle silne, aby mogli przetrwać kryzys?

I teraz muszę całkowicie się zmobilizować i pozbierać myśli, aby powstrzymać się przed głębszym wnikaniem w fabułę. Tak chciałabym Wam się zwierzyć, co mnie najbardziej wkurzyło, ale nie będę robiła spojlerów. Obiecuję jednak mnóstwo wrażeń!

Zarówno Alayna, jak i czytelnicy, nie wiedzą komu mogą zaufać. Kto mówi prawdę? Co jest kłamstwem? Po prostu zrzut niewiadomych. W większości to przez to się burzyłam. Chyba nikt nie lubi tkwić w niewiedzy. Znamy tylko punkt widzenia głównej bohaterki, więc ciężko jest nam stwierdzić, co ukrywają poboczne postacie. A może sam Hudson? Pamiętajcie, że to chyba największa zagadka ,,Uwikłanych". Pierce to męski i - uwaga! - romantyczny gość (tak, choć do romantyka mu daleko, możemy zobaczyć jego starania), który skrywa za sobą wiele. Niby jest otwarty i zależy mu na głównej bohaterce, ale jednak ukrywa pewne szczegóły swojego życia. Nie znamy go, ale jednocześnie znamy jego teraźniejszą wersję. Czy to aby na pewno wystarczy, aby rozbudować ich związek? Może Hudson się otworzy przed Alayną?

Zauważyłam także, że główni bohaterowie zmienili swojego charaktery. Jak już wiemy, oboje cierpią na choroby psychiczne, objawiające się maniakalnością. Alayna zbyt mocno przybliżała się do swoich partnerów, chcąc ich usidlić. Hudson zaś rozkochiwał w sobie kobiety, a potem z radością patrzył, jak cierpią. Na całe szczęście ten etap życia mają za sobą, bowiem zaczęli się z tego leczyć. Ale mimo wszystko można wyczuć, że teraz to Hudson chce usidlić Alaynę, a ona sama nie chce wybiegać w przyszłość i raczej trzyma swojego ukochanego na pewien dystans. Dobre urozmaicenie. Spodobało mi się to.

Gniew i nerwy. Chciałabym zliczyć, ile razy w ciągu mojego czytania książki przeklęłam albo rzuciłam Uwikłanych w daleki kąt, aby po pięciu minutach, które poświęcałam na uspokojenie się, wrócić ponownie do lektury.  Oczywiście, choć często byłam mega oburzona, takie emocje tylko spotęgowały całościową ocenę owego romansu erotycznego.

Uwielbiam tę serię. Mam już dość przesłodzonych romansów, przy których czuć tylko pozytywne emocje. Tutaj jednak, choć romans unosi się w powietrzu, nie jest aż tak odczuwalny. Główni bohaterzy myślą i wiele razy robią tak, jak ja bym to zrobiła na ich miejscu. Nie ma naciągania. Gdy się wkurzą, może i jest seks na zgodę, ale Alayna nie pozwala sobą manipulować. Wracają często do rozmów, choć kipią z pożądania.

A! Najważniejsze. Były takie fragmenty, przy których ostatkiem sił powstrzymywałam się, aby nie wejść do książki i nie uderzyć w twarz głównych bohaterów, aby się obudzili i spojrzeli logicznie na całą sytuację. Ci, z którymi wczoraj wieczorem pisałam oraz moja kochana (nieszczęsna) rodzina, która musiała wysłuchiwać ciągłych przekleństw słyszalnych w całym mieszkaniu, mogą potwierdzić, że ta książka jest bardzo emocjonalna. Naprawdę, już dawno tak nie wrzeszczałam z irytacji. Jestem ciekawa, co sąsiedzi pomyśleli...

Nie chcę Greya. Nie chcę Crossa. Chcę Hudsona Pierce! To chyba najlepszy wykreowany główny bohater, z którym miałam styczność. Po prostu go uwielbiam, choć moja kobieca intuicja podpowiada mi, że jeszcze go nieraz znienawidzę.

Sceny seksu są świetne. Poza tym jest śmiech (cóż, trudno się nie śmiać z zachowania głównych bohaterów), jest ból i gniew. Fabuła nie jest oklepana, co chwilę rozwijają się jakieś wątki. Jedna z najlepszych serii z gatunku romans erotyczny, jaki miałam okazję czytać.

Z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejne części! A Wam radzę udać się do księgarni, aby zdążyć przeczytać jeszcze pierwszą część! :)

ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiece






.

piątek, 26 lutego 2016

#52 To, co bezcenne




Autor: Danielle Steel
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 25.02.2016
Ilość stron: 319



Chyba każdy słyszał o Danielle Steel, powieściopisarce, która na koncie ma kilkadziesiąt powieści dla kobiet. Jej książki są lekkie, choć zawsze tkwi w nich problem na podłożu psychologicznym. Uwielbiam, gdy w powieściach zawarte są ,,drugie dna", a tutaj jest ich wiele. Ale o tym zaraz..,

Paul nie był ani dobrym mężem, ani przykładnym ojcem dla swych dzieci, ale po swojej śmierci chciał im to wszystko zrekompensować. Po odczytaniu testamentu niektóre jego tajemnice wyszły na jaw, ale nie to najbardziej zdziwiło Véronique i jej trzy córki. Paul postarał się, aby każdy dostał uczciwą część majątku, a ponadto Véronique otrzymała w spadku obraz, który kupili wspólnie za czasów małżeństwa. Miała do niego sentyment i była zdziwiona, gdy usłyszała, że jej były małżonek uważa go za autentyk. Wyrusza więc do Wenecji, aby sprawdzić jego autentyczność. Nie jest natomiast przygotowana na to, że przeznaczenie czeka tam na nią i chce diametralnie zmienić jej życie...

Śmierć. Ból, jaki towarzyszy po pożegnaniu bliskiej osoby jest niezmierny. Nawet, jeśli nie akceptowaliśmy zmarłego za życia, po jego śmierci doskwiera nam strata, pustka w sercu. Nie ma już go między nami, nic nie można zmienić.
Śmierć również rodzi nowe uczucia i zauważamy zalety zmarłego. Wspominamy stare dzieje i choć - w tym przypadku - ojciec nie był dobrym rodzicem, zdajemy sobie sprawę, że mimo to był rodzicem, ojcem, dalekim przyjacielem. Dbał o nasze potrzeby, choć nie okazywał zainteresowania naszym życiem. Po odczytaniu testamentu dopiero wtedy kobiety zrozumiały, że choć nie widziały go zbyt często, on zawsze z nimi był. Może nie ciałem, ale duszą. Tak jak teraz, po śmierci, stara się z nimi być.

Z początku poznajemy spostrzeżenie sióstr i przyznam ze wstydem, że Véronique wydawała mi się rozpieszczoną bogaczką, która podróżuje z nudów, chcąc jakoś zabarwić swoje ponad pięćdziesięcioletnie życie. Byłam jednak pod wrażeniem, że każda jej córka pracuje sama na własne utrzymanie, nie otrzymując od matki żadnych datków, choć pochodzą z zamożnej rodziny. Dzięki temu Joy, Timmy oraz Juliette nie są rozpieszczonymi kobietami, tylko ciężko pracują, aby zarobić i jednocześnie robić to, co kochają.
Niemniej jednak, gdy Véronique stała się główną bohaterką ,,To, co bezcenne", zauważyłam nieciekawe odniesienie córek do własnej rodzonej matki. Uważały ją za staruszkę (choć w tym wieku nadal jest młoda!), która nie ma po co wracać do malarstwa, swojego hobby, ani także szukać kandydata na życiowego partnera. Sądziły, że miłość nie zapuka już do drzwi Véronique i zresztą ona sama już w to uwierzyła...

Zbieżność czasu, czy raczej przeznaczenie? Wędrując po Europie napotkała na dwóch interesujących mężczyzn. Los chciał, aby jeden okazał się przystojnym, miłym milionerem, drugi zaś kochanym, biednym fotografem, który uratował ją spod kół rozpędzonego ferrari. Aidan, drugi z listy, nienawidzi bogaczy. Uważa ich za złych ludzi, więc Véronique obawia się powiedzieć mu prawdę o sobie. Nikołaj zaś nie przejmuje się swoimi pieniędzmi - wręcz cieszy się, że może sobie na wszystko pozwolić. Ale na szczęście nie ma wielkiego konfliktu. Główna bohaterka jest mądra i kieruje się sercem oraz rozumem. Nic nie jest naciągane.

Narrator trzecioosobowy pokazuje nam każdy punkt widzenia, dzięki czemu nie tylko przejmujemy się losami  Véronique (która pełni ważną rolę w książce), ale i również jej córek i mężczyzn, pojawiających się w życiu każdej z kobiet. Ponadto odkrywamy przepiękne miejsca, cudowne uczucia i rozwiązujemy tajemnice sekretnego obrazu.

Najbardziej spodobało mi się nawiązanie do bogactwa i biedy. Zazwyczaj jest tak, że jeśli człowiek jest bogaty, od razu osądzamy go i nazywamy rozpieszczonym gwiazdorem. Tutaj jednak zauważamy, że nawet bogacz może być biedny, bo Véronique, choć posiada sporą kwotę na koncie, oprócz wschodu i zachodu słońca nie ma nic. Czuje się wewnątrz biedna, bezwartościowa. Wiem, że gdybym ją poznała, nigdy bym nie przypuściła, że stać ją na wykupienie zamków. Ta bohaterka naprawdę podbiła moje serce. Może i z początku jej zbytnio nie lubiłam, ale szybko to się zmieniło.

Każdy wyciągnie jakiś morał z tej książki. Co prawda, Danielle Steel ma w zwyczaju pisać długie opisy, ale dzięki jej lekkiemu piórowi czyta się niezmiernie szybko. ,,To, co bezcenne" jest wartościową powieścią i na pewno niejednokrotnie do niej wrócę. Polecam ją każdej kobiecie, która na stronicach nie szuka tylko miłości, ale także podróży ze swoim ,,wewnętrznym ja".

Zachęcam!

ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Amber.

wtorek, 23 lutego 2016

#51 ALASCOSA. Iluzja rzeczywistości - przedpremierowa, przedwydawnicza recenzja

*okładka nieoficjalna*
*recenzja - przedwydawnicza, przedpremierowa.



Autor: Anabeth Morgan
Wydawnictwo: -
Data premiery: -
Liczba stron: 198 (A4)



Tajemniczy tytuł już od razu nasuwa nam na myśl świat magii i paranormalnych zdarzeń. Lecz nie byłam przygotowana, że swą podróż z ,,Alascosa" rozpocznę lądując w roku 2369, gdzie wampiry, demony, czarodziejki chodzą normalnie po mieście, a król sprawuje władzę polityczną. Ale o tym zaraz...

Ana to osiemnastolatka, która ma kochającą matkę, bliskich przyjaciół i wiele miłości w sobie. Jednak w jednym dniu jej życie staje na głowie i już nie wszystko jest tak, jak być powinno. Samanta, jej przyjaciółka, znika w tajemniczych okolicznościach, pozostawiając po sobie tylko dość dziwną wiadomość. Wyrusza zatem do innego wymiaru, do Kemptown, aby ją odszukać. Nie przygotowała się jednak na całkowity zwrot akcji. Misja goniła misję, bowiem tylko ona może uratować świat Kemptown. Ale... Czy da radę?

Jako, że pierwszy raz recenzuję coś, co jeszcze nawet nie jest w planie wydawniczym, postanowiłam ocenić tylko i wyłącznie fabułę oraz styl autorki. Zaznaczam, że nie patrzę na pisownię, bo wszystko jeszcze może ulec zmianie.

A więc... Burza mózgów. To pierwsze, co wywnioskowałam po przeczytaniu Alascosa. Mamy tutaj czas przyszły (przypominam: znajdujemy się w 2369 roku), który jednak nie odczuwamy, bo niemal nic się nie zmieniło od czasu XXI wieku (nawet są piosenki Avril!). Władzę sprawuje król, dzięki czemu możemy także poczuć się jak w średniowieczu. Konie, zamki, malownicze krajobrazy w świecie Kemptown są na porządku dziennym. Jak więc już możecie się domyśleć: jest duże urozmaicenie.
Ponadto świat magii i normalności. Jak już wspomniałam, w Alascosa możemy znaleźć paranormalne istoty, które właściwie nie wyróżniają się niczym. To, że występuje magia, biała cera i wystające kły lub opętania... To u nich klasyk. Realny świat także miesza się z nieziemskim klimatem, a więc wszystko jest po prostu... Burzą. Burzą, zawirowaniem pomysłów, dzięki czemu czytamy coś nowego. Pomysłowego. Daję za to plus.

Książkę z całą pewnością możemy dopisać do gatunku literatury młodzieżowej. Mimo, że bohaterowie są pełnoletni, czuć w nich dzieci. Zabawy, zaczepki i odzywki, a nawet i myśli bardziej trafią do gustu młodszych czytelników, niż do starszych. Chociaż do mnie czasem nie przemawiały niektóre zachowania, przymykałam na to oko i naprawdę nieźle się bawiłam. Jest śmiech, chwile wzruszenia lub gniewu. No i oczywiście strach także się przejawia.

Moim ulubionym bohaterem został... Grzmot. Tak, koń, z którymi nasza pozytywnie zwariowana Ana rozmawia za pośrednictwem myśli. Już od początku zaczęłam darzyć go sympatią i choć bywało różnie, nadal mam do niego sentyment.
Jeśli zaś chodzi o ludzkiego bohatera... Tak, stanowczo Lucas. Ana korespondowała z nim za pomocą listów aż przez dwa lata, zanim go osobiście poznała i to podbiło moje serce. Tajemniczy przystojniak. Wyobrażam jego postać nieco drapieżnie,  niebezpiecznie, choć obdarza troską i ,,miłością" główną bohaterkę. Jak ja lubię takich facetów!

Jako, że nasza bohaterka jest pół-czarodziejką, pół-człowiekiem, nie obywa się bez drobnych czarów. Jednak najlepszymi dla mnie momentami są wizje, które pochłaniają naszą biedną Anę. Domyślam się, że są potworne, bo kto by chciał przeżywać brutalną przyszłość w tak realistyczny sposób, ale mimo to po prostu za każdym razem się cieszyłam, gdy nadszedł ten nieoczekiwany moment.

Styl autorki jest lekki i przyjemny. Widać, że w jej głowie wiele się dzieje i chce ze wszystkim podzielić się z czytelnikami. Ma dobre pióro, wyobraźnię, dzięki czemu czytelnik ani na moment się nie zanudzi. Często zrzuca na nasze głowy ,,bomby emocjonalne" za pomocą przeróżnych zwrotów akcji i choć główny cel to odnalezienie Samanty, Anabeth dokłada do swojej książki kolejne wątki owiane wielką tajemnicą.
Słowo do autorki: pisz dalej, kobieto! I nigdy nie przestawaj.

Książkę oceniam bardzo dobrze, więc z dumą chciałabym Was poinformować, że objęliśmy patronat medialny nad tą powieścią. Trzymajcie z nami kciuki, aby jak najszybciej wydano!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce.

piątek, 19 lutego 2016

#50 Czy wspominałam, że Cię kocham?

Autor: Estelle Maskame
Wydawnictwo: Feeria Young
Ilość stron: 408
Data wydania: 21 października 2015

Czasami mamy wrażenie, że książka wręcz przemawia do nas niczym najbliższa dla nas osoba. Kiedy zobaczyłam tę okładkę, już czułam, że będzie miała to "coś", co nie pozwoli mi się od niej oderwać nawet na najmniejszą chwilę. Niby mówi się: "nie oceniaj książki po okładce", dlatego zawsze czytam opis fabuły. W tym przypadku sprawił, że moje oczy zaczęły świecić się z ekscytacji. Byłam już na sto procent pewna, że muszę ją mieć.

Historia opowiada o Eden Munro, szesnastoletniej dziewczynie, której rodzice rozwiedli się kilka lat temu. Od tej pory nie widziała swojego ojca. Jakież było jej zaskoczenie, kiedy ojciec proponuje jej spędzić wakacje u niego i jego nowej rodziny. Przyznajmy: kto nie byłby zszokowany, gdyby nasz rodzic nie odzywał się przez kilka lat, a tu nagle wyskakuje z takim pomysłem? Pewnie każdy, ale cóż... zgadza się, chcąc odpocząć od swoich rodzinnych stron - Portland - i wyjeżdża do Santa Monica w Kalifornii.

Dziewczyna jest zestresowana całą sytuacją, boi się spotkania z żoną ojca i jej trojgiem synów, którzy są mniej więcej w jej wieku. Autorka doskonale wczuwa się w perspektywę głównej bohaterki, opisuje emocje jej towarzyszące.

Poruszany jest temat nastoletnich miłości, intryg, alkoholu, imprez - idealna książka dla ludzi zagubionych, którzy dowiedzą się, do czego prowadzą uzależnienia. Najbardziej uderzyło we mnie to, że pokazuje, jak zachowują się ludzie chcący "wyluzować".

Pojawia się także relacja Eden z najstarszym bratem przyrodnim Tylerem, która nie jest wcale tak kolorowa... Chyba, że są to pozory stwarzane przez któreś z nich, kto wie? Jest to chyba najbardziej wciągający wątek całego opowiadania.

Jak potoczą się losy Eden? Czy wpadnie w sidła życia w słonecznej Kalifornii? Tylko sięgnięcie po tę lekturę pozwoli wam odpowiedzieć na te pytania. Lecz zapamiętajcie jedno, wszystko może być iluzją do ostatnich stron, ale takiego zakończenia na pewno się nie spodziewacie.

"Stoję oniemiała. Nie wiem, co to było i kim był ten człowiek, który wszedł do domu. Kiedy dociera do mnie, że ze zdumienia otworzyłam usta, zamykam je pospiesznie i odwracam się w stronę Rachael.
Zagryza wargę i opuszcza na nos okulary.
- Domyślam się, że nie poznałaś jeszcze swojego przybranego brata".

Naprawdę polecam. Z niecierpliwością oczekuję na premierę kolejnej części!

Ocena: 5+/6

autor recenzji: Lifeisbrutal

czwartek, 18 lutego 2016

#49 Liderki biznesu. Jak zwyciężać i zmieniać świat



Wydawnictwo: PWN
Ilość stron: 198
Data premiery: 17 grudnia 2015


,,Co Ci szkodzi spróbować?" - klasyczne słowa, które często padają z ust naszych bliskich. Jednak nie najważniejsze jest to usłyszeć, a zmobilizować się i osiągnąć to, o czym się marzy i do czego dąży.

Powiem szczerze, że czytałam tę książkę z otwartą buzią. To nie jest lektura, którą czyta się w jeden wieczór. Aby bardziej zebrać myśli i wczuć się w pozytywną energię naszych Liderek Biznesu należy czytać jeden rozdział dziennie. Po zakończonej lekturze czuję się tak podbudowana, że aż już zaczęłam analizować swoją przyszłość i karierę zawodową. Wiem, że nie obejdzie się bez łez, potu i strachu, ale widząc tę siłę kobiet, ich zmagania i rezultat, od razu czuję się pewniejsza. Jeśli nie wyjdzie, co z tego? Przynajmniej próbowałam i mogę być z siebie dumna.

Każda nasza Liderka Biznesu zaczynała od zera. Miały tylko swoje postanowienia, siłę, determinację i kobiecą naturę, aby osiągnąć szczyt w karierze. Jak to w życiu bywa - były wzloty i upadki. Były łzy, klęski i zahamowania. Jednak nie patrzą w przeszłość, tylko twardo przebijają się do miejsca, które sobie wyznaczyły. Czasem się cofały, ale nigdy nie zawracały. Obierały dobrą drogę, choć czasem zawiłą, aby stać się tym, kim są teraz.

Trzynaście kobiet wypowiadające się na temat kariery - co w tym interesującego? To, że nie mówią do siebie, tylko do nas. Pokazują swoje prywatne życie, wszystkie konflikty, z jakimi dane było im się zmierzyć. Pokazują prawdziwą naturę, nie sztuczną maskę. Nawet nie wiedziałam, że mogę do kogoś się zbliżyć, jednocześnie nie ukazując własnej twarzy. Pechowa trzynastka zamieniła się w magiczną, pełną energii i optymizmu liczbę, która zaległa się w moim sercu. Liderki skutecznie wskazują nam drogę, doradzają, jak najlepiej postąpić. I przede wszystkim uczą, że nigdy nie należy się cofać. Jeśli robisz to, co kochasz, dąż do tego, aby być w tym najlepsza.

Od zawsze była rywalizacja - mężczyzna kontra kobieta. Nie oszukujmy się. Kobiety są tą słabą płcią, wrażliwą i skłonną do podejmowania pochopnych decyzji. Jednak działamy intuicyjnie i mamy świeży podgląd do spraw, dzięki czemu wiele możemy zdziałać. Mężczyzn, pracujących na wysokim stanowisku, jest więcej, niż kobiet - co wcale nie oznacza, że nie można tego zmienić. Każda z nas jest człowiekiem i każda ma siłę, aby walczyć o swoje dobra.

Rodzina, zainteresowania, hobby - przede wszystkim to nas łączy z Liderkami Biznesu. Mamy serce i wielkie marzenia, które w każdym momencie możemy spełnić. Dodatkowym plusem tej książki jest zaznaczenie, że choć pieniądze szczęścia nie dają, są one potrzebne, aby dostarczyć naszym dzieciom i sobie samym chwile radości oraz zaspokojenie podstawowych, ale ważnych potrzeb, jaką jest na przykład edukacja.

Każde słowo Liderek jest stanowcze, ale ciepłe. Gdybym miała wybrać jeden cytat, który zachęciłby Was do przeczytania owej pozycji, musiałabym raczej spisać całą książkę. Z czystym sumieniem sądzę, że Liderki Biznesu nie są zwykłymi kobietami. Choć wykazują się wielką inteligencją i zaradnością, są także dobrymi kobietami z krwi i kości. Moim zdaniem nie tak powinna nazywać się książka. Raczej ,,Bohaterki kobiet", bo ich słowa mocną dochodzą do wnętrza człowieka i mobilizują do działania. Już dawno nie spotkałam się z tak dobrą energią. Zazdroszczę im siły, pewności siebie i refleksu, choć doskonale wiem, że te same cechy mam w swoim wnętrzu - jedynie muszę je wykopać i wyciągnąć na światło dzienne.

Jak widzicie, moje refleksje są nie do ujarzmienia. To przymusowa pozycja dla osób, które mają wielkie ambicje, ale nie mają ducha walki, który jest w tym momencie najważniejszy. Z każdym dniem dochodzą nowe firmy, nowe konkurencyjne produkty. Nie ma na co czekać. Kariera nie spada z nieba, trzeba wspiąć się po drabinie i po nią sięgnąć. Może i na pierwszy rzut oka nie jest łatwe, ale Liderki Biznesu pokazują nam, że jeśli będziemy mieć w dłoniach spełniony cel, poczujemy euforię. Bez potu się nie obejdzie. Kobietki, działajmy!

Gorąco polecam! A ja lecę działać.

Ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu PWN.

poniedziałek, 15 lutego 2016

#48 Anatomia uległości




Autor: Augusta Docher
Wydawnictwo: LUCKY
Ilość stron: 598
Data wydania: 31 styczeń 2016

Książka, która posiada sześćset stron może nieco przerażać. Sama byłam przestraszona ilością, bowiem ile literacki romans może się ciągnąć? Zawsze istnieje ryzyko, że nam się znudzi, sytuacje będą się powtarzać, a my nie będziemy w stanie dotrwać do końca. Poza tym... Seks. Autorzy zazwyczaj dodają podobne sceny erotyczne, zmieniając niekiedy pozycje lub miejsce, ale mimo to nie mamy do czynienia z czymś świeżym. Na całe szczęście ,,Anatomia Uległości" nie należy do tej grupy. Przez sześćset stron bawiłam się naprawdę nieźle, a i ta historia  zostanie w mojej głowie na dłużej.

Poznajemy Melanię, twardą kobietę, która lubi dyktować warunki umowy. Jest doradcą podatkowym, dobrą bizneswoman i Panią swoich młodszych Uległych. Rządzi wszystkim i wszystkimi, stąpając twardo po ziemi. Powiedziałabym nawet, że jest bezemocjonalną trzydziestolatką, choć z tej strony poznajemy ją raptem przez parę stron...
... Dopóki nie pojawia się na horyzoncie Adam.
Adam jest biznesmenem i posiada prawie identyczny charakter, co nasza główna bohaterka. Ten lubi rządzić i trzymać swoje kobiety na smyczy (nie zrażajcie się! To tylko przenośnia). Postanowił ujarzmić trudny do opanowania charakter Melanii i z pomocą krótkich, siedmiopunktowych zasad rozpocząć związek oparty nie tylko na seksie, ale także na posłuszeństwu i zaufaniu.

Tę książkę można podzielić właściwie na dwie części. W pierwszej poznajemy głównych bohaterów, zauważamy ich zachowanie i zmiany, które w nich zachodzą. Augusta Docher powoli buduje napięcie. Widzimy, jak miłość rodzi się z małej iskierki, a zaufanie wciąż unosi się i upada. Jest zabawnie, wiele opisanych śmiesznych sytuacji. Zastanawiamy się nad wieloma czynnikami, ale są to tylko ,,wtrącenia” do książki, więc nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy to istotny fakt, czy raczej zwykłe zachowanie, bez potrzeby tłumaczenia.
W drugiej części zaś wszystko kwitnie i dojrzewa. Jest już miłość, ból, strach. Pasy, klapsy i wiązania. Autorka podrzuca kłody pod nogi głównym bohaterom, aż niekiedy serce nam się kraje. Dzieje się wszystko, a jednocześnie nic. Kolejne problemy przychodzą, choć pozostałe (wcześniejsze) nie chcą odejść. Choć cała książka jest oparta morałem zaufania, ciągłe zwroty akcji powodują, że główni bohaterowie znają owe pojęcie, jednak niestety nie w praktyce. Z początku to główna bohaterka miała problem z wiarą w Adama, lecz teraz role się odwracają. Trudno utrzymać związek bez wiary - nie tylko w książce, ale także i realiach.   

Przyznam, że z początku, czytając o ,,umowie” i różnych praktykach BDSM, od razu przyszedł mi na myśl ,,Grey”. Zniechęciłam się nieco, ale już parę stron później zrozumiałam, że na tym podobieństwa się kończą. Papierek był tylko ze względu na to, że Melania i Adam mają problemy z zaufaniem. Wierzą tylko w kontrakty i słuchają się literkom na piśmie, nie słowom. To dzięki nim czują się bezpieczni. Poza tym seks także jest dobrze wykreowany.

Seks, miłość, ból i pożądanie przeplata się w każdej książce. To tylko dodatek do książki, jednak nie zaprzeczajmy, że gra istotną role w całej historii. To tutaj puszczają hamulce i możemy zauważyć niekontrolowany temperament bohaterów. Praktyki BDSM może i są mocne, ale za to prawdziwe. Większość z Was nie usłyszałaby o nich, gdyby nie nasz Grey i za każdym razem, kiedy w powieści pojawia się wzmianka o BDSM, większość ma na myśli właśnie tę książkę. Czemu? To nie jest przecież pierwowzór! Po prostu E.L. James nie przejmowała się hamulcami i puściła wodzę fantazji, dając tym samym siłę innym autorom, aby nie reagowali na granicę i pisali o tym, bez krzty wstydu i strachu, że społeczeństwo źle odbierze tę praktykę i jej powieść. Dajcie więc spokój z takimi porównywaniami.
Dlatego też mocno zwracam uwagę na to, jak opisany jest seks i czy jest dobrze wykreowany. Widać, że Augusta Docher ruszyła wyobraźnią. Autorka ma lekkie, delikatne i przyjazne pióro i mimo łagodnych zwrotów, w książce pojawiają się ostre sceny. Nie mam żadnych uwag, oprócz tego, że tylko jedna rzecz mnie oburzyła - klapsy klapsami, bicie po ciele - pośladkach, piersiach... OK, ale... No cholera! Nie chcę spojlerować, więc tylko napiszę: W pewnym momencie przekroczyli moją granicę, a Melania zawiodła mnie z reakcją na to zdarzenie. Mimo to nie odejmuję za to punktów. Ludzie mają różny zakres barier.

Ulubiony bohater? Choć mocno polubiłam Adama i Melanię, moje serce podbiła Jessica! Trzecioplanowa postać, przyjaciółka Melanii, która ma tak pochrzanioną głowę, że za każdym razem płakałam ze śmiechu. Kiedy łączą siły, jest to po prostu mieszanka wybuchowa. Słownictwo Jess, jej zachowanie i ideologia po prostu wymiata! Naprawdę, dawno tak się nie ubawiłam.

Postanowiłam napisać jeszcze o mieszanej narracji. Rzadko spotykany jest taki zabieg, a osobiście sama nigdy z tym się nie spotkałam. Z początku opornie mi to szło, bo autorka z narracji pierwszoosobowej przeskakiwała nagle na trzecioosobową, ale mój mózg i oczy szybko się przyzwyczaiły. Dzięki temu poznajemy większy horyzont fikcyjnej powieści.

Cała powieść jest wyposażona w grom emocji, zdarzeń i przypadków. Co z niej wyciągnęłam? To, że los potrafi być okrutny, ale zawsze - wcześniej czy później - zadziała przeznaczenie. To, że zaufanie nie może zostać spisane na kartce papieru; trzeba je budować od podstaw i uważać, aby nie zawaliły się fundamenty. To, że człowiek skonstruowany z barier, które często nie chce przekraczać, bo nie zna rezultatu. Kochani, zawsze warto zaryzykować i spróbować innych rzeczy, niż siedzieć po prostu na tyłku z założonymi rękami i słuchać od osób trzecich (albo czytać książkę) o historiach, które sami chcemy przeżyć.

Książkę polecam z całego serca. ,,Anatomia Uległości" to lekka, choć gruba lektura, przy której nie będziemy się nudzić. Czyta się ją niezmiernie szybko i ciężko oderwać od niej wzrok.

Ocena: 5+/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu LUCKY oraz Auguście Docher.

środa, 3 lutego 2016

#46 Nowe życie



Autor: Anna Mytyk
Wydawnictwo: Self-Publishing
Ilość stron: 385
Data wydania: luty 2016

Po ,,Pani męskich umysłów" czas na coś lżejszego, ale zarazem emocjonalnie mocniejszego. ,,Nowe życie" opowiada o Amandzie, pokrzywdzonej przez los kobiecie, która nie tylko dzieciństwo miała okropne. Amanda ma męża, pijaka, który wyżywa się na niej i nie pozwala jej cieszyć się życiem. Nie ma dnia, aby w ich domu nie było awantur, sprzeczek i bijatyk. Główna bohaterka nie słucha się osób trzecich mówiących o tym, żeby od niego odeszła. Czemu nie słucha? Bo jest nikim. Igor zdołał jej wpoić, że na nic lepszego nie zasługuje.

Dużo jest podobnych sytuacji w naszym realnym życiu. Ofiara, w tym przypadku Amanda, nie jest w stanie uciec od kata. Psychicznie jest związana z potworem, który dyktuje jej losem. Boi się zaryzykować, opuścić go, bo ślepo wierzy, że następny dzień przyniesie lepszy epizod. Jest współuzależniona od męża, jego nawyków i charakteru. Wie, że nie powinien ją bić, ale nie jest także w stanie sama siebie uratować, obronić. To jej życie. I takie najwidoczniej musi być...

Amanda na całe szczęście spotyka na swojej drodze przystojnego Radka, który pomaga jej stanąć na nogi. Główna bohaterka ucieka od swojego starego życia i wchodzi z niepewnym krokiem w nowe. Ale czy to jest dobra opcja? Czy uczucia do Radka, które nagle się pojawiają, będą tymi dobrymi? Czy nieznajomy jest jej rycerzem w lśniącej zbroi, czy raczej tylko kolejnym, nieszczęsnym rozdziałem w jej życiu? Z całą pewnością możemy zakładać, że życie nigdy się nie kończy. Minutnik odmierza czas, który biegnie nawet wtedy, gdy zakończymy w życiu pewien epizod.

,,Kiedy się czegoś boisz, to zapadasz w stan umysłowej hibernacji"

Anna Mytyk ma w nawyku zrzucanie do książki bomb emocjonalnych. Kiedy myślimy, że zaraz zakończy się historia tak zwanym ,,happy endem", nagły zwrot akcji znowu postawi nas w pionie. Lekkie pióro autorki sprawi, że nie oderwiemy się od lektury, dopóki nie poznamy zakończenia. Życie nie jest książką, jednak teraz mamy możliwość przeczytania jego rozdziału, bo wielu z nas, wiele ofiar, jest w stanie utożsamić się z główną bohaterką. Większość ma szarą przeszłość, o której stara się zapomnieć. Innym udaje się wyjść na prostą, drugim nie... Ale czy Amandzie się uda?

Tutaj można zauważyć wiele wzlotów i upadków. Historia napisana jest perspektywą Amandy, przez co niekiedy nasze założenia, założenia głównej bohaterki, mogą być mylne. Czujemy i widzimy to, co ofiara. Czasem jest to dobre, jeśli chodzi o szczęście i radość, ale kiedy chodzi o smutek lub ból, to po prostu sami stajemy się ofiarą.

Czytając tę książkę na przemian oburzałam się i cieszyłam. Kiedy wszystko wskazywało na to, że niedługo wszystko się ułoży, autorka podrzucała kłody pod nogi głównym bohaterom. Zrobiła wielkie zamieszanie, tak samo jak było w przypadku jej pierwszej książki. Oczywiście to wszystko należy przypisać do plusów owej powieści, ponieważ jedno jest pewne... Nie będziemy się nudzić. Miejcie więc oczy szeroko otwarte i bądźcie przygotowani na lawinę emocji, która będzie towarzyszyła nam przy czytaniu tej lektury.

Powieść romantyczna z scenami dobrego seksu. Ponadto pojawia się miłość, żal, ból, łzy, strach... Zapakujcie to, kochani, do jednego pudełka, a wyjdzie Wam naprawdę niezła książka pt. ,,Nowe życie". Los lubi dawać szansę, nawet jeśli już wszystko spisane jest na straty.

Ponadto z dumą informuję, że ,,Nowe życie" objęliśmy patronatem medialnym. Już niedługo w księgarniach!

Za możliwość przedpremierowego przeczytania ,,Nowego życia" dziękuję autorce.

#47 Pan Wilk i tajemnice tajemnic





Autor: Jarosław Wilk
Wydawnictwo: Pro-wizja
Data wydania: grudzień 2015
Ilość stron: 302


Po jakże dobrej (pierwszej celującej!) ocenie książki ,,Pan Wilk i kobiety" nadszedł czas, aby przeczytać drugą część. Byłam psychicznie przygotowana, że będzie to ciąg dalszy, który nie wniesie nic nowego. Jedynie dobrą zabawę, nic więcej. Dobrze spędzony czas. Bo co nowego można byłoby do niej włożyć? Jedynie więcej kobiet i więcej sytuacji, rozterek życiowych - co wcale nie jest złe. Jednakże...
Nic mnie nie przygotowało na to, co zastałam. Położyłam się z książką i otworzyłam ją z wielkim uśmiechem na ustach, widząc pierwsze litery na stronie. Później? Nastąpiła metamorfoza. Moja mina była nie do opisania, bowiem niedowierzanie, strach i dezorientacja mieszały się ze sobą, tworząc coś w rodzaju wielkiego szoku. Nagły zwrot akcji. Po prostu... Ukłony dla autora. Wielkie brawa. Nie byłam na to przygotowana.

Wilk, jakiego znamy, w tej części dostaje od życia mocno po dupie. W ,,Pan Wilk i tajemnice tajemnic" nie ma już tylu kobiet (co nie znaczy, że nie pojawiają się sceny seksu), nie korzysta tak często z portali randkowych, ani nie baluje tyle, ile wcześniej. Czyżby Wilk z tego wyrósł? Czyżby zrezygnował z tego wszystkiego przez swój wiek? Nie. Po prostu pojawił się inny cel: życie.

Niby kontynuacja, a jednak diametralnie inna od pierwszej części. Inne są morały, inne sytuacje, które zaprzątają mi głowę. Po raz kolejny, po przeczytaniu dzieła Jarosława Wilka, mam z mózgu sieczkę. I już nie chodzi o ocenę, ale o to, jak delikatna jest owa książka. Erotyk erotykiem, ale... No właśnie. W środku nie znajdziemy ,,pieprzenia o pieprzeniu", a jedynie przykłady, dzięki którym człowiek się uczy. W końcu uczymy się całe życie, a nie tylko w szkolnej ławce.

Każda z kobiet Wilka wkłada w jego życie kolejne nauczki, nawet jeśli pojawiają się one tylko na moment. Warto też zaznaczyć, że główny bohater nie szuka tylko seksu, a miłości. Jednak w tej części miłość nie jest postawiona na pierwszym miejscu. To życie odgrywa główną rolę i to nim kieruje się nasz Wilk, choć dopiero teraz zdaje sobie z tego sprawę. Wraca do wspomnień, przeżywa raz jeszcze ekscesy z przeszłości. Zauważa, że Rollo nie traci czasu i wyrusza w podróże życia, a on sam, choć ma ponad czterdzieści lat doświadczenia w życiu, niewiele zrobił. Monotoniczność go przytłacza. Chce zaczerpnąć świeżego i całkowicie nowego powietrza, jakby wcześniej w ogóle nie oddychał. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy zakończy się swój żywot.

W poprzedniej części dodatkowym atutem książki był kot, w tej jednak są to... anioły. Anioły, które obserwują każdy krok głównego bohatera i swoimi słowami powodują, że nasza ciekawość rośnie. Ponadto uzmysławiają nam, że to dzieci sprawują najistotniejszą rolę w życiu człowieka. Niby zawsze to wiemy, ale jednak autor sprawia, że jeszcze bardziej zdajemy sobie z tego sprawę.

Oczywiście nie mogę zapomnieć wspomnieć o zagadce. Autor sam w sobie jest tajemniczy, choć jednocześnie jest rozmownym mężczyzną i dzieli się niektórymi etapami życia ze swoimi fanami. Niemniej jednak wciąż nie mamy wystarczającej wiedzy: czy Wilk z książki jest tą samą osobą, co autor? Ile z tego jest prawdy, a co zostało podkoloryzowane? W którym miejscu jest fikcja, a w którym sytuacje zaczerpnięte prosto z prawdziwego życia? Niewiedza pożera, a ciekawość rośnie z każdą kolejną przeczytaną przez nas stroną.

Płakałam. Tak, płakałam. Nie będę tutaj ,,spojlerować", ale mimo wszystko jest to tak emocjonalna książka, tak podobna do naszego życia, że po prostu nie sposób się nie wzruszyć czytając ostatnie strony. Mam jedynie nadzieję, że trzecia część okaże się... ,,zbawienna". Po prostu... Chcę więcej!

A więc w skrócie: był strach, śmiech i łzy. Chwile wkurzenia, radości i zdziwienia. Pojawiła się zagadka, nadzieja i życie. Morały. Ciekawość. Inność...
Znowu jestem w kropce i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na następną, a jednocześnie ostatnią część trylogii oraz w międzyczasie wydać następującą ocenę:

6/6

poniedziałek, 1 lutego 2016

#45 Milion lat w jeden dzień



Autor: Greg Jenner
Wydawnictwo: PWN
Liczba stron: 392
Data wydania: 26 stycznia 2016

Tym razem chciałabym Wam przedstawić książkę, która pomoże nam zrozumieć, skąd wzięły się niektóre nasze namacalne (jak łóżko) lub nienamacalne (typu czas) podstawowe rzeczy, jakie otaczają nas w życiu codziennym. Z całą pewnością wielu z Was nawet nie zastanawiało się o  początkach klasycznych przedmiotów. Wiemy, kto skonstruował telewizor i wynalazł żarówkę. Wiemy, kiedy pojawił się pierwszy samochód. To fakt obszernie znany i przekazywany nawet dzieciom w szkołach podstawowych. Ale...
Pomyślmy także o innych rzeczach.

Autor wpadł na świetny pomysł, aby ukazać w jednej książce jeden dzień i tym samym przekazać nam nieco historii. W końcu wstajemy, ubieramy się, jemy śniadanie, wychodzimy do pracy... Ale czy jesteśmy w stanie powiedzieć, skąd wzięły się typowe dla nas rzeczy? Listy, łózko, albo ciuchy? Dzięki książce ,,milion lat w jeden dzień" możemy się tego dowiedzieć. Wyłączcie więc budzik, wstańcie z łóżka i zacznijcie swoją przygodę, która trwa od milionów lat.

Jest ranek, jemy śniadanie. Łyżka, widelec, nóż, talerz, a nawet obrus... To coś, co jest dla nas podstawą w spożywaniu posiłku, prawda? Odnosimy wrażenie, że nie ma początku. To po prostu jest, będzie i było od zawsze. Nie zastanawiamy się, iż kiedyś tego nie było, lub całkiem inaczej to wszystko wyglądało. Obrus znajdował swoje zastosowanie jako duża ściereczka, którą używali, aby oczyścić ręce, gdy nie jedli widelcami. Mniejsza z tym, że obrus w tamtych czasach był strasznie drogi i córki zazwyczaj dziedziczyły go w posagu. Widelce miały kiedyś dwa ostrza i były o wiele większe. Łyżka pojawiła się wcześniej i także było to coś, co nie każdy jej używał. Zaskakujące, prawda?

To książka, przy której musimy na spokojnie usiąść i przeczytać. To pozycja dla tych, którzy są zbyt zajęci światem, aby zauważyć, że w dwudziestym pierwszym wieku mamy wszystko, ale jednak nie posiadamy wiedzy historycznej. Osobiście byłam bardzo zdziwiona, że choć jestem osobą myślącą,  przy codziennych czynnościach, a właściwie podczas używania podstawowych rzeczy, nie zastanawiałam się nigdy, skąd to się w ogóle wzięło.

Jedynym dla mnie minusem tej książki jest wymienianie wielu historycznych postaci i miejsc, które nie sposób było dla mnie spamiętać. Niemniej jednak to tylko moja osobista, drobna uwaga. Książka napisana jest luźnym pismem, czasem z humorem, z wielką wiedzą, ale zarówno i z lekkim podejściem. Sam pomysł, aby ukazać w książce jeden dzień z życia i poszerzyć go do milionów lat jest naprawdę rewelacyjny. To książka, która nie tylko uczy, ale także zabawia. To takie pozycje powinny znaleźć się w szkołach zamiast podręczników, bo nabieramy innego podejścia do otaczającej nas rzeczywistości.

Polecam. Naprawdę polecam. Na pewno niejednokrotnie do niej wrócę, bo to nie książka, którą czyta się tylko po to, aby przeczytać. To pozycja, która naucza, a przy okazji - dzięki świetnemu stylowi pisania Grega - jest to nauka połączona z humorem, zabawą i z życiem.

Ocena: 5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu PWN


ODWIEDŹ NAS JUŻ DZIŚ!