Autor: Wojciech Bauer
Wydawnictwo: Videograf
Liczba stron: 299
Data wydania: 2016
Opis z okładki:
,,Thriller kryminalny z elementami ezoterycznymi, osadzony w nietypowym środowisku kopalnianych podziemi. Kiedy w jednym z chodników zostaje znalezione ciało młodej inżynier, nikt nie przypuszcza, że to początek serii nagłych zgonów. Dyrektor kopalni postanawia włączyć w śledztwo znajomego detektywa, który jako inspektor bhp ma rozejrzeć się pod ziemią. Sprawę utrudnia fakt., że jego śladem rusza płatny zabójca, wynajęty przez mafiosa, który ma do wyrównania z Nakoniecznym stare porachunki. Kiedy dochodzi do kolejnych morderstw, wśród górników narasta atmosfera grozy i strachu. W egzotycznym dla czytelniku środowisku rozgrywa się pojedynek z przeciwnikiem, który uważa kopalnię za swoje królestwo..."
Gwara śląska. To pierwsze, co chciałabym przetoczyć. Niewątpliwie jest to pozytywna cecha książki, dzięki której możemy naprawdę poczuć się jak w śląskich kopalnianych dołach. Jednak jednocześnie ciężko było mi tłumaczyć te zdania tak, aby powstały z niego rozumne słowa. Dlatego też trochę długo zajęło mi czytanie tej oto pozycji. Niemniej jednak, już po przeczytaniu powyższej lektury, nie wyobrażam sobie, aby było inaczej. Jak już wspomniałam, gwara śląska jest zaletą, którą nie można pominąć. Czytanie może być trochę utrudnione, ale warto się przemęczyć, bo rezultat jest bardzo dobry. Wyobraźnia działa, przez co naprawdę trafiamy do mrocznego, podziemnego społeczeństwa, pełnego potu, węgla, pyłu i pracy.
Mrok w mroku, zgon za zgonem. Kto żyje, a kto po prostu znikł? To pytanie wciąż pojawiało mi się w głowie. Narrator trzecioosobowy pokazuje nam świat przedstawiony z kilku punktów widzenia. Widzimy to, co jest logiczne, ale również to, czego nie można w jakikolwiek sposób wyjaśnić. Czy warto wierzyć w stare legendy, czy może najlepszą opcją jest oparcie swoich przekonań na twardych dowodach? Ciężko, gdy nie ma żadnego punktu zaczepienia. Czasem lepiej jest wierzyć w bajki, które więcej mogą wyjaśnić, niż w realizm bez jakichkolwiek poszlak. To właśnie wielki plus książki, bo choć sceptyk uprze się na swoim, nasza wyobraźnia zaczyna brnąć w nielogiczną, nieuzasadnioną naukowo stronę.
Kolejnym plusem jest wielka akcja, którą właściwie się nie odczuwa. Może i są tajemnicze zgony, dodatkowe elementy kryminalne, ale wszystko jest tak delikatnie osadzone, że czytelnik odczuwa tylko prawdziwe życie. Opowiedziana historia przebiega prawdziwie, jakby pisana była na faktach. Dzięki temu łatwo jest się zaczytać w ,,Porze chudych myszy". Od początku do samego końca trzyma w napięciu.
Przy okazji napięcia... Książka jest krótka, ale zapewnia nam dużą dozę thrillera. Co fakt, przypominam sobie dwa filmy - a może i więcej?, gdzie akcja toczy się w kopalniach, jednak nie przychodzi mi do głowy żadna książka, w której możemy podróżować pod ziemią. Dlatego też za unikat daję plus. Autor miał dobry pomysł, aby porzucić konwenanse i sprowadzić Czytelników w głąb podziemi. Dodatkowym atutem jest to, że nie tylko w kopalniach możemy poczuć niebezpieczne napięcie. Na lądzie, w normalnym, słonecznym środowisku, także spotykamy się z zagrożeniem.
Wizualizacja. Czułam duszność, pył, strach i... Obecność. To śmieszne, ale lęk przed ciemnością również zagościł we mnie, kiedy czytałam tę książkę. Klaustrofobia także się odezwała. Nie wyobrażam sobie, żebym w realnym życiu zeszła do podziemi. Już wystarczająco zagościłam w kopalniach w ,,Porze chudych myszy". A kiedy niewinna akcja przeradzała się w kolejne morderstwo... Ja podziękuję. Na lądzie jest mi wygodniej.
Trzymający w napięciu thriller jest wart przeczytania. Duża doza akcji, życia i ciekawych informacji. Może osobiście nie kręcą mnie podziemia, ale książkę z miłą chęcią przeczytałam. Warto sięgnąć po tę pozycję.
Ocena: 5+/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Videograf
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)