Tytuł: Carpe Diem
Autor: Diane Rose
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 6 kwietnia 2017
Liczba stron: 464
Już na wstępie chciałabym napisać, że niełatwo mnie wzruszyć. Nie łatwo zaskoczyć, nie łatwo wprawić mnie w tak zwaną ,,euforię". Przede wszystkim, jeśli chodzi o tak lekkie lektury, jak zdawało się być ,,Carpe Diem". Bo umierająca dziewczyna to jedno - nie wystarczy napisać o śmierci, żeby poruszyło się serce. Nie wystarczy napisać ckliwą historię romantyczną, aby czytelnik ją poczuł. I choć dawałam szansę Carpe Diem, dawałam szansę autorce, to... Zresztą, przeczytajcie sami.
Opis:
Rosalie Heart ma 22 lata, studiuje prawo, dba o linię i spotyka się ze swoimi przyjaciółmi. Jednym słowem – szczęśliwa młoda kobieta czekająca już tylko na miłość. Jednak za nim zaczniecie jej zazdrościć, przemyślcie to. Rosalie zostało już tylko 600 dni życia. Pogodziła się z tym, że umrze. Teraz tylko stara się oswoić z tym swoich przyjaciół i rodzinę. Żyje chwilą i próbuje zrobić jak najwięcej. Nie myśli o miłości i związkach, uważa, że jest to dla niej zakazanym owocem. Po prostu trwa i czeka na ten ostatni dzień, kiedy już się nie obudzi. Jednak pewnego dnia Rosalie poznaje kogoś, z kim chciałaby spędzić jak najwięcej wspólnych chwil…
źródło opisu: dianerose.pl
Mało dni. Odliczanie czas zacząć. Przyznaję, że na początku miałam pewne opory z przyswojeniem sobie charakteru bohaterów. Wszystko odbierali lekko, chociaż dało się wyczytać i poczuć ciężar, który niosą w sercu. Ich czarne humory na początku na mnie nie działały, choć sama takowy posiadam. Trwało to jednak zaledwie dwadzieścia stron, aż w końcu powieść wciągnęła mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie oderwać wzroku od latający liter. Sama również się wznosiłam, chwytając słowa i chowając je sobie głęboko do swojego serca...
Humor jest zaraźliwy. Zapewne każdy z nas chciałby mieć takie bliskie osoby, jakie ma przy sobie główna bohaterka. Dzięki temu życie, choć spisane na czarno-białych kartkach, wydaje się być kolorowe. To dzięki temu życie nabiera sensu. Byłam wzruszona ich działaniami, ich wzajemnym wsparciem psychicznym i tym, że znajdują w tej całej przykrej sytuacji miejsce na uśmiech. Czytelnik odbiera pozytywny nastrój i lokuje informacje o chorobie bohaterki gdzieś głęboko w umyśle, starając się być optymistą i nie zamartwiać się na przyszłość. Chwyta dzień, chwyta książkę w dłoń i spędza z historią miły czas... Lecz nawet i optymistyczne nastawienie nie przygotowuje nas na takie zakończenie. Niełatwo mnie zaskoczyć, niełatwo wzruszyć, ale autorce to się udało. W każdym aspekcie.
,,Najważniejszy w życiu jest czas. Co ci po miłości? Rodzinie? Przyjaciołach? Studiach? Skoro nie możesz ich przeżyć. Ktoś właśnie odebrał mi coś co jest najcenniejsze.
Bez czasu nigdy nie skończę studiów, nie powiem więcej Jamesowi jak bardzo go kocham, nie zakocham się, nie założę rodziny.
Bez czasu jestem nikim"
,,Carpe Diem", Diane Rose
Przeznaczenie, miłość, przewrotny los... Moje serce unosiło się i upadało, aż w końcu nie byłam pewna, czy to główna bohaterka ma problemy z sercem, czy może ja. Znalazłam tutaj nie tylko humor i łzy skryte za fasadą dobrego ducha, ale i... Pożyteczne lekcje dla czytelników. Kiedy byłam po lekturze, przyznaję bez wstydu, że duuużo przeklinałam. Przeklinałam, bo nie wiedziałam, jak obrać w słowa to, co przeżyłam podczas czytania Carpe Diem. Płakałam jak bóbr, a czytanie podczas gdy kompletnie nic się nie widzi, jest cholernie trudne. Byłam w takiej rozsypce, że nie wiedziałam, jaką myśl najpierw uchwycić. Czy tą, że książka pokazuje nam przewrotność losu i każdy z nas może nauczyć się tego, jak ważne jest życie? Że należy cieszyć się dniem i korzystać nawet z najgorszej pogody, bo nie wiadomo, co stanie się za sekundę? Czy może chodzi o doznania, które przeżyłam podczas czytania tego debiutu? Czy przez łzy, a może przez wiecznie towarzyszący śmiech?
Napiszę Wam tylko jedno... Choć minął spory czas od przeczytania książki, wciąż nie wiem, jak mogę wyrazić swoje emocje, które nawet do dzisiejszego dnia mi towarzyszą. Mam łzy w oczach, kiedy przypominam sobie o pewnej sytuacji. Zresztą! Mam łzy w oczach, kiedy przypominam sobie całą powieść. Czasami nie warto płakać tylko ze smutku. Ja płaczę ze szczęścia. Ze szczęścia, że autorka zaprezentowała nam tak bogatą i wartościową lekturę, po którą koniecznie musicie sięgnąć. Poza tym zawarte jest w książce wiele, wiele dobrego, jak na przykład sprawa z dawcą organów. Nasz mały gest może uratować czyjeś życie. Dając cząstkę siebie, możemy przyczynić się do życia drugiej osoby. To właśnie ta szlachetność, ta dobroć, powinna znajdować się na pierwszym miejscu w naszych życiowych priorytetach.
Diane Rose to nie tylko pisarka, ale i recenzentka. Z tego, co wyczytałam na jej stronie autorskiej zaczęła pisać już za czasów gimnazjum. Ma lekkie pióro, które pochłania czytelnika do ostatniej strony. Fikcję literacką, która ma na celu zabawiać czytelników, miesza z ważną problematyką dnia codziennego. Jestem oczarowana jej twórczością. Jestem pozytywnie zaskoczona, przede wszystkim, że to jej literacki debiut, który jest na miarę zawodowych pisarzy. Gratuluję autorce pomysłu na książkę.
Są minusy! O, tak... Mam wiele zastrzeżeń nie tylko co do powieści, ale i co do autorki. Przede wszystkim... Chusteczki. Gdzie, u diabła, są moje chusteczki? Powinno się je dodawać do powieści, jako niezbędnik do przetrwania. Bez nich ani rusz!!!
Po drugie... Kiedy mogę oczekiwać kolejną powieść autorki? Już po pierwszej książce ufam Diane Rose bezgranicznie. Jej pióro jest lekkie, jak już wcześniej wspomniałam, przez co nie sposób nie pochłonąć jej twórczości. Minusem więc jest na pewno to, że mamy do dyspozycji tylko jej debiutancką powieść. TYLKO. Chcę więcej książek Diane. Jedna mi nie wystarczy. Chcę na już.
Po trzecie - kto teraz pozszywa moje serce? Carpe Diem to powieść, która podwędziła moje serce i nie chciała oddać. Wracając myślami do tej powieści, moje serce nadal nie jest w najlepszej kondycji. Tyle emocji, tyle radości, tyle cierpienia, tyle... Rozrywki. To chyba powód, abyście wrócili do drugiego punktu.
Debiut? Wolne żarty. Diane Rose pokazała nam, jak powinna wyglądać wartościowa książka. Choć przyznaję, że boję się wrócić jeszcze raz do lektury, bo nie wiem, czy moje serce to zniesie, to i tak będę do niej wracać w trudnych dla mnie dniach.
Ocena: 5+/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Videograf. Miło mi jest oznajmić, że Stan: Zaczytany jest ambasadorem powieści, za co również ogromnie dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)