,,To
była najokropniejsza sesja grupowa, w jakiej brałam udział,
a to przede wszystkim dlatego, że Penelopa połączyła mnie
i Michała w parę ćwiczeniową. Ani ja, ani Michał nie
oponowaliśmy, bo przecież nie byliśmy skłóceni. Po prostu
tamtego dnia nie powinniśmy pracować razem.
Wypełnianie
arkuszy przemyśleniami dotyczącymi tego, jakie zasoby do życia
z nowym „ja” w lżejszym ciele posiadamy, jakie
chcielibyśmy posiadać i jakich posiadać na pewno byśmy nie
pragnęli, przebiegło nam bardzo sprawnie, ale niemal milcząco.
W sumie byliśmy pierwszą parą, która skończyła zadanie,
i unikając kontaktu wzrokowego ze sobą, gapiliśmy się
w sufit. Dodatkowo dręczyłam się w myślach,
zastanawiając się, co też robią Maks i mój ojciec, który
nieoczekiwanie zapałał chęcią zwiedzenia Vinci Tower.
Każdy
z nas musiał zreferować swoje zapiski. Najwięcej czasu zajęło
to Poli, która rozgadała się o tym, jak bardzo brakowało jej
dyscypliny w dotrzymywaniu postanowień żywieniowych i tych
dotyczących wysiłku fizycznego. Patrzyłam na nią, nie dowierzając
jej słowom, bo Pola po prostu wyglądała kwitnąco. Zawsze dobrze
się ubierała. Miała zamożnych rodziców, którzy wysyłali ją na
zakupy do Berlina i Mediolanu, więc stać ją było na ciuchy
idealnie dobrane do sylwetki, na dodatek opatrzone metkami
największych projektantów mody. Pomimo tego, iż chodziła w kusych
spódniczkach, wstydziła się swoich nóg. Uważała, że były
tłuste i nieapetyczne. Kiedyś powiedziałam jej, że ma nogi,
o jakich skrycie marzyłam, ale dla Poli nie miało to
znaczenia. Nigdy nie zaakceptowała siebie w pełni, ani gdy
ważyła dziewięćdziesiąt kilogramów, ani gdy niecałe
siedemdziesiąt.
Moje
wystąpienie było bardzo krótkie. Trwało może dwie, może trzy
minuty, w czasie których niemal wyrecytowałam swoje niezbyt
odkrywcze zapiski. Penelopa spojrzała na mnie badawczo, wyczuwając,
że za nienaturalnym, pozbawionym emocji zachowaniem coś się stało,
ale nie drążyła tematu i na moim stwierdzeniu: „Wierzę, że
będę potrafiła panować nad swoją słabą wolą, niezależnie od
sytuacji życiowej” pozwoliła mi zakończyć wypowiedź.
Wystąpienie
Michała również było bardzo „suche”, ale to akurat nikogo nie
dziwiło, bo publicznie rzadko przecież okazywał swoje emocje
i równie rzadko bywał wylewny.
— Pamiętajcie,
że wszystko, czego potrzebujecie, macie w sobie — podsumowała
Penelopa. — Jedyne, co musicie zrobić, to odkryć, czego
potrzebujecie, a potem zastanowić się, jak możecie to
osiągnąć, wykorzystując swoje zasoby. Przemyślcie to dobrze,
bardzo was proszę. W tych kopertach znajdują się wasze
zadania domowe. — Z ust Karola wydobył się jęk
niezadowolenia. — Bardzo proste zadania domowe, które są
uzupełnieniem dzisiejszej sesji. Powinniście je zrobić i ufam,
że tak właśnie będzie, ale doskonale wiecie, że jeśli ich nie
zrobicie, oszukacie tylko siebie, bo ja sprawdzać waszej uczciwości
nie zamierzam.
Penelopa
na chwilę zamilkła, przysiadła na skraju swojego biurka
i przebiegła po nas wzrokiem.
— Kiedy
byłam w waszej sytuacji i poszukiwałam sposobu na
uporanie się z własnym ciałem, nieraz nie dotrzymywałam
zobowiązań. Stawałam się swoim ukrytym wrogiem, wewnętrznym
sabotażystą. Wmawiałam sobie, że od jednego, drugiego czy
siódmego oszustwa nic się nie stanie, ale to nigdy nie była
prawda. Hodowałam na własnym grzbiecie wroga, który karmił się
moimi kolejnymi oszustwami. Kiedy ten wróg był już naprawdę
potężny, trudno było mi go zrzucić z pleców. Nie życzę
wam, byście takiego sobie wyhodowali. Nie warto!
Słowa
Penelopy sprawiły, że w mojej głowie zakotłowała się jedna
myśl: „Wyhodowałam sobie wroga, który za moim przyzwoleniem mnie
niszczy”. Pomimo wsparcia wielu osób, ich wysiłków, oszukiwałam
siebie, bo nie potrafiłam trzymać się założeń mojego osobistego
cyrografu: planu dietetycznego, ćwiczeniowego czy nawet tego
dotyczącego zajęć, które miały wypełnić mi czas. Będąc
uczciwą i robiąc wszystko zgodnie z założeniami, czułam
się szczęśliwa, na pewno szczęśliwsza niż wcześniej, ale kiedy
zaczęłam odpuszczać i pozwoliłam dojść do głosu starym
nawykom, zmieniło się bardzo wiele. I nie chodziło tylko
o fakt, że przytyłam, i to sporo, ale o to, że
brakowało mi energii i chęci do robienia rzeczy, które
lubiłam dawniej lub które zdążyłam już polubić.
Penelopa
pożegnała nas zwyczajowym „do następnego”, a ja, nie
czekając na posesyjne pogaduchy, wyleciałam z sali tak szybko,
jak to tylko było możliwe, mając za nic nawoływania Poli,
pragnącej opowiedzieć mi o studencie polonistyki, który wpadł
jej ostatnio w oko. Chciałam jak najszybciej uciec od rozmyślań
o wewnętrznym sabotażyście i… w końcu spotkać się
z Maksem."
Ciekawi lektury? To jeszcze nie koniec! Kolejny fragment już jutro pojawi się u MAW READS! Śledźcie więc jej bloga. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)