-->

wtorek, 27 czerwca 2017

BLOGOSFERA vol.2 - Uczciwość?



W dzisiejszym poście chciałabym skoncentrować się na sprawach ważnych i ważniejszych. To druga ,,edycja" dyskusji o blogosferze, którą przeprowadziłam z szerszą grupą odbiorczą (link do postu - KLIK). Z racji ostatnich wydarzeń napłynęły do mnie wiadomości, które postanowiłam nie ignorować. Mimo że znalazłam się w takiej sytuacji, w jakiej się znalazłam (a konkretnie chodzi o kopiowanie pomysłów, ale nie tylko), to nie miałam zamiaru publikować takiego postu. Niemniej jednak słysząc o innych sytuacjach, gdzie ktoś buduje swój recenzencki świat na pomysłach (i recenzjach) innych... Krew mnie zalewa. I tu nie chodzi o okres. Wchodząc do świata blogosfery, powinno się mieć wystarczająco oleju w mózgu, aby działać na własną rękę. Dlatego powstał ten post, który - jak podejrzewam - niektórzy będą mieli mi za złe. Ale uwierzcie mi - nie warto ignorować takich sytuacji, a ja nie mam zamiaru zamykać oczu na to, co jest tak widoczne. Czuję to w kościach, że posypią się hejty skierowane w moją stronę, ale liczę też na to, że niektórzy z Was otworzą oczy na to, co się tu wyprawia. Bo choć blogosfera jest piękna, cudowna, prowadzona z zamiłowaniem, to i tak... Czasami robi się tutaj czarno.

W dzisiejszej odsłonie chciałabym skoncentrować się na działaniach recenzentów. Zwykłam mówić: niech każdy robi to, co chce. Sama nie jestem ideałem, popełniam błędy, których wciąż i wciąż się uczę, ale kieruję się prawami. Nie tylko względem blogosfery, ale i swoimi. Przede wszystkim chodzi o prawa autorskie - nie musisz być pisarzem, aby mieć prawo do własnego tekstu. Szerszy zakres tego prawa znajdziecie tutaj ---> KLIK.

Zresztą koniec gadki. Zachęcam Was do wysłuchania naszych opinii. Niżej znajdziecie wypowiedzi recenzentów, którzy mają niemalże codzienną styczność z blogerami, którzy... No cóż. Zatruwają w pewien sposób blogosferę. Dlatego usiądźcie sobie wygodnie, uśmiechnijcie się do ekranu i... Zaczynamy igranie z ogniem.



,,Mówi się, że blogosferę albo się kocha albo nienawidzi. Ja się z tym nie zgadzam. Twierdzę, że są rzeczy w blogosferze, które się kocha oraz te, których się nienawidzi. Tych pierwszych mam wiele, inaczej nie działałabym w tym świecie. Tych złych też się trochę zebrało. Dzisiaj skupię się na tym, czego nie lubię w recenzentach.
Pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy, to egzemplarze recenzenckie. Wiadomo, każdy chce dostać i przeczytać tytuły, które go interesują. Ja też tak mam. Trzeba to jednak robić z głową. Do szału mnie jednak doprowadzają pytania typu: utworzyłam/łem właśnie bloga, gdzie mogę się zgłosić po fajne tytuły? Albo: Mój staż to dwa tygodnie, więc to najwyższy czas żeby coś dostać. Gdzie mogę (...) -  I tak dalej, i tak dalej. Blog oraz właściciel muszą trochę popracować żeby mieć co pokazać. Skąd wydawca ma znać styl blogera, kiedy ten nie ma co zaoferować? Niech każdy da sobie z trzy miesiące, a najlepiej pół roku zanim cokolwiek zacznie planować w tej materii. Moja pierwsza współpraca wynikła gdzieś po ponad 3 latach blogowania i to tylko dlatego, że zgłosiłam się do konkursu, w którym trzeba było się wykazać.
Po drugie, terminowość, a w sumie jej brak. Nie chodzi mi tutaj, o tygodniowe lub dwutygodniowe poślizgi. Każdemu się zdarza, jesteśmy tylko ludźmi. Jeśli jednak ktoś zalega z tekstem ponad miesiąc, dwa miesiące lub dłużej, to już nie jest miłe. Szczególnie jeśli nie skontaktuje się w tej sprawie z wydawnictwem, a na kolejne wiadomości nie odpowiada. Terminy są po to, żeby się ich trzymać. Inaczej ma się sprawa, kiedy z darczyńcą książki nie mamy podpisanego żadnego terminu na tekst.
Trzecia rzecz, to nagminne olewanie ortografii i interpunkcji. Nikt z nas nie jest alfą i omegą. Błędy będą się zdarzać. Sama wiem to po sobie. Sprawa zaczyna wyglądać nieciekawie w paru przypadkach. Kiedy tekst nie ma w większości zdań kropek albo błędy ortograficzne widać na prawo i na lewo. Te drugie można łatwo wyłapać w edytorach tekstu. Wystarczy trochę wysiłku, aby zniwelować większość błędów.
Następnym punktem są krótko tekstowce (specjalnie użyłam takiej formy). Kiedy widzę opinię recenzenta złożoną z ok. 10 zdań, to zaczynam się zastanawiać po co się za nią zabierał. Szczególnie jak większość tekstu składa się z opisu wydawnictwa. Nikt nie zmusza do wielkich elaboratów, jednak trochę wysiłku trzeba włożyć w swoją współpracę.
Kolejnym punktem jest nieczytanie książek. Nie mam czasu albo mi się nie chce. Naklepię opis, trochę pozmieniam i będzie super. Nie tędy droga. Lepiej poprosić o kilka dni więcej, niż odwalić fuszerkę na kolanie. To naprawdę widać.
Następnym punktem jest reklama u innych. Nie chodzi mi o grupy na FB, gdzie można wstawiać recenzje. Chodzi mi o miejsca, gdzie jest zabroniona promocja, a i tak znajdzie się osoba, która wrzuca link do siebie. Co innego jest reklamowanie fajnego, grupowego miejsca dla blogerów, a co innego swojego bloga. A już szczególnie, kiedy promocja ma miejsce w komentarzach u innych blogerów. Ile razy to się nie czyta: super recka! Zajrzyj do mnie...
Piąty punkt to obs za obs. Co da blogerowi sztuczny tłum, który zaraz ucieknie? Kiedyś mój chłopak powiedział, że lepiej mieć jednego wiernego czytelnika/obserwującego, niż tysiąc pustych twarzy. Ja się z tym zdecydowanie zgadzam.
Ostatnim punktem, bo i tak się rozpisałam jest: bloger blogerowi wilkiem. Podkradanie pomysłów stało się nagminne. Nie mówiąc o wykluczaniu czy pomijaniu innych, zaangażowanych osób w jakiś projekt. Nie róbmy sobie tego. Tak ciężko jest do kogoś napisać? Poświęcić 10 minut ze swojego czasu? Po drugiej stronie też siedzi człowiek, który nie ma kłów i pazurów do zabijania. Na pewno da się dogadać, ale wystarczy napisać z propozycją albo zwykłym: Hej, jest taka sprawa. Chce coś zrobić sam, dogadamy się? Bardzo mi zależy. Masz fajny pomysł, który mi się spodobał... Żeby nie przedłużać dodam jeszcze jedno: hipokryzja. Kiedy bloger wytyka innym jakieś zachowanie, a sam tak robi. Najlepsze jest jak robi jeszcze gorzej...
Dodam na koniec, że sama nie jestem święta. Popełniam błędy, ale potrafię do nich przyznać i nad nimi pracuję, pracuję, pracuję :)."

Katarzyna Gnacikowska, Magia Książek i Czar Piękna

Pięknie Kasia napisała - właściwie uwzględniła każdy negatywny punkt w blogosferze. Co najważniejsze, uwzględniła moją piętę Achillesową - mianowicie terminy. Nie kryję się z tym, że jeśli chodzi o zaległości, jestem w jednej, wielkiej, czarnej... dziurze. Z tego właśnie powodu mam o sobie niskie mniemanie, bo... No, jestem naprawdę kiepską recenzentką. Kiedy próbuję wywiązać się z terminów, zawsze stoi coś na mojej drodze. Coś, co spowoduje, że recenzja nie będzie dostarczona na czas. I nawet teraz mam książki, które nie są recenzowane od już półtora miesiąca (może i więcej?). Przyznaję się bez bicia. Nie rozgrzeszam się w żadnym przypadku. Robię źle, ale niestety... nie potrafię inaczej. Nie mogę. Sypiam i tak mało (cierpię od paru lat na bezsenność), więc każdy swój wolny czas przeznaczam albo na sen, albo na książki.

Czy powinnam zrezygnować z recenzowania? Pamiętajmy, że blogowanie nie jest zarobkowe. Dostajemy książkę do recenzji, czytamy ją, publikujemy recenzję. Jeśli średnia cena książki to 35 złotych i założymy, że przeczytamy książkę w ciągu 8 godzin oraz dodamy do tego dwie godziny na napisanie recenzji (czasami i dłużej, bo jak sami wiecie, klasyczna moja recenzja jest obszerna), to wychodzi nam, że zarabiamy... 3,5 złotego na godzinę. Z tym, że mamy te 3,50 PLN x 10 (godzin) w wersji papierowej, która nie jest przeznaczona do sprzedaży. No cholera, właśnie tak jest. W zamian za książkę oddajemy swój czas, nieprzespaną noc, nerwy (względem terminowości) i wiele innych czynników. To nie rzyganie tęczą. Cieszyłam się z pierwszej recenzenckiej książki, cieszyłam się z dziesiątej, ale mając teraz ciąg kolejnych, to... Naprawdę kocham kupować książki. Za własne pieniądze. W większości leżą na półce i się kurzą, ale jednak MAM CZAS, aby je przeczytać. Jak nie teraz, to za miesiąc. Choć znając własne szczęście, będzie to dopiero wtedy, kiedy dorobię się siedmiu kotów i fotela bujanego.

Ponawiam pytanie, bo jak to ja, wybiłam się z rytmu. Tak więc... Czy powinnam zrezygnować z recenzowania? Myślę, że nie. Założyłam bloga z jasnym przesłaniem: chcę mieć do czynienia z ludźmi, którzy kochają to, co ja. Którzy kochają książki. Tworzymy (mikro) społeczność, która jest tak wewnętrznie bogata... Tak dobroduszna... To dlatego tu jestem. Dla Was. Dzielę się własnym zdaniem, tak samo jak robicie to Wy. To taka miła odskocznia, kiedy codzienne życie nie daje mi najlepszych kolorów. A mając takie bogate zamiłowanie, nic dziwnego, że choć jestem koślawą recenzentką, nadal tu jestem. Chcę być, chociaż pewnie niektórzy klną na mnie za plecami. Nie winię ich za to, bo sama klnę na siebie jak szewc.

Tak się teraz zastanawiam... Kasia uwzględniła naprawdę wiele rzeczy. Myślę, że przy tej opinii każdy poczuł jakiś przytyk. Nic dziwnego - nie ma idealnych ludzi. Tym bardziej nie ma idealnych recenzentów. Każdy z nas uczy się na cudzych, a przede wszystkim na własnych błędach. I uczyć się będziemy - do końca życia.



,,Chcecie wiedzieć, czego nie lubię w blogosferze? Najbardziej przeszkadza mi dwulicowość blogerów/recenzentów. Cenię sobie szczerość, więc gdy widzę, że ktoś udaje miłego i przyjaznego, a zaraz biegnie poplotkować do kogoś innego, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Drugą sprawą jest brak konsekwencji w opiniach publikowanych na blogu. Są osoby, które w recenzjach na blogu wychwalają książkę i gorąco ją polecają, a w dyskusji na facebookowych grupach piszą, że książka to totalne dno. Kiedy więc piszą prawdę? No i trzecia rzecz, która, nie dotknęła mnie osobiście, ale znajome blogerki owszem — kradzież pomysłów. Nie potrafisz wymyślić czegoś sam, nie jesteś kreatywny, to przestań prowadzić bloga! Wydawać, by się mogło, że wszyscy blogerzy, zwłaszcza książkowi, mają jeden, wspólny cel — promocja czytelnictwa. Wielka szkoda, że rzeczywistość nie wygląda tak fajnie."
Ewelina Nawara, My Fairy Book World

Krótko, zwięźle i na temat. Nieraz byłam świadkiem, jak i jednocześnie ofiarą spiskowania, plotkowania, czy dwulicowości. Tak szczerze, to nie czułam się zdenerwowana tym faktem - raczej śmieszyła mnie cała sytuacja ze względu na to, że godzinę wcześniej zostałam poinformowana o rozsiewającej się ,,plocie" - że tak to ogółem określę, a chwilę później osoba winna ,,przymilała" się do mnie w wiadomościach prywatnych. Zwykle (choć nie zawsze) tak jest. W pewnym sensie sama jestem dwulicowa - nigdy nie daję po sobie znaku, że wiem o rogach drugiej osoby. Kłamstwo i tak zawsze wyjdzie na jaw, a jeśli fałszywa osoba wie, że coś złego zrobiła, dlaczego mamy wyjawiać dobrze jej znane wybryki? Moja logika jest zawiła, ale myślę, że chyba mnie zrozumiecie. Mam jednak nadzieję, że te osoby zdadzą sobie sprawę ze swoich występków, które są... Koszmarne i bardzo nietaktowne.

Poza tym w blogosferze jest coraz więcej fałszywości. Oczywiście nie jest tak ponuro - często rodzą się przyjaźnie, a co za tym idzie - pozytywne emocje, jednak już parokrotnie ja, albo moje zaprzyjaźnione blogerki, były ofiarami kłamstw, intryg, lub co gorsze - złodziejstwa. TAK, to też częsty przypadek. I to nie przez czytelnika, który mógłby zniknąć z Internetu hop-siup i założyć nowe konto, tylko osobę, która sama buduje swój literacki świat - jest recenzentem, albo pisarzem. A oni nie mogą raz a porządnie zniknąć z pola widzenia. Te osoby muszą pokazywać w Internecie swoją dobrą stronę, pokazywać, że są fajnymi i dobrymi ludźmi (nie mówię tu o kwestiach charakteru, raczej o sprzedaż swojej ,,marki"), a tu... Takie rzeczy wyprawia? Do tej pory jest dla mnie zagadką to, jakie motywy nimi kierują...

   

,,Blogosfera ma swoje dobre i złe strony. Jednak najwięcej możemy zobaczyć siedząc w niej dość głęboko. Kiedy nie jesteśmy częścią tego świata, nie mamy pojęcia jak to wszystko działa. Gdy sami mamy bloga, wszystko wygląda inaczej. Kiedy mamy kanał na YouTube jeszcze inne sprawy są innego koloru. A jak dodamy do tego wydawnictwa i inne organizacje połączone z książkami, mamy naprawdę szeroki kąt widzenia.

Nie chciałabym się skupiać tylko na tym, co złe, jednak są sytuacje, przez które się we mnie ostatnio zagotowało. Wiecie, czego w życiu nie lubię najbardziej?


Kłamstwa.

A drugie po kłamstwie jest robienie czegoś na odpierdziel.

Zacznę może od tego, że blogerzy powinni każdy swój post pisać na miarę swoich możliwości, zwłaszcza, kiedy robią to dla wydawcy. Kiedy bloger nazywa swój post na blogu recenzją, powinien zrobić wszystko, aby w tekście były sprawdzone: interpunkcja, gramatyka, a przede wszystkim składnia zdań oraz cały wydźwięk recenzji: czy zawiera w sobie opis fabuły, odczucia podczas czytania, a także ogólne podsumowanie powieści. To samo tyczy się vlogerów, którzy mówią o książkach. Przygotowują się oni tak samo do mówienia, jak blogerzy do pisania. (Jednak panuje ogólna opinia, że vlogerzy nie przygotowują się merytorycznie i ich to mniej pracy i wysiłku kosztuje, zapytajcie czy tak jest, odpowiem Wam.)

Kiedy czytelnik chce sprawdzić u swojego ulubionego blogera jego recenzję książki, którą ma ochotę przeczytać, albo ogólnie się czegoś o niej dowiedzieć i nagle dostaje dziesięć zdań, które nie mają ze sobą nic wspólnego, myślicie, że wróci w takie miejsce? Śmiem twierdzić, że nie. Kiedy ktoś, kto mówi o książkach, nie umie się składnie o jakiejś z nich wypowiedzieć, myślicie, że widz wróci? Otóż, nie. Wydawnictwo, które zaufało danemu blogerowi i wysyła mu książkę, liczy na rzetelne wykonanie swojej pracy. Czeka na recenzję niecierpliwie. Gorzej, jeśli dostaje tę recenzję do przeczytania i nagle opadają wszystkie ręce i nogi. Tekst oczywiście da się poprawić, jednak opinii o danym blogerze już nie bardzo. Super, kiedy recenzja zostaje poprawiona, ma o wiele większy sens i da się z niej cokolwiek zrozumieć. Jednak gorzej, kiedy wydawca zaczyna widzieć kłamstwa danego blogera. Zaufał tej osobie, chciał, aby oboje skorzystali z barteru, a tu klops, bo bloger poleciał sobie, mówiąc kolokwialnie, w kulki.

Jako blogerzy powinniśmy być rzetelni i robić wszystko na miarę swoich możliwości w momencie, w którym jesteśmy. Jako blogerzy powinniśmy być szczerzy, a nie łasi na książki! To nasza pasja, a nie łatwe zdobywanie książek, a przez takie osoby, większość postrzega nas przez pryzmat rosnących stosów książek od wydawnictw. Nie dajmy się kusić, aż tak bardzo! Przede wszystkim starajmy się być lepsi i jeśli ktoś konstruktywnie krytykuje Twoje działania, daj mu szansę i zastanów się, może ma rację. Jest osobą postronną i skoro konstruktywnie pisze o tym, że robisz coś źle, to nie chce dokopać, a pomóc. Jednak, jeśli ta pomoc była niepotrzebna, bo okłamałeś tę osobę, to już sprawa twojego sumienia, o ile je masz. "

Dominika Lewandowska, Life by Bookaholic.

Teraz tak się zastanawiam... Wcześniej napomknęłam o tym, że stanowczo wolę kupować książki, niżeli dostawać je do recenzji. Dlatego postanowiłam ten podpunkt rozbudować i opisać pewne sytuacje, które przetoczyła Dominika.

Zapewne zastanawiacie się, dlaczego w ogóle zamawiam egzemplarze recenzenckie, zamiast je kupować.  Właściwie... Nie zamawiam. Nie mam jako-takich współpracach. Nie czytam e-maili z propozycjami, nie licząc jedynego wydawnictwa, które przypadło mi do gustu. Zazwyczaj zgadzam się jedynie na propozycje prywatne otrzymane od autorów, którzy napiszą do mnie z prośbą o recenzję i/lub pomoc w wypromowaniu. Oczywiście raz do czasu zdarzy się, że będę miała ,,wyjątkowe parcie" na daną książkę, jednak jest to bardzo rzadkie.

Ale wracając do tematu... Tak się zastanawiam... Czy osoby, które napiszą trzy zdania na krzyż (tak, są osoby, które piszą jedno - pięć zdań w ramach recenzji), będą w stanie napisać taką samą jakość recenzji książki, którą sami kupili, z własnej intencji? Wątpię, choć ręki nie dałabym sobie uciąć, bo... No. Nadal nie rozumiem ich umysłu. Nikt go nie zrozumie.

Albo... Uch. Inni za to dodają do dziesięciu zdań, jednak gdyby zminimalizować ich opinię, kierując się tematem danego zdania, wyszłoby... Jedno zdanie. Tylko jedno. Jak oni to robią? Otóż bardzo inteligentnie. Na przykładzie podaję Wam swoją wymyśloną ,,recenzję", abyście mogli zauważyć ten szczwany krok ku rozbudowaniu opinii.
No to zaczynamy...
Bardzo fajna powieść. Imponująca historia, która dostarczyła mi pozytywnych emocji. Miło czytało się ją przy kubku z herbatą. Fajna na letnie wieczory. Szybko ją pochłonęłam. Polecam ją każdemu.

Tak to mniej więcej wygląda. Bez fabuły, same (puste) emocje. Tylko że... Nie jestem mistrzynią. Udało mi się wymyślić jedynie sześć zdań. Pozostawię więc tę taktykę innym, bo - jak widać - nie jestem w tym najlepsza...



,,Dramy są wszędzie. Zawsze były i będą. Denerwowały mnie, kiedy wychodziły na światło publiczne. Kiedyś tak było. Teraz zadaje sobie pytanie czy można inaczej? Co zrobić kiedy prywatnie nie da się dogadać, bo któraś ze stron nie chce współpracować? Nie wyobrażam sobie, że można nie walczyć o własną pracę tylko olać temat. Co wy byście zrobili na miejscu osoby, która nie może uzyskać nic ze swoich próśb? Denerwuje mnie święte oburzenie na publiczne dramy i brak jakiekolwiek pomocy lub propozycji rozwiązania problemu."
Anonim 

Chyba powtórzyłabym się, gdybym napisała ,,to jest częsty problem". Jak sami widzicie, tych konfliktów jest pierdylion, a może i więcej. Teraz popularne jest zablokowanie drugiej osoby, zamiast wyjaśnienie sytuacji. Co najśmieszniejsze człowieczki, które zablokowały osoby, później narzekają, iż rozmawiamy na temat konfliktu z innymi osobami, zamiast z nią (jak?! Wyjaśni mi ktoś, jak mogę odezwać się, skoro unika kontaktu i mnie blokuje? I uprzedzając Wasze propozycje: nie, nie zamierzam marnować prawdziwego gołębia pocztowego i wysyłać jej telegram drogą powietrzną).


,,Zwykle zaglądam na blogi w biegu, więc nie zostawiam na nich śladu swojej obecności, ale czytuje i nie potrafię zrozumieć jednej rzeczy... Po co kopiujesz treści z portali czytelniczych lub stron wydawnictwa?! Naprawdę uważasz, że Twój czytelnik w ramach recenzji chce przeczytać kopię tekstu z okładki i biografii z portalu lubimy czytać? Gwarantuje Ci, że każdy twój czytelnik potrafi te informacje sobie wyguglować! Jeśli zagląda do ciebie to znaczy, że chce poznać TWOJĄ opinie. Kopia testu z okładki i biografii plus trzy zdania od siebie to NIE JEST RECENZJA!"

Katarzyna Bieńkowska, Poligon Domowy 

Na ten temat już rozmawialiśmy. Mała ilość zdań, większość skopiowana ze stron internetowych, a nawet niekiedy zdarzy się, iż recenzja jest czysto przepisana od innego blogera... Ja już nie mam słów. Jak sami widzicie, dużo dzieje się w blogosferze, a jeszcze więcej we wszechświecie. Chciałabym móc zrobić coś, aby ludzie zaczęli zwracać uwagę na to, kto jak się zachowuje. I nie bójcie się krytykować - każda krytyka jest nauczką, która wzbogaca Twoje życie. 

Chciałabym jeszcze wtrącić, że są na dodatek recenzenci, którzy bez znajomości tekstu recenzują powieści. Czy to możliwe? Oczywiście. Przeczytawszy opis z tyłu książki, przeczytanie opinii innych recenzentów... Jakoś można coś z tego skleić, prawda? Nieprawda. To kolejne oszustwo, kłamstwo, które podsuwasz swoim czytelnikom. Jeśli przebrnąłeś przez 50 stron, pozostawiając przed sobą 300, jaki w tym sens ma recenzja? Wiesz, jak się skończy historia? Co się wydarzy? Czy styl autora się zmienia? Jak budowane jest napięcie?  Możesz napisać o tym, co Ci nie pasowało w ciągu tych 50 stron, ale nie możesz ocenić całej książki, jeśli nie znasz jej przebiegu. To chyba logiczne, prawda? Zresztą tak samo jest z pozytywnymi recenzjami, bez znajomości tekstu. To też się zdarza - rzadziej, ale jednak. Ostatnio pojawiają się recenzenci, którzy, aby nabić sobie licznik odwiedzin, obrzucają kałem powieść. Co prawda, każdy ma swój gust, ale niektórzy usilnie starają się pokazać światu, jacy oni są krytyczni (albo śmieszni - kto jak woli).

No i, dodając od siebie, w blogosferze pojawia się coraz więcej... młodych recenzentek. Młodych, to znaczy około dwunastoletnich, które chcą szturmem podbić Internet. Jak już wyżej wspomniałam, krytyka jest znana, ale... No, cóż. Młodzi pouczają tych bardziej zaawansowanych, co nie byłoby problemem, gdyby nie fakt, że oni sami popełniają kolosalne błędy. Jeśli więc sam nie jesteś specem, czemu czepiasz się drugiej osoby o błahe sprawy?

Poza tym młode recenzentki chcą (synonim: muszą, koniecznie muszą) otrzymywać pozycje, które są dozwolone dla pełnoletnich czytelników. Sama zaczęłam przygodę z literaturą erotyczną dość wcześnie, ale jako już starsza czytelniczka mogę spokojnie się przyznać, że inaczej odbierałam literacki seks wtedy, a inaczej teraz. Wtedy nie rozumiałam pewnych spraw - seks to był tylko i wyłącznie seks. Teraz widzę, że seks nie zawsze musi okazywać się zwykłym piep*zeniem. Na przykładzie przetoczmy dwie książki: Pan Wilk i kobiety Jarosława Wilka, gdzie poznajemy czterdziestoletniego mężczyznę, który lubi się pieprzyć. Ale... Czy to o to w tym wszystkim chodziło? Czy czytaliśmy tylko sam pusty seks? Nie. Wszystkie części Wilka są nad wyraz emocjonalne, inteligentne i... rozumne, że tak to określę. Zresztą nie będę tutaj skracać fabuły książki. Chodzi mi o to, że mając naście lat, nie zrozumiałabym tej książki tak, jak teraz.

Drugą książką jest Klątwa Przeznaczenia Moniki Magoska-Suchar i Sylwii Dubieleckiej. Tam sceny seksu są krótkie, ale treściwe. Ponadto w powieści góruje brutalność, wrogość i... dużo negatywnych emocji. Zbyt dużo, aby młoda osoba mogła to udźwignąć. Myślę, że nawet jeśliby zrozumiała, dopiero za kilka lat zrozumie to kompletnie.  

Każdy kij ma dwa końce. Reasumując wszystkie wypowiedzi, chciałabym, abyście zobaczyli, że nikt tu nie jest bez winy. Każdy z nas powinien poczuć choć minimalny przytyk w swoim kierunku, jednak głównie chodzi nam wszystkim o osoby, które przegrały wojnę z zamiłowaniem i zaczęły zmierzać do... niczego. Blogowanie to nie praca. Blogowanie to zamiłowanie, które powinno być traktowane jako chęć do samoralizacji. Pisanie i czytanie to coś, co chcemy robić, a nie musimy. Jeśli nie czujesz tego w sobie, jeśli wolisz podążyć za nieuczciwością, za bezwzględnym zachowaniem, jaki widzisz w tym cel? Uczciwość to podstawa. Uczciwie opiniuj, uczciwie kreuj, uczciwie współpracuj z wydawcami i autorami. Zachowuj się uczciwie dla osób, dla których piszesz. A nie piszesz tylko dla siebie - piszesz dla wydawców, dla księgarń, dla autorów, a przede wszystkim dla... Czytelników.

A Wy jakie macie zdanie na ten temat?

P.S. Znowu się nagadałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)

ODWIEDŹ NAS JUŻ DZIŚ!