Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: 365
Data wydania: 2 września 2016
Wiele słyszałam na temat Agnieszki - jej książki często trafiają do serca moich zaprzyjaźnionych recenzentek i pisarek, którym ufam bezgranicznie. Wstyd mi przyznać, ale do tej pory nie sięgnęłam po choć jedną jej powieść, mimo nalegań ze stron znajomych. Dostawszy więc propozycję zrecenzowania ,,Zbrodni pozamałżeńskich", w których jest autorką wraz z Danielem Koziarskim, postanowiłam w końcu zapoznać się z jej twórczością. Wierząc rekomendacjom, jest to niesamowity duet - kobieta, która swoim piórem trafia do serc czytelników, oraz mężczyzna, który twardym, męskim pismem krzyżuje plany wrażliwej, kobiecej stronie. Jak to się udało? Zapraszam do recenzji.
,,Wiemy o ludziach tylko tyle, ile sami chcą, żebyśmy o nich wiedzieli..."
,,Zbrodnie pozamałżeńskie", Daniel Koziarski, Agnieszka Lingas-Łoniewska
Niesamowicie trudno było mi przeczytać powieść. Nie chodzi tu o to, że fabuła nie wciągała - wprost przeciwnie. Była moc, były konflikty i czarne scenariusze, które uwielbiam. Niemniej jednak... coś mi brakowało. Podczas parodniowego czytania (tak, trochę zajęło mi czytanie) wciąż zastanawiałam się nad przyczyną. Brakowało magicznego pyłu, składnika X, jaki jest ważny w powieściach. Wcześniej nie koncentrowałam się na tym, ale teraz widzę, jak on jest ważny. W końcu zrozumiałam w czym leżał problem...
Mamy do czynienia z dwoma małżeństwami. Jak głosi napis na tylnej okładce: ,,Na początku była miłość. Potem była zbrodnia", tak i my przekonujemy się szybko, w jakich toksycznych związkach tkwią główni bohaterzy. Widzimy ambitną kobietę, która pragnie się rozwijać i jej męża - sławnego piłkarza. Okiem obserwatora wszystko wygląda pięknie, jednak kiedy zamykają się drzwi, kłótnia rodzi kłótnie. Z początku stałam po stronie Marcina. Potem po stronie jego żony. Aż w końcu... Sama pogmatwałam się we własnych odczuciach.
Poznajemy również ich sąsiadów - dobrego adwokata, który troszczy się (finansowo) o rodzinę oraz prawdziwą kurę domową, która z powodu braku poczucia zainteresowania swojego męża, postanawia znajdować sobie kochanków. W tej sytuacji również nie wiedziałam, po której jestem stronie. Ich historia chyba bardziej do mnie przemówiła, bo choć za wiele się z początku nie działo, później było coraz to ciekawiej.
Mówiłam o nieznanym składniku X, prawda? No właśnie. Czytałam z zainteresowaniem, jednak kiedy na chwilę odkładałam książkę na półce, nie mogłam do niej powrócić od razu. Czemu? Czułam się wewnętrznie zniszczona. Nie dlatego, że złe pióro, czy coś w podobnym guście, ale... Było aż za dużo negatywnych emocji. Chwila uniesień, chwila upadków, aby po chwili spróbować wstać i ponownie upaść. Dużo się dzieje. Dużo adrenaliny, dużo złych sytuacji, dużo komplikacji. Z jednej strony działa to na korzyść książki, bo czytelnik na pewno się nie zanudzi, jednak jak dla mnie... psychika upadała. Pochłonięta przez te dwie historie odczuwałam wszystko, co autorzy chcieli przekazać. Brakowało mi tego magicznego pyłu, który spowoduje, że na chwilę odetchnę ze spokojem, a tutaj... Z dwóch stron goniło mnie potworne poczucie winy. Obrzydzenie, nieufność i nienawiść. Toksyczność unosiła się w powietrzu.
Jak już wspomniałam, tylko tego składnika mi brakowało. Ogólnie, jeśli pomijając ten fakt, czytało się naprawdę dobrze. Widać różnobarwność (jeśli mogę tak to określić) pióra - raz delikatny akcent, raz mocne brzmienie, co estetycznie się skomponowało. Fabularnie również oceniam bardzo dobrze, ze względu na to, że naprawdę wiele się dzieje. Wszystko jest dopracowane na ostatni guzik, są morały i sceny, które warto zapamiętać na przyszłość. Poznajemy małżeństwa, które może i z początku były zbudowane fundamentem miłości, to teraz, kiedy po latach ich miłość się wypaliła, podsycana została innymi - negatywnymi - emocjami. W końcu nie jest to powieść, która się kończy. Tak jak życie, tak i ,,Zbrodnie pozamałżeńskie" trwają nadal. Czy ludzie się zmieniają? Czy ponownie można rozpalić ten ogień, który już zgasł? Na te i inne pytania będziecie mogli odpowiedzieć sobie sami.
Polecam osobom, które lubią rozważać przy lekturach i mają stalowe nerwy. Pióro Daniela i Agnieszki to niesamowita mieszanka wybuchowa, która rozwali nasze endorfiny. Jak dla mnie było za dużo negatywnych emocji, jednak całokształt mimo wszystko oceniam niemalże bardzo dobrze. :) Z chęcią sięgnę po inne książki tych autorów.
Ocena: 4+/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)