-->

czwartek, 10 listopada 2016

#126 Osobliwy dom Pani Peregrine - recenzja książki i porównanie do filmu


Tytuł: Osobliwy dom Pani Peregrine
Autor: Ransom Riggs
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2012
Ilość stron: 400
Seria: Pani Peregrine (TOM 1)

Ta recenzja będzie inna, ponieważ postanowiłam ocenić tę powieść z dwóch stron (spostrzeżenia ,,recenzenta" i czytelnika) oraz - z racji tego, że na ekrany kin trafiła ekranizacja ,,Osobliwego domu Pani Peregrine" - porównam film do książki.  
I raczej od tego ostatniego punktu zacznę, bo właśnie w ten sposób trafiłam na dzieła amerykańskiego pisarza.
Rzadko oglądam filmy. Raz - z powodu zabiegania, dwa - z powodu niechęci. Do kin jeszcze rzadziej chodzę. Czasami trafię na jakiś horror w 3D, ale wolę odpocząć w domu, niż włóczyć się po mieście i marnować czas na to, co raz-dwa zapomnę. Właśnie z tego względu wolę książkę - mogę ją wielokrotnie przeczytać, a ona czeka cierpliwie na półce w moim pokoju. Wyobraźnia bardziej działa, a sceny z filmu zapominam szybko, pamiętając jedynie poszczególne fragmenty. Ale któregoś razu, o dziwo na Facebooku, obejrzałam anglojęzyczny zwiastun ,,Osobliwego domu Pani Peregrine". I tu właśnie zaczęła się śmieszna historia. Myślałam, że to jakiś krótkometrażowy filmik, gdzie reżyser chciał pochwalić się efektami specjalnymi. Wiem, jak dziwnie to zabrzmiało, ale to prawda. Niemniej jednak jak zahipnotyzowana patrzyłam na ekran laptopa, myśląc sobie, że gdyby powstał z tego film, stałby się on hitem.
Niespodzianka! Dwa dni później okazało się, że to jednak był zwiastun filmu. Tym razem to ja namawiałam rodzinę, żeby poszli ze mną obejrzeć film dla młodzieży. Dla młodzieży - my, stare pryki, poszliśmy obejrzeć coś, z czego - jak nam się wydawało - dawno wyrośliśmy. No dobra, mam może dwadzieścia dwa lata, ale wierzcie mi na słowo, że nudzą mnie tego typu filmy, czy toteż książki. Wyrosłam psychicznie z powiastek. Gust się zmienił. Ale nieważne...


Poszliśmy. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, mega zestaw (Coca-Cola i popcorn) przy mnie, trzydzieści minut reklam i... TA-DAM! Okazało się, że jest to ekranizacja książki Ransoma Riggsa! Postanowiłam ocenić najpierw film, aby później zastanowić się nad kupnem książki.
Z początku filmu pojawiły się pewne nieścisłości - nie pasowało mi parę fragmentów, jakby reżyser chciał skrócić początek, aby film opierał się bardziej na akcji. Brakowało mi właśnie tego powolnego wprowadzenia, bo... Sami wiecie. Przypuśćmy: o! Pracuje w sklepie. O! Telefon. O! Nagle jadą! O! Nagle prawie przejeżdżają faceta, ale po raptem dwóch sekundach zapominają o sprawie. I trzy, dwa, jeden... akcja. Kurtyna w górę, Osobliwi i Głucholce nadchodzą.
Później też pojawiały się zgrzyty - całokształt obrazu był w porządku, ale niektóre ich reakcje były naciągane. Nie będę tu przetaczać fragmentów, bo mimo że w tym momencie recenzuję film, chciałabym oprzeć swoją opinię na temat książki.


Jednakże fabuła... naprawdę mi się spodobała. Przez chwilę nie mogłam powrócić do rzeczywistości. Wciąż widziałam unoszącą się dziewczynkę, chłopca, który ożywia truposzy, czy Panią Peregrine zamieniającą się w ptaka. Piękny obraz naprawdę mocno chwycił mój umysł i nie chciał mnie opuścić. Końcówka pozostawiła niedosyt... 
... Dlatego nadeszła kolej na książkę.
Osobliwy dom Pani Peregrine (I), Miasto cieni (II), Biblioteka dusz (III)
Jak widzicie na powyższym obrazku, do tej pory powstały trzy części niesamowitych przygód Osobliwych. Piękne okładki, prawda? Zakochałam się w nich. Twarda oprawa, piękny zapach (tak, wciąż je wącham) i niesamowite wnętrze (i nie mówię tylko o tekście!). Z początku, jak wzięłam pierwszą część do dłoni, nie miałam w sobie dość siły, aby odłożyć ją na miejsce. A przecież musiałam zająć się najpierw innymi książkami, aby móc sięgnąć po te, które mogą poczekać!
Nie wytrzymałam. Czytałam, sekunda po sekundzie, kartka po kartce, coraz bardziej pochłaniała mnie ta historia. Co najważniejsze, nie potrafiłam przeczytać ją od deski do deski. Rozkoszowałam się nią, czego dawno już nie robiłam. Czy film, który przez kilka dni po premierze chwaliłam, okazał się gorszy od pierwowzoru? Oczywiście! Nie piszę, że ,,Osobliwy dom Pani Peregrine" nie ma wad, bo ma, ale... Och. Już dawno tak się nie czułam. Magia mną zawładnęła. Trafiłam na książkę, na którą intuicyjnie czekałam.


Opis:
,,Osobliwy dom pani Peregrine to ekscytujący thriller dla młodzieży. Wprowadza czytelnika do niesamowitego świata osobliwców, pełnego niezwykłych postaci i przerażających potworów.
Młody Jacob po tajemniczej śmierci dziadka wyrusza na odciętą od świata wyspę, by zgłębić jej tajemnice. Świat realny zaczyna przeplatać się z osobliwcami ze starych fotografii. Kiedy jednak chłopak trafia w ruiny osobliwego domu pani Peregrine, odkrywa, że dzieci stamtąd były nie tylko tajemnicze, ale i niebezpieczne. Może więc nie bez powodu zostały izolowane?"
źródło opisu: https://mediarodzina.pl/prod/1381/Osobliwy-dom-pani-Peregrine

Wiem, że niewiele ten opis Wam mówi, dlatego dodam od siebie swoje trzy grosze.

Dla Jacoba to dziadek, wychowany w sierocińcu, był zawsze najlepszym opiekunem. W dzieciństwie raczył go opowieściami o sierotach, z którymi mieszkał - Osobliwych, którzy posiadali nadzwyczajne zdolności. Przy opowieściach zawsze pokazywał piękne, stare fotografie, przedstawiające przyjaciół zza dawnych lat. Jednak z biegiem lat młody chłopak przestał wierzyć dziadkowi. Bo kto uwierzyłby, że ktoś potrafi latać, czy rozpalać ogień za pomocą dłoni? Przemiana w kruka? Ożywianie zmarłych?
No właśnie. To jest fikcja. To nie mogła być prawda.
Pewnego dnia dziadek zmarł w tragicznych okolicznościach. To już wtedy fikcja mieszała się z rzeczywistością. Żeby pozbyć się traumy, Jacob postanowił znaleźć sierociniec i odnaleźć odpowiedzi na pytania, które wciąż krążyły w jego głowie. Nie przypuszczał wtedy, że spotka osoby, o których wciąż słyszał...  


Nie wiem, czy moje emocje spotęgowały się z powodu dołączonych fotografii, które bardziej pobudzały moją wyobraźnię, czy cała szata graficzna. To najpiękniejsze (pod względem zewnętrznym) książki, jakie mam w swoim zbiorze. Zakochałam się w zapachu kartek, w projekt i we włożone w nią serce całego zespołu, który nad nią pracował. Widać gołym okiem, że to wszystko robione było z myślą o czytelniku. I choć zwykle nie oceniam książek pod względem wyglądu, jednak tutaj muszę dać wielkiego plusa. Innej możliwości nie ma. Przepadłam i choć jestem po lekturze pierwszej części, znowu nie potrafię się z nią rozstać.
W środku umieszczone są (prawdziwe! - jeśli wierząc notce załączonej na końcu książki) fotografie. Mogłabym patrzeć na nie bez końca. Choć niektóre z nich pasowałyby do materiału do literatury grozy, myślę, że autor nie mógł lepiej trafić z fabułą. Książka nie jest straszna, choć niektóre fragmenty o Głucholcach powodują skok ciśnienia. Mimo wszystko widać, że to, co wygląda na straszne, wcale takie być nie musi. Ale oczywiście to tylko nieliczne przypadki, bo są osoby, których musimy się obawiać...

Fabuła wciąga od samego początku. Jak wcześniej wspomniałam, tę powieść dawkowałam sobie, dzięki czemu odczuwałam każdy emocjonalny bodziec z potrójną siłą. Przez cały następny dzień (bo czytałam jedynie wieczorami) chodziłam z głową w chmurach i miałam wrażenie, że coś mi nie pasuje. Wciąż tkwiłam we fikcyjnym świecie, stworzonym przez autora. Wyobraźnia działała tak, że rzeczywistość mieszała się z fikcją. Niekiedy, podczas przerw w czytaniu, miałam takiego... ,,kaca książkowego" (z braku lepszego słowa). Widząc w realnym życiu reklamę, w której pokazane zostały stare fotografie, zapytałam samą siebie na głos ,,a gdzie ja położyłam swoje stare fotografie?". Mama spojrzała na mnie zdziwiona, a ja dopiero po paru sekundach palnęłam się w czoło i zrozumiałam, że owe zdjęcia były w książce, a nie w życiu. Taka zakręcona ja...

Postanowiłam porównać książkę do filmu. Tutaj początek jest lepszy. Owszem, również akcja dość szybko się zaczyna (a właściwie tylko śmierć dziadka, który jest czynnikiem wyjazdu głównego bohatera na wyspę), ale jest ona stopniowana, nie tak jak w przypadku ekranizacji. Czytelnik nie jest rzucony na głęboką wodę. Mamy czas, aby zapoznać się z Jacobem, z jego umysłem, marzeniami i życiem. Możemy podchwycić jego dość proste rozumowanie, dzięki czemu w późniejszym etapie historii nie mamy problemu z uzasadnieniem wyborów głównego bohatera. Jest mądry, jak na swój wiek, ale brakuje mu również takiej... ,,życiowej" mądrości. Teraz się zastanowiłam i stwierdzam, że wcześniej - przez rodzinę i rówieśników - nie tylko jego umysł zamknął się na szerszą skalę wyobraźni. Zamknięty został także w swoim nudnawym życiu, w którym nic ciekawego się nie działo. Poznając więc Osobliwców, rozpoczął nowe życie, choć wcale nie było one usłane różami. Nic więc dziwnego, że ciągnęło go do ,,nieznanego".
Film również jest zdecydowanie śmieszniejszy. W kinie parskałam śmiechem, a podczas czytania książki była może jedna, dwie sytuacje, w których moje usta się rozciągnęły.
CO NAJWAŻNIEJSZE! Dzieje się co innego. Ta sama podstawa, ale Emma na przykład umie latać, a nie - jak w przypadku książki - rozpalać ogień. Dzieci również mają inne moce (nie wszystkie). Końcówka też jest zmieniona. Inne sytuacje, miejsca, zdarzenia, dialogi. Niektóre sytuacje są zaczerpnięte z książki, ale nie wszystko.
Gdybym miała ocenić i film i książkę, sądzę, że oceniłabym je inaczej. Co prawda - ta sama fabuła, ale miałam inne odczucia. Podczas oglądania filmu wyobraźnię miałam podaną na tacy, dlatego doszukiwałam się minusów w ekranizacji. W książce zaś wyobraźnia się obudziła i miałam całkowicie inne odczucia.

Do opisów i dialogów nie mam większej pretensji, choć niekiedy - w kulminacyjnej scenie - miejscami było przesadnie dziecinnie. Wiem, że sześciolatkowie wiwatują, klaskają w dłonie, czy co tam jeszcze robią,  gdy im coś się uda, ale były bodajże dwa fragmenty, przy których nawet główny bohater (nastolatek) zachowywał się w ten sposób. To mi zdecydowanie nie pasowało.
Reszta? Jak najbardziej. Uwielbiam opisy, a tutaj autor postanowił ich nie oszczędzać. Oczywiście nie wyobrażajcie sobie, że większość książki to same ,,czytelnicze wspomagacze" (- jak je nazywam). Jest w sam raz. Dialogi również są lekkie, łatwo przyswajalne. Czyta się z lekkością, każde słowo jest doprecyzowane.

Jednak przyznaję z bólem, że kulminacyjna akcja bardziej podobała mi się w filmie, niż w książce. Możliwe, że druga część nadrobi zakończenie, ale w tym momencie tutaj muszę zaliczyć plus dla filmu, nie dla pierwowzoru. W książce brakowało mi chaosu, wstrzymanego oddechu i zabawieniem się umysłem czytelników. To właśnie przez zakończenie musiałam obniżyć nieco ocenę. Książka - moim skromnym zdaniem - zasługuje na najwyższą notę, ze względu na to, w jaki sposób odebrałam historię Osobliwych. ,,Osobliwy dom Pani Peregrine" to mieszanka Harrego Pottera, Piotrusia Pana, Trylogii czasu i czegoś zupełnie nowego. Choć wspomniane książki są dobre, nie wiedziałam dlaczego czytelnicy tak bardzo przykleili się do tych powieści. Dopiero teraz zrozumiałam, co to znaczy ,,zauroczyć się w książce". Rzeczywistość zadrżała, umysł się otworzył, a fikcja wyszła na wolność. To moje uzasadnienie tej emocji. Teraz rozumiem.

Powieść polecam nie tylko młodzieży, ale i - a może przede wszystkim? - dorosłym. Wkroczcie razem z Jacobem do innego świata, który jest tak blisko naszego. Przenieśmy się w czasie do 1940 roku, aby po chwili powrócić wraz z głównym bohaterem do czasów współczesnych.

Zarówno powieść jak i książkę oceniam pozytywnie. Recenzent daje plus za unikatową fabułę, czytelnik za moc powieści. Nie mogę się doczekać, aż chwycę za drugą część, która już teraz przywołuje mnie do siebie.
Polecam z całego serca.

Ocena książki: 5+/6
Ocena filmu: 5/6




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)

ODWIEDŹ NAS JUŻ DZIŚ!