Autor: Mia Sheridan
Wydawnictwo: Septem
Liczba stron: 372
Data wydania: 15 czerwca 2016
Cykl: A Sign of Love
Mia Sheridan już przy pierwszej książce trafiła do grona moich ulubionych pisarzy. Jej pióro sprawia, że zatracam się w czytaniu i żyję światem fikcyjnym, dopóki nie przewrócę ostatniej kartki powieści. To zdumiewające, że w tak spopularyzowanym gatunku - new adult - można jeszcze tak wiele zdziałać! Przed Calderem - trzeciej książki tej autorki, po którą sięgnęłam - oczekiwałam czegoś lekkiego, emocjonalnego. Co dostałam? Przekonajcie się sami...
Opis książki:
Kiedy dziesięcioletni Calder po raz pierwszy zobaczył ośmioletnią Eden, nie przeczuwał, że ich losy na zawsze splecie niewidzialna nić. Ale z pewnością wiedział, że jego uczucia nie zyskają aprobaty społeczności, w której przyszło mu żyć. Jako syn członków apokaliptycznej sekty o surowych zasadach moralnych nie powinien nawet marzyć o dziewczynce, która... miała zostać żoną przywódcy tej sekty. Sęk w tym, że ani Calder, ani Eden nie mogą tak po prostu zrezygnować z marzeń. Odważny chłopak i zdeterminowana dziewczyna postanawiają walczyć o własną godność, o prawo do decydowania o swoim życiu, wreszcie o swoją miłość.Wyrusz z nimi w tę podróż, zobacz, jak próbują odnaleźć własne miejsce w świecie i nadać nowy sens życiu.Calder. Narodziny odwagi to opowieść o walce dobra ze złem, o strachu i męstwie oraz o ponadczasowej prawdzie, że światło miłości potrafi rozświetlić największe mroki...źródło opisu: http://helion.pl/ksiazki/calder-narodziny-odwagi-m...(?)
Już prolog wbił mnie w fotel. Poznajemy ,,uciekinierkę", nieznajomą młodą kobietę, która ucieka od nieznanego i niewidocznego dla nas zbrodniarza. Wiemy, że główna bohaterka cierpi. Wyczytujemy, że przeszła długą drogę, aby uciec przed przeszłością. Dąży do lepszej przyszłości. Ale czy na pewno jej się to uda? Mając w kieszeni jedynie jeden przedmiot, który chciałaby sprzedać, aby móc gdzieś przenocować i cokolwiek zjeść, brnie do wielkiego miasta, pełnego ludzkiej zachłanności i chamskości. Widzimy, jak brutalnie zostaje traktowana i oceniana - mimo że nikt nie zna jej historii. To smutne, ale i zarazem prawdziwe. W realnym świecie również pochopnie oceniamy ludzi, nie dajemy im możliwości wykazania się. Ponadto chciałabym jeszcze zauważyć, że w prologu widzimy nasz ,,brudny" świat. Z każdą kolejną kartką powieści dowiadujemy się, że miał być to raj dla głównych bohaterów, a zastali coś kompletnie innego. Jednak, zważając na miejsce, z którego uciekli, nawet to miejsce wydaje się być o wiele lepsze.
Elizjum. Miejsce spoczynku dobrych dusz. Czyż nie każdy chciałby zasiąść w tym miejscu po swojej śmierci? Czy nie każdy chciałby mieć zagwarantowane dobre miejsce i nie martwić się, że trafi do siedziby Hadesa? Brak chorób, smutku, łez i żalu. To kraina bogów, radości i spełnienia marzeń. Śmierć dla niektórych może być wybawieniem. Ale... czyim kosztem?
Tuż obok naszego życia codziennego, istnieje pewna sekta. Sekta, która wierzy, że pewna wybranka przeprowadzi ich bezpiecznie do Elizjum, po wielkiej powodzi. Przyznam, że z początku nieco nie mogłam odnaleźć się w fabule. Jestem przyzwyczajona, że rys paranormalny mocno zaznacza granicę między światem fikcyjnym a realnym. Tutaj jednak odnosiłam wrażenie, jakbym trafiła do starożytnej epoki, a chwilę później zgubiłam się, gdy zaznaczona została współczesna cywilizacja. Straciłam zapał do czytania, bo nie mogłam pozbierać myśli. Jednak, kiedy nastąpiło w mojej głowie ,,olśnienie", po prostu wchłonęłam tę książkę. To było cudowne doświadczenie, gdy się czytało o obumarłych wierzeniach, o sekcie i ich przesądach, a obok przebiegała autostrada z jeżdżącymi na niej samochodami z XXI wieku. Jednocześnie czułam wstręt do ich "wodza". Wiem, jak to jest, kiedy przywódca próbuje wmówić pozostałym swoją rację i swoją ideologię. Zawsze wtedy próbuję rozszyfrować jego intencje i postarać się zrozumieć jego sposób myślenia, więc nie dość, że okropnie mnie irytował Hektor, to i jego postawa powodowała, że miałam ochotę wejść do książki i go udusić. Ponadto ,,Wielki Pan i Władca" nie próbuje tylko usidlić swoich poddanych, ale i całkowicie pozbawić ich dostępności do normalnego świata. Ciągle zadawałam sobie pytanie: czemu? Jak do tego doszło, że Hektor postanowił zmienić tylu ludzi w swoich niewolników (bo tak to widzę)? Jednak muszę zaznaczyć, że negatywne emocje do tego bohatera pozytywnie wpłynęły na ocenę książki.
Ale wracając do książki... Oj, Calder z całą pewnością zostaje dopisany do listy ulubionych bohaterów literackich. Spodobało mi się, że jest zlepkiem mięśni, męstwa i męskiej postawy, ale i zarazem wewnętrznie kruchym, dobrym i żądnym nawet najmniejszych przygód chłopcem. Eden zaś, wybranka bogów, to kobieta potrzebująca miłości i... codzienności. Ale nie takiej, jaka odgrywa się w apokaliptycznej sekcie. Ona, jako osoba, która urodziła się i wychowała w ,,normalności", pragnęła tego, co miała wcześniej. Chciała być normalną dziewczynką, która mogłaby bawić się zabawkami i rozmawiać z kim tylko by chciała. Jednak wkraczając do całkowicie innego świata, została pozbawiona dzieciństwa. Stała się wybranką, osobą z natury niedostępną, a jakby tego było mało... przyszłą żoną Hektora.
Los jednak postanowił skomplikować sprawę, podsuwając jej pod nos życzliwego chłopca o imieniu Calder. Kiedy jednak oboje dorastają i buzują w nich hormony, nie da rady oprzeć się wzajemnemu przyciąganiu. Ich miłość kwitnie z mocą, której nawet najpotężniejsi bogowie nie będą potrafili stłumić. Czytając o ich emocjach, wzruszałam się na myśl, że z całą pewnością będą musieli wiele wycierpieć, aby być razem. Wciąż powracałam myślami do prologu i modliłam się do bogów, aby było jednak dobre zakończenie ich historii. Przyznam, że sama układałam sobie wydarzenia, które mogły się jeszcze w tej powieści wydarzyć. I choć trochę zgadłam, i tak ostatecznie wiele razy zostałam pozytywnie zaskoczona przebiegiem akcji.
,,Calder. Narodziny odwagi" pokazuje siłę, jaką daje wiara i miłość do drugiego człowieka. Czy dwie osoby mogą zmienić wiarę w zakończenie? Czy siła przyjaźni jest na tyle silna, aby uratować się ze szpon śmierci? Z ręką na sercu polecam powyższą pozycję. Poczujcie nie tylko dawkę miłości i radości, ale i dużą dozę napięcia oraz bądźcie świadkami niebezpieczeństwa, które człowiek sam sobie stwarza.
Polecam! I z niecierpliwością czekam na kolejną część.
Ocena: 5+/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grupie Wydawniczej Helion
Zdecydowanie muszę wywrócić do czytania, ale też utknęłam w pewnym momencie i jakoś nie mogę ruszyć. Dobrze, że za kilka dni wakacje! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na swój wygrany egzemplarz ;) A w domu czeka na swoją kolej jeszcze "Bez słów" :D
OdpowiedzUsuńBez słów po prostu FANTASTYCZNA! :)
Usuń