-->

piątek, 14 października 2016

,,Balonik" - opowiadanie Oli



Wyobraźcie sobie dziecko, które w swoich małych rączkach kurczowo trzyma sznureczek od swojego wymarzonego balonika. Napełniony helem unosi się nad głowami przechodniów, wyróżniając się swoim różowym kolorem na błękitnym, bezchmurnym niebie. Młody człowiek zwykle traci zainteresowanie obiektem już po paru minutach, jednak ta dziewczynka...
Ta dziewczynka była inna.
Nigdy nie była w wesołym miasteczku. Miała sześć lat i wielkie marzenia, które w okamgnieniu można było spełnić, lecz posiadała również niewidzialną barierę, która uniemożliwiała jej wewnętrzny rozwój. Czym była niewidzialna bariera?
Rodziną. Niby widoczna dla społeczeństwa, ale niewidoczna dla niej.
Mała Suzanne urodziła się z wrodzoną wadą słuchu. Mimo tej niepełnosprawności, odziedziczyła po rodzicach piękne krucze włosy, układające się w loki i okalające jej słodką, śniadą twarzyczkę. Wyglądała jak porcelanowa lalka z wielkimi, niebieskimi oczami i lekko różowymi ustami i policzkami. Śmiała się jak chichotka, a jako niemowlę niemalże nigdy nie płakała. Była królewną Śnieżką – idealną, w każdym calu.
Ale wygląd to jednak nie wszystko. Dla rodziców liczyło się to, czego nie dostali. Czego nie dostało ich dziecko, w zamian za noszenie jej przez dziewięć miesięcy w brzuchu przyszłej rodzicielki. Po jej urodzeniu oboje bardzo przerazili się diagnozą. Tak bardzo, że zamiast obdarować ją większą miłością, powoli wycofywali się ze swojego powołania. Nie czuli się na siłach, aby zmierzyć się z jej jedyną wadą. Rozmyślali nawet o oddaniu jej do adopcji, jednak summa summarum pozostała w ICH domu. Karmili ją, ubierali, obdarowywali zabawkami...
… I na tym kończyło się rodzicielstwo.
Brakowało jedynego, najważniejszego składnika. Składnika X. Składnika miłości. Widzieli ją przy stole, ale jednocześnie jej nie zauważali. Suzanne na początku przyjmowała do wiadomości to, że ojciec często wycofywał się do swojego gabinetu, a matka wolała uporządkować kilka razy dziennie ten sam regał, niż zasiąść z nią przy stole i pobawić się lalkami, lecz z biegiem czasu zdała sobie sprawę z tego, że tak nie powinno być. Nie powinno.
I piękna porcelanowa twarz laleczki pękła.
Przestała się uśmiechać. Przestała wychodzić naprzeciw rodzica, aby mógł ją zauważyć. Przestała starać się o ich względy.
Przestała istnieć.
Jakie marzenia mogło mieć dziecko? Niewielkie. Zabawka z wystawy, zawód strażaka, lub zostanie księżniczką... Ona chciała tylko balonika. Balonika, którego któregoś razu zobaczyła z okna swojego pokoju, gdy wieczorem przesiadywała na szerokim parapecie, patrząc się uszczęśliwionych ludzi za oknem. Na rodzinę – pełną, w komplecie, z miłością wypisaną na twarzy.
Wiedziała już wtedy, że brakuje jej właśnie tego składnika. Chciała balonika, który był jedynie spoiwem rodziny. Symbolizował on wyjście w gronie najbliższych, w celu rodzinnej rozrywki. To tego właśnie brakowało w ich domu. Nie zmysłu słuchu, tylko zmysłu... czucia. Miłości. Emocji.
Wielokrotnie, gdy z ojcem za kierownicą jeździła na badania kontrolne, przejeżdżali obok wesołego miasteczka. Nigdy tam nie była, chociaż znajdował się nieopodal ich domu. Podróż nie była zbyt długa, zaledwie parominutowa. Dlaczego więc w ciągu tych sześciu lat nigdy tam nie zawitali?
Może rodzice wstydzili się niepełnosprawnej córki. Może nie mieli nastroju pokazywać się wśród ludzi. Może nie mieli czasu, aby choć raz w życiu podejść do córki i przekazać jej, że ją kochają. Że wspierają. I że jest dla nich idealna.
Suzanne wiedziała, że ma problem ze słuchem. Nigdy nie słyszała, ale za to dużo widziała. Była bystra, jak na swój wiek. Jednak to nie wystarczyło, aby uzupełnić tę lukę w jej ciele.
Któregoś razu, kiedy mała dziewczynka siedziała w ogrodzie domu i urządzała piknik dla lalek, zauważyła lecącego wzdłuż ulicy balonika. Jakieś dziecko musiało opuścić go, a on samotnie unosił się w powietrzu, wysyłając jej sygnały, że jest tak samo osamotniony, jak ona. Suzanne nie zastanawiała się ani chwili – wybiegła na swoich krótkich nóżkach z terenu domu, który oznaczony był białym, niskim płotem, i planowała go złapać. Może to sygnał od Boga? Może ktoś, kto zarządzał przeznaczeniem ludzi, dał jej szansę na spełnienie marzeń?
Biegła, choć balonik z każdą chwilą się oddalał. Wciąż unosił się nisko, więc dziewczynka miała nadzieję, że kiedyś go złapie. Nie zwracała uwagi na to, jak już daleko oddaliła się od domu, ani że nie zna okolicy. Biegła, co tchu, aby dotknąć symbol rodzinnej miłości. Może balonik to tak naprawdę wróżka, która spełni jej życzenie?
Niestety, gdy była już bardzo daleko od bezpiecznego miejsca, ów balonik pofrunął wysoko, znikając w końcu na bezchmurnym niebie. Suzanne poczuła, jak łzy cisną jej się do oczu, ale nie pozwoliła uronić ani jednej.
Podeszła do niej kobieta przebrana za klauna, trzymająca z trzydzieści podobnych baloników. Jej zmartwiony wyraz twarzy sygnalizował jej, że widziała całe to zamieszanie. Bała się, że nieznajoma coś jej zrobi, ale ona poruszyła tylko parę razy ustami, zapewne wypowiadając jakieś słowa. Suzanne dotknęła ucha i pokręciła głową, dając jej znać, że nie słyszy. Troska w oczach kobiety jeszcze bardziej się pogłębiła, ale po chwili na jej pomalowanych na czerwono ustach wykwitł uśmiech.
Gdzie twoi rodzice? - Ku jej zdziwieniu, klaun potrafił komunikować się językiem migowym.
Pokazała miejsce, skąd przyszła i dopiero teraz rozejrzała się po otoczeniu. Zdała sobie sprawę, że znajdowała się w wesołym miasteczku, wśród setek nieznanych ludzi. Była sama, bezradna i nie wiedziała, jak trafić do domu. Spojrzała raz jeszcze na miejsce na niebie, w którym straciła z oczu upragniony balonik. On nie sprowadzi jej do domu. Poczuła łzy napływające do oczu.
- Nie płacz. - Kobieta poruszyła rękoma. - Zaraz dam ci nowy.
Dziewczynka, jak zahipnotyzowana patrzyła na nieznajomą, która wręczała jej różowego balonika. Nagle cały stres i ból po stracie poprzedniego odszedł w niepamięć. Przyjęła dar, spoglądając na samotnego, różowego balonika, który wyróżniał się na błękitnym niebie.
Tylko wracaj do rodziców – dodała, rzucając okiem na rodzinę stojącą nieopodal i patrzącą się w ich stronę. Pewnie kobieta, gdy Suzanne pokazała kierunek, skąd przyszła, nie zrozumiała dokładnie jej gestu. Pomyślała zapewne, że wskazuje na rodziców.
Ale mała się nie przejmowała. Klaun w końcu zostawił ją w osamotnieniu, a dziewczynka nie mogła oderwać wzroku od podarunku. Czy coś dzięki temu zmieni się w jej życiu? Nie była pewna. Choć nie było tutaj ani mamy, ani taty, czuła się w pewnym sensie spełniona. I to jej wystarczyło.
Nie wiedziała natomiast tego, jakie zamieszanie panowało w jej domu. Mama, kiedy pozmywała już wszystkie naczynia z obiadu, osuszyła je i włożyła do szafki, spojrzała na pusty koc przez okno w kuchni. Zdała sobie sprawę, że Suzanne nie było w wyznaczonym miejscu, ale nie przejęła się tym. Może nie usłyszała, jak wchodzi do domu?
Postanowiła przeszukać pomieszczenia.
Po pół godzinie poszukiwań, rezultat był niezadowalający. Zadzwoniła do swojego męża z informacją, że ich córka zniknęła. Strach i ból przejmował kontrolę nad dwojgiem ludzi, którzy jeszcze do niedawna nie przejmowali się losem córki. Zawiadomili policję, która przyjechała radiowozem pod ich dom. Nie mogli jeszcze oficjalnie zgłosić zaginięcia, ale przyjęli zgłoszenie i postanowili rozejrzeć się po okolicy i popytać ludzi.
Nikt nie widział głuchoniemej dziewczynki. Nikt nie zauważył jej, co wcale nie było takie niezwykłe. W końcu przez sześć lat była tylko wspomnieniem marzenia o idealnym dziecku. Nikt nie zauważał jej potrzeb. Jej bólu i wewnętrznego cierpienia.
A teraz całkowicie zniknęła.
Nie kończę tej historii, bo nie warto. Sami dopowiedzcie sobie zakończenie. Wiecie, gdzie się znajduje i z jakim życiem się spotkała. Czy rodzice w końcu ją znajdą i zmienią do niej nastawienie? Czy może karma powróci, a Suzanne stanie się jej ofiarą, bo nieznajomy mężczyzna ją porwie? Albo zdarzy się jakiś potworny wypadek?
To od Was zależy zakończenie tej historii. Suzanne nadal tam stoi i patrzy na balonika, podczas gdy rodzice w końcu zauważyli jej zniknięcie. Ona nie chciała zbyt wiele. Chciała miłości i zauważenia. Teraz to ona stoi na scenie przeznaczenia i macha do Was, pozdrawiając czule. Wy ją widzicie, ale... inni?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wyraźcie swoje zdanie w komentarzu, będzie mi niezmiernie miło :)

ODWIEDŹ NAS JUŻ DZIŚ!